poniedziałek, 26 grudnia 2016

Podsumowanie roku szczodrego według naczelnego




Mijający rok był dziwny i to pod każdym względem. Z jednej strony szczodry, zgodnie z założoną przez nas nazwą, jeśli chodzi o wysyp wspaniałych płyt, odkryć muzycznych i dźwiękowych podróży, także tych koncertowych, a z drugiej wyjątkowo rozczarowujący i podły, zwłaszcza gdy pomyślimy o wszystkich, których Śmierć zabrał ze sobą. Zresztą nie tylko. To także nie był łatwy rok dla nas jako redakcji.

Odejście z redakcji redaktora Wójcika było dla mnie sporym ciosem, bo wiele spraw budowaliśmy wspólnie i choć w obecnym kształcie trwamy nadal w założeniach i tworzymy LU w sposób mamy nadzieję atrakcyjny nie tylko dla nas, ale także i dla Was, to muszę przyznać, że brakuje mi jego energii, pomysłów i zaangażowania. Nie udało się też póki co znaleźć człowieka, który by go zastąpił, a przynajmniej wniósł nową jakość, ciekawe spojrzenie i który razem ze mną oraz redaktorem Chamerą będzie kontynuował i rozwijał misję LU. Karol Pięknik, który do nas dołączył w czerwcu po zaledwie trzech miesiącach zrezygnował z powodów osobistych - a szkoda bo jego wizja, choć nieco inna, fajnie zazębiała się z tym co już wypracowaliśmy, mogła też w interesujący sposób rozwinąć LU (i mam nadzieję, że w pewnym stopniu to zrobiła). W mijającym roku odświeżyliśmy  także wygląd strony, nazewnictwo i formułę poszczególnych cykli, które oczywiście będziemy kontynuować. Nie udało mi się wytrwać w postanowieniu podsumowywania każdego miesiąca z pomocą audycji, jak zapewne zauważyliście sierpniowe i kolejne się nie pojawiło. Nie dlatego, że nie chciałem, ale trochę z braku czasu, a trochę z mojego wiecznego zakręcenia.

Plany na przyszłość, czyli na rok 2017, który będzie się nazywać dwa tysiące szczęśliwym (numerologicznie cyfra 17 jest dynamiczna, przedsiębiorcza, energiczna i szczęśliwa mimo niedogodności z którymi "walczy"), to przede wszystkim trwanie w naszych postanowieniach i misji bloga LupusUnleashed, a także ulepszanie wypracowanych formuł oraz cykli i być może kolejnych zmian w wyglądzie strony. Zamierzamy też poświęcić większą niż dotychczas uwagę na podcasty i filmy, które będą się pojawiać na naszych kanałach soundcloud i youtube (w wypadku podcastów nie wykluczam innego miejsca, o ile znajdę satysfakcjonujące rozwiązanie). Wiem, że w zeszłym roku mówiłem to samo, ale tym razem postaramy się za tę kwestię ostro zabrać i również popracować nad ich formułami i atrakcyjnością oprawy. Dalej będziemy też kontynuować naszą bardzo udaną współpracę z Laboratorium Muzycznych Fuzji, które odwala kawał znakomitej roboty czy Creative Eclipse, która tej jesieni otworzyła mi oczy i uszy na mnóstwo pięknej, nieoczywistej muzyki. Zamierzam też kontynuować prace nad spin-offem LU, czyli LupusOnMovieReel, który tak jak dotychczas będzie aktualizowany rzadziej niż LU, ale mam nadzieję, że równie interesującymi treściami, także tymi powtórzonymi i odświeżonymi - więcej, czyli osobne podsumowanie, bezpośrednio na LOMF. Istnieje też spora szansa, ze powrócimy do organizowania koncertów pod naszym szyldem - ale o tym w swoim czasie! Co zaś się tyczy podsumowaniach miesięcznych to jeszcze nie wiem jaką formę przybiorą w przyszłym roku, ale nie wykluczam, że jednak będą się pojawiać, a wtedy postaram się by pojawiały się regularnie i nagle nie urwały! Trzymajcie za nas kciuki!

Podsumowanie roczne to jednak nie tylko kwestie wyżej opisane, ale również wymienienie najciekawszych naszym zdaniem płyt, wyliczenie rozczarowań i oczekiwań muzycznych na nowy rok. To zaś, będzie wyglądało tak jak w zeszłym roku. Zapraszam do mojego zestawienia! Kolejność nie ma znaczenia.

Najlepsze płyty:
a) zagraniczne:

Primal Fear - Rulebreaker

Nigdy nie byłem fanem Niemców z Primal Fear, ich dyskografia jest bardzo nierówna, raz widziałem ich na żywo i szczerze mówiąc nie powalili mnie. Po "Rulebreaker" sięgnąłem z ciekawości i zostałem bardzo mile zaskoczony. Charakterystyczne niemieckie surowe brzmienie i mnóstwo świetnych kawałków były jednymi z pierwszych nowych dźwięków usłyszanych przeze mnie w roku szczodrym i musze przyznać, ze wciąż do tego albumu wracam z przyjemnością. (pełna recenzja tutaj)



Megadeth - Dystopia

Rudy znów zmienił skład i znów zaskoczył mocnym materiałem, który skutecznie zmył niesmak po kolejnym spadku formy jaki nastąpił po wyśmienitym "Endgame". Mustaine i jego kapela to machina, która choć działa w przedziwny, niespodziewany i dość humorzasty sposób znów zaserwowała album energetyczny, pełen świetnych numerów, charakterystycznego brzmienia oraz z miejsca stając się jednym z moich ulubionych krążków tej formacji do których z przyjemnością będę wracał jeszcze nie raz. (pełna recenzja tutaj) 



Diamond Head - Diamond Head

Bodaj największa niespodzianka roku szczodrego, czyli powrót legendarnego Diamond Head osławionego za sprawą coverów zrobionych przez Metallikę. Po trzech płytach z Nickiem Tartem, który zastąpił oryginalnego wokalistę Seana Harrisa ponownie zmieniono wokalistę, tym razem na Rasmusa Bom Andersona i z impetem wrócono do dawnej formy. Nie mam wątpliwości, że to ich najlepsza płyta od czasu debiutu czyli "Lightning to the Nations" z 1980 roku i jego następcy "Borrowed Time" z 1982 roku. To także jedno z najciekawszych i najchętniej przez mnie słuchanych albumów roku szczodrego do których z całą pewnością będę wracał. (pełna recenzja tutaj)

Haken - Affinity

Czwarta pełnometrażowa płyta Brytyjczykow z Haken to jeden z moich absolutnych faworytów jeśli chodzi o płyty z roku szczodrego. To płyta to nie tylko perła współczesnego metalu progresywnego, ale także istny wehikuł czasu. Posłużę się tutaj fragmentem recenzji, którą napisałem dla Laboratorium Muzycznych Fuzji: "Wysoko zawieszona poprzeczka, oczekiwania i szczyt na który się z niemałym trudem wspięli wydawałby się nie do przebicia. I tak Brytyjczycy postanowili z góry zejść niczym górnicy do jakiejś zapomnianej, opuszczonej kopalni gdzie na próżno szukać złota czy drogocennych kamieni. To, co się w niej znajduje to w pełni sprawne stare kineskopowe pecety, atari, a nawet commodory. Wszystkie są gotowe, by niepodzielnie rządzić naszymi duszami." I znów nie mam wątpliwości, że będę do neij wracał z bananem na twarzy i wspominając świetny koncert w Uchu i wywiad z Richardem Henshallem. (recenzja na LMF, relacja z koncertu w Uchu na LMF i wywiad na LMF)

Periphery - III: Select Difficulty


Nieco mylący pod względem tytułu czwarty pełnometrażowy album studyjny wyszedł w zaledwie rok po znakomitym dwuczęściowym "Juggernaut: Alpha & Omega". Płyta do której wracałem w roku szczodrym często i zapewne jeszcze nie raz będę wracał - pełna szaleństwa, dynamicznych utworów i wszystkiego co nie tylko najlepsze w Periphery, ale takze w nowoczesnym metalu progresywnym spod znaku djent. (gościnna recenzja Jarka Kosznika tutaj)



Ihsahn - Arktis.

Szósta płyta studyjna norweskiego eksperymentatora i multiinstrumentalisty Vegarda Sverre'a Tveitana znanego jako Ihsahn tym razem zabiera nas na zimną Arktykę. Tradycyjnie jest to muzyka zróżnicowana i łamiąca granice między gatunkami. To, co wyróżnia twórczość Ihsahna spośród wielu grup parających się metalem progresywnym to bardzo szerokie spektrum gatunkowe i wachlarz stylistyczny, który łączy w bardzo klimatyczną całość. Niezależne czy mamy do czynienia z czymś mocno związanym ze sceną death czy black czy sięgając po elementy niemal ambientowe, elektroniczne czy mocno rozbudowane stricte progresywne pasaże.  Nie inaczej jest na najnowszym albumie, który już od pierwszego numeru wgniata w fotel. (pełna recenzja tutaj)


Deftones - Gore

Są takie zespoły, które się kocha lub nienawidzi. Są też takie, których fenomenu nie jest się w stanie zrozumieć. Jednym z nich w moim przypadku jest Deftones - nie jest tak, że ich uwielbiam, ale nie mogę też powiedzieć, że nienawidzę. Kiedyś nawet się w tej grupie zasłuchiwałem, ale nadszedł moment, że porzuciłem tę grupę na rzecz innych, moim zdaniem ciekawszych zespołów i muzyki. Przy "Gore" znakomicie będą się bawić zarówno najzagorzalsi fani zespołu, jak również Ci, którzy dotąd nie mieli okazji ich poznać lub nie darzą ich twórczości szczególnym sentymentem, bo ósmy krążek Amerykanów to po prostu kawał wyśmienitej roboty. (pełna recenzja tutaj)


Vektor - Terminal Redux

Amerykańska formacja Vektor nie należy do bardzo znanych grup, choć swoją muzyką powinna zainteresować wielbicieli zarówno klasycznego thrash metalu, jak również nowoczesnej progresji i ekstremalnego metalu. Od swojego debiutu zatytułowanego "Black Future" oszałamiają kapitalnymi pomysłami, brzmieniem i ogromną swobodą z jaką łączą stare z nowym. "Terminal Redux" to ich trzecia płyta i nawet na moment nie zwalniają tempa. To także jeden z tych albumów, którego słuchałem często  mijającym roku i do którego będę wracał - zawsze z opadniętą szczęką z wrażenia. (pełna recenzja tutaj)


Flotsam & Jetsam - Flotsam & Jetsam

Kolejni weterani, którzy postanowili wrócić do formy za pomocą tak zwanego krążka "self-titled". Amerykanie z Flotsam And Jetsam wzięli chyba też pod uwagę krytykę jaka spływała na grupę w ostatnim czasie związku z koszmarną i niepotrzebną nową wersją klasycznego albumu "No Place For Disgrace" czy niewypałach jakimi były ostatnie albumy z "Ugly Noise" na czele. Sprawdźmy czy dowodzona niestrudzenie przez wokalistę Erica A.K grupa i ich trzynasta propozycja jest lepsza od swoich poprzedników. Jedno z zaskoczeń , a co za tym idzie warte odnotowania i oczywiście sprawdzenia jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. (nasza recenzja tutaj)


Khroma - Stasis 


Uczucie jakie towarzyszyło mi przy poznawaniu najnowszej płyty Finów z Khromy było i w sumie nadal jest bezcenne - myśląc obecnie termin"nu-metal" czuję mdłości i niechęć, a tymczasem ten krążek nie tylko mnie zaskoczył, ale i z milą chęcią do niego wracam. Cytując za recenzją, która napisałem dla Laboratorium Muzycznych Fuzji: "Nie znajdziecie tu melodyjnego grania, ale z całą pewnością możecie po tę płytę sięgnąć w ciemno jeśli lubicie muzykę gęstą, nieprzewidywalną i pomysłową, garściami czerpiącą ze zdobyczy lat 90., ale i nie stroniącą od bardziej współczesnych brzmień. Album, choć dość surowy jest precyzyjnie skonstruowany i niezwykle bogaty w rozwiązania jakich boją się niektóre grupy. Jest nie tylko klimatycznie, ale i bardzo wciągająco. Cała płyta to kopalnia hitów do relaksu, kiwania się w rytm, czy rozkręcenia imprezy." (pełna recenzja na LMF)

Dinosaur Jr. - Give A Glimpse Of What Yer Not


Jedenasta płyta starszych panów z Dinosaur Jr., która w całości jest absolutną petardą. Dla mnie jedno z niewątpliwych zaskoczeń roku i jedna z tych płyt, która w moich słuchawkach gościła często i jeszcze raz gościć będzie. To płyta mocno zakorzeniona w charakterystycznej dla formacji stylistyce mocno czerpiącej z hard rocka i punk rocka lat 70, ale także osadzonej w bogatej palecie alternatywnego grania, zarówno tego z lat 90, jak i przeinterpretowanej w ciągu ostatnich kliku latach choćby za sprawą Jacka White'a. Nie ma w niej mowy o nudzie, nie ma mowy o odkrywaniu czegokolwiek nowego, a jednak słucha się jej bardzo przyjemnie i po prostu chce się do niej wracać. (pełna recenzja tutaj)

c) wyróżnienia bez skrótowców

pg.lost - Versus (recenzja); Mono - Requiem for Hell (recenzja); Wang Wen - Sweet Home, Go! (recenzja); Cancel the Apocalypse - Our Own Democracy (recenzja); Seven Impale - Contrapasso (recenzja i wywiad)

d) te, o których napiszę na początku roku:

Epica - The Holographic Principle; Testament - Brotherhood of the Snakes; The Pineapple Thief - Your Wilderness; Rolling Stones - Blue And Lonesome; Damian Wilson - Built for Fightning/Damian Wilson & Adam Wakeman - Weir Keepers Tale; Thy Catafalque - Meta; Pray For Sound - Everything Is Beatiful; Asger Techau - Phonetics; Shaman Elephant - Crystals


e) honorowe wyróżnienia:

Metallica - Hardwired to... Self-Destruct 

Bez większego zaskoczenia, ale i bez niesmaku. Metallica wydała album naprawdę dobry, który choć nie jest niczym wybitnym na pewno należy do przyjemnych w odsłuchu. Nie jest to też moim zdaniem album, który zasługuje na miano najlepszego, ani w dyskografii zespołu, ani w jakimkolwiek zestawieniu, ale ta druga kwestia to już rzecz gustu. (nasza recenzja w audycji "W Cztery Uszy: Ewangelia Samozniszczenia")




David Bowie - Blackstar

Nie zrozumcie mnie źle, ale nigdy nie byłem fanem Davida Bowie. Doceniam jego wkład w muzykę i kulturę, jego niezwykły zmysł artystyczny i fakt, że był niczym kameleon - dopasowując swój wizerunek do epoki i do tego, co chciał zawrzeć na swoich płytach. Nie inaczej stało się w przypadku jego ostatniej płyty studyjnej, a przynajmniej ostatniej wydanej za życia. Wspaniała płyta i wielkie pożegnanie. (pełna recenzja tutaj)



Leonard Cohen - You Want It Darker 

Podobnie jak w przypadku Davida Bowiego wielkim fanem twórczości Leonarda Cohena nie byłem, ale doceniam jego niezwykły charakterystyczny głos i wkład w muzykę. Tym albumem także i on pożegnał się ze swoimi wielbicielami i podobnie jak Bowie zrobił to w sposób przepiękny, fenomenalny i niezwykle chwytający za serducho. (nasz recenzja tutaj)





f) płyty polskie

Votum - :Ktonik:

Mimo zawirowań w składzie grupy Votum wydało jedną z najmocniejszych płyt w swoim dorobku - dojrzałą i przemyślaną, taką z której mogą być dumni i śmiało podbijać świat zagraniczny. To płyta, którą powinno się znać niezależnie od tego czy jest się fanem rocka i metalu progresywnego i zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich płyt w roku szczodrym. (nasza recenzja tutaj)





Thy Worshiper - Ozimina/Klechdy


Według serwisu Spotify jedną z najczęściej słuchanych przeze mnie płyt i artystów w roku szczodrym były pięknista "Ozimina" i tegoroczne "Klechdy" Thy Worshiper. Nie ma w tym nic dziwnego, obie płyty to istne majstersztyki w swoim gatunku. Doskonałe brzmieniowo, gęste od klimatu i intertekstualnych odniesień. Nierozerwalne według mnie ze sobą obie płyty jeszcze niejednokrotnie zagoszczą w moich słuchawkach i nie mam wątpliwości, że raz oczarowani tymi dźwiękami też do nich będziecie wracać, jeśli jeszcze tego nie czynicie. (nasza recenzja obu płyt tutaj)

Swiernalis - Drauma

Paweł, Paweł co z Ciebie wyrośnie... śpiewasz o piciu wódki, o sierści kota i o dzikich palmach z powieści Faulknera... A tak na serio: to jeden z najciekawszych moim zdaniem polskich debiutów roku szczodrego. Chociaż nie był to taki całkiem debiut, to jednak bardziej oficjalny, lepiej nagłośniony, choć mam wrażenie, że nie w pełni doceniony. Już nie Lord, już nie Liar, a po prostu Swiernalis. Dopracowana brzmieniowo, stylistycznie i przejmująca płyta, która nawet jeśli nie lubicie songwriterów to powinna Was do siebie przekonać. (nasza recenzja tutaj)


Meller Gołyźniak Duda - Breaking Habits

Jedna z największych niespodzianek pośród szczodrych polskich płyt. Mariusz Duda znany z Riverside wraz Maciejem Mellerem i Maciejem Gołyźniakiem nie tak dawno temu wydali płytę nad którą pracowali dość długo, bo od 2014 roku. Warto jednak było czekać lub jeśli nie wiedzieliście o jej nagrywaniu dać się w pełni zaskoczyć. Surowa, piękna i szczera. Zderzenie światów i niespełna trzy kwadranse wspaniałych dźwięków na których mam nadzieję się nie skończy. Wstyd, że w wielu polskich zestawieniach ta płyta nawet nie jest brana pod uwagę, bo zdecydowanie tego warta, a już na pewno posłuchania i wielokrotnego do niej wracania. (pełna recenzja tutaj)

Obscure Sphinx - epitaphs

Jestem pełen podziwu dla Wielebnej i jej zespołowi. Być w tak znakomitej formie na trzecim albumie i znów zaserwować jazdę bez trzymanki i cienia zadyszki? Czapki z głów i na kolana grzesznicy! A tak serio, to w kategorii ciężkiego grania z naszego kraju obok Thy Worshipera to właśnie Obscure Sphinx zwalił mnie z nóg i niewątpliwie nie raz jeszcze zagości w moich słuchawkach. (nasza recenzja tutaj)





Cugowscy - Zaklęty Krąg

Totalne i nieoczekiwane zaskoczenie. Po pożegnaniu się i zakończeniu działalności Budki Suflera, Krzysztof Cugowski nagrał płytę ze swoimi synami, Piotrem i Wojciechem. We trzech nie odkrywają prochu, ale nie mam wątpliwości, że razem nagrali album bardzo atrakcyjny - surowy, przebojowy i pełen znakomitych melodii, a przede wszystkich trafnych polskich tekstów. Szkoda tylko, że ta płyta wyszła po cichu i przemknęła niemal niezawożona. (o płycie napiszę na początku przyszłego roku)




Organek - Czarna Madonna

Druga płyta studyjna Organka, który zaskoczył nie tak dawno temu albumem "Głupi". Wszystkim, którym skradł serca swoim poprzednim wydawnictwem zrobi to ponownie, ale jeszcze ostrzej, mocniej i zadziorniej, a przy tym z tym samym impetem, naturalnością i swobodą. Nie znalazłem dla tej płyty czasu kiedy się pojawiła, ale to nie znaczy że nie słuchałem i nie dałem jej szansy. Niewątpliwie jedna z najciekawszych polskich płyt roku szczodrego na naszych łamach jeszcze się pojawi. (o płycie napiszemy na początku przyszłego roku)



Rozczarowania:

Dream Theater - The Astonishing

Płyta, która już na etapie doniesień o zawartości budziła obawy. Wierzyłem jednak w Dream Theater, bo to zespół, który nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu, a w dodatku jest jednym z moich najukochańszych i najwyżej cenionych grup nie tylko w swoim gatunku, ale także w ogólnym rozrachunku. Tym razem jednak po oczekiwaniu przyszło mi przełknąć, że nawet bogom zdarzają się potknięcia, bo sam album choć wciąż dobry to niestety zbyt długi i miejscami wyjątkowo niestrawny. (podwójna recenzja tutaj i tutaj, a tutaj audycja "W Cztery Uszy: Niesamowity Teatr Marzeń i śliwka sechlońska")



Sabaton - The Last Stand

Po tylko niezłym patronackim "Heroes" (recenzja tutaj) nie spodziewałem się, że Sabaton zaskoczy czymkolwiek nowym na kolejnym albumie studyjnym. Ten zespół nie ma już bowiem niewiele do zaoferowania w obecnym składzie i w formule w której się poruszają, a próby odświeżenia stylistyki czy brzmienia zespołu są niestety bardzo nieudolne. Liczyłem na album, który będzie chociaż dobry, a dostałem to samo w nowym opakowaniu. Szkoda. (moja recenzja tutaj, a kontrrecenzja MaKaBa tutaj)



Opeth - Sorceress 

Ta sama sytuacja co z Dream Theater - czekałem z niecierpliwością, zwłaszcza że do poprzednika "Pale Communion" będącego drugim po wolcie stylistycznej krążkiem Szwedów wciąż lubię wracać, a tymczasem dostałem płytę miałką, nudną i pełną chybionych pomysłów. Poza genialną okładką i kilkoma dobrymi utworami jest to bowiem płyta, która nie ma kompletnie nic do zaoferowania, nawet w kwestii rozszerzania zamiłowania do brzmień lat 70. Jeśli szukacie takich zabaw pośród tegorocznych albumów to polecam choćby tegoroczny Seven Impale. "Sorceress" to album wymęczony i potwierdzający regułę, że do niektórych rzek nie wchodzi się po wielokroć. Szkoda. O ile jednak po "The Astonishing" od czasu do czasu jeszcze sięgam i będę sięgał, tak o tym albumie Opeth chcę jak najszybciej zapomnieć. (nasza recenzja tutaj)

Devin Townsend Project - Transcedence

Nie do końca rozczarowanie, a przynajmniej nie tak druzgoczące jak w przypadku wcześniejszych. Devin Townsend nie zawodzi i w tym roku znów wydał znakomity, bardzo porządny album w charakterystycznym dla siebie stylu. Tu rozczarowanie ma zupełnie inny wymiar ponieważ na swoim najnowszym krążku w ramach DTP nie zaprezentował nic nowego, ani tak bombastycznego jak na wcześniejszych wydawnictwach czy tak nietuzinkowego jak na projekcie zwanym Causalities Of Cool. To płyta bardzo udana i przyjemna w odsłuchu, ale nie przynosząca odkryć i zaskoczeń. (recenzji nie będzie)


Riverside - Eye of the Soundscape

Podobny rodzaj rozczarowania co w przypadku Devina Townseda. Wiedziałem jakiego rodzaju to będzie płyta, ale nie czekałem na nią w jakiś szczególny sposób. Cztery nowe utwory, które dla mnie mogłyby robić za całe wydawnictwo wzbogacone o utwory, które znalazły się już na poprzednich płytach Riverside. Ambientowa, bardziej eksperymentalna strona warszawskiego zespołu nie była mi obca więc zaskoczenia nie było, a nowe utwory choć świetne nie potrzebują w moim odczuciu dodatkowego wsparcia ze starszych kompozycji, zwłaszcza wciąż jeszcze świeżych. (nasza recenzja tutaj)



Nasze sukcesy :

a) wywiad z Richardem Henshallem (Haken)


b) wywiad z Maurycym Nowakowskim (autorem biografii Riverside "Sen w wysokiej rodzielczości" - nasza recenzja na Laboratorium Muzycznych Fuzji)

c) wywiad z Mariuszem Dudą (Riverside)

d) współpraca z Creative Records


Nadzieje na przyszły rok: 

Deep Purple - InFinite

Dwudziesta płyta weteranów rocka, która prawdopodobne będzie też ostatnią w ich dyskografii i długiej, pięćdziesięcioletniej historii. Pierwszy singiel "Time For Bedlam" nie zachwyca, ale mając w pamięci dwa poprzednie i w mojej opinii znakomite albumy ósmej inkarnacji zespołu liczę na podobny poziom, który godnie zwieńczy ich historię i ogromny, niepodważalny wkład w muzykę rockową i metalową. Niestety na premierę trzeba czekać aż do kwietnia, ale chyba wytrzymam.

Firewind - Immortals

Grecka formacja dowodzona przez gitarzystę Gusa G. wraca do grania! Ta wiadomość zelektryzowała chyba wszystkich fanów tej grupy. Najnowszy album będzie nie tylko powrotem zespołu, który został zawieszony w 2012 roku, ale także debiutem nowego składu na którego czele obok Gusa stanie nowy wokalista Henning Basse. Pierwsze utwory pokazują, że Firewind wraca także do formy, która na ostatnich albumach wyraźnie osłabła i przyczyniła się do rozwiązania zespołu. Premiera niedługo, bo pod koniec stycznia roku szczęśliwego.

Persefone - Aathma

Andorczycy z Persefone powracają z piątym albumem studyjnym. Ta parająca się cięższą odmianą metalu progresywnego za sprawą mieszania w niej melodyjnego death metalu formacja jest nie tylko jedną z najciekawszych w swoim gatunku, ale także jedną z najmniej kojarzonych, a na pewno zasługującą na uwagę. O wcześniejszych płytach na pewno pojawią się obiecane już artykuły w ramach cyklu "Po całości", a na najnowszą "Aathmę" zacieram łapki. Czy będzie to jedna z najlepszych płyt roku szczęśliwego? Przekonamy się już w lutym!

Overkill - The Grinding Wheel

Thrash metalowi wyjadacze z Overkilla w lutym uderzą z osiemnastym (dziewiętnastym zgodnie z chronologią grupy) albumem. Dotąd wypuszczone utwory wskazują, że dobra passa zespołu trwa i ponownie wypuszczą album, który porządnie przetrzepie wielbicieli tego gatunku i oczywiście Overkilla. Nie wiem jak oni to robią, ale chce znać numer do ich dilera!

Mutiny Within - Origins

W cztery lata po rozczarowującym "Synchronicity" i w siedem po bardzo dobrym debiucie amerykanie z Mutiny Within wrócą z trzecim albumem studyjnym. Pierwszy utwór zapowiadający płytę wskazuje na to, że panowie wracają na cięższe tory, które zdominowały ich promowany swego czasu przez Dream Theater debiutancki album. Obok Persefone może to być zdecydowanie jeden z najciekawszych krążków w swoim gatunku. Jak będzie, przekonamy się w lutym.

Me And That Man

Projekt  o którym mówi się od dawna i wiadomo tylko tyle, że będzie to solowy, bluesowy album Adama "Nergala" Darskiego znanego z black metalowej formacji Behemoth. Trzeba przyznać, że nawet na etapie, gdy jeszcze nic nie wiadomo, płyta zapowiada się bardzo atrakcyjnie: Nergal i bluesy? Poważnie? To się nie może nie udać!

Rhapsody Of Fire 

W połowie tego roku stało się coś czego nikt chyba się nie spodziewał. W szeregach Rhapsody (Of Fire) doszło do kolejnego rozłamu: z zespołu odszedł wokalista Fabio Lione i perkusista Alex Holzwarth. Wzmocniony o nowego nikomu nieznanemu wokalistę Giacomo Voli (udzielającego się w formacji Theodasia) oraz perkusistę Manuela Lottera grupa zapowiada nowy album na przyszły rok, który znów może się okazać spektakularną klapą, albo godnym następcą znakomitego "Into the Legend" i kontynuatorem tego, co w tej kapeli zawsze było najlepsze. Dość wspomnieć, że jedynym członkiem zespołu, który jest w nim od początku jest Alex Staropoli, a tymczasem Luca Turilli zebrał starą ekipę, w tym także Fabio Lione i powołał do życia kolejne Rhapsody! Rhapsody Reunion, które zagra serię koncertów pod hasłem Farewell Tour. Nie ma wątpliwości, że znów zapowiada się ciekawy i pełen atrakcji rok dla fanów epickiego symfonicznego power metalu spod znaku... Rhapsody (Of Fire).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz