Najsłynniejszy metalowy rudzielec wraca z piętnastym studyjnym krążkiem, udowadniając że jego zespół jest znów w formie. Album pojawia się zresztą w doskonałym momencie, bo po bardzo udanym powrocie do korzeni na "Endgame" w 2009 roku przyszedł czas na znacznie słabsze "Thirteen" oraz "Super Collider". W dodatku jest doskonałym testem dla nowego składu Megadeth, w którym debiutuje Chris Adler znany z Lamb Of God oraz Kiko Loureiro z Angry i choć ten pierwszy jest tylko muzykiem sesyjnym, to zmiana odbyła się bezboleśnie, owocując jednym z najlepszych płyt w dorobku legendy thrash metalu...
Słychać to już w bardzo energetycznym początku płyty na który składają się trzy utwory, które wcześniej systematycznie udostępniano w ramach zajawki. Pierwszy z nich to świetny "The Threat Is Real" z mocnym riffem prowadzącym, rozpędzoną perkusją i kapitalnym tempem przywodzącym na myśl nie tylko album "Endgame" ale także najsłynniejszy krążek Rudzielca, czyli "Rust In Peace". Nie brakuje tu także melodyjnej solówki, surowego charakterystycznego dla Megadeth brzmienia, które na "Dystopii" jest nie tylko potężne, ale też bardzo dopracowane i nowoczesne. Drugi to utwór tytułowy z bardzo dobrą melodyjną introdukcją i identycznym rozpędzonym tempem co poprzednik. Przysłowiowe kapcie spaść ze stóp po prostu muszą. Klimatem przypomina też znakomity, ale nieco już chyba zapomniany album "United Abominations" z 2007. Mając w pamięci średni "Thirteen" i straszliwie rozczarowujący "Super Collider" słychać tutaj znaczącą różnicę. Równie udany i solidnie kopiący w tyłek jest "Fatal Illusion", który przywodzi na myśl poziom "Rust In Peace", "Youthnasia" i "Endgame". Praca perkusji w wykonaniu Adlera wgniata w fotel, a surowe riffy penetrują uszy niczym prąd.
Nie ustępuje im także numer czwarty "Death from Within" znów niemal wyrwany ze wspomnianych płyt. Doskonałe tempo i solidne riffy sprawiają, że nie sposób nie kiwać łbem w rytm, niezależnie od tego czy ma się długie czy krótkie włosy. W "Bullet to the Brain" z kolei najpierw usypia się naszą czujność akustycznym gitarowym wstępem, a następnie uderza kolejnym rozpędzeniem i soczystym brzmieniem. Bardzo dobry jest "Post American World", który jest nie tyle bardzo Megadethowy, ile dość mocno nawiązujący do siódmej płyty Lamb Of God, która wyszła w roku pieknistym. Wszystko za sprawą bębnienia Adlera, który idealnie wyczuł klimat grupy Mustaine'a, ale jednocześnie nie zrezygnował ze stylu wypracowanego przez lata w macierzystej formacji. Miazga. W "Poisonous Shadows" znów usypia się na początku czujność, a następnie uderza kolejną porcją potężnej perkusji i masywnych, melodyjnych riffów. Do tego wszystkiego świetny duszny, lekko doomowy klimat i orkiestrowe (!) wstawki. Skojarzenia śmiało też biegną do "A Tout Le Monde", który Rudzielec nagrał dwukrotnie. Ale nie ma mowy o nowej wersji czy kopiowaniu samego siebie - to raczej luźne nawiązania w nastroju. Numer ósmy w wersji limitowanej to "Look Who's Talking" wyraźnie z kolei nawiązuje do trzech pierwszych płyt Megadeth i wspomnianego już "United Abominations" czy "Endgame", może nawet odrobinę wymieszanego ze stylem dwóch nieudanych poprzedników. Nadal jest jednak bardzo solidnie i kopiące tyłek, że aż miło.
Po nim pojawia się instrumentalny "Conquer Or Die", w którym na początku znów usypia się naszą czujność, a następnie kapitalnie rozwija. Doomowe, duszne tło i rozbudowana solówka znakomicie pokazuje, że Mustaine znów wrócił do formy. "Lying In State" zaczyna się tam, gdzie kończy poprzednik i od początku powinien zwalić z nóg. Mocny riff, świetne tempo, potężna, świeżo brzmiąca perkusja i mięsista solówka - czy można chcieć czegoś więcej? Tempo bynajmniej nie siada w "The Emperor", który również jest szybki, a nawet sięgający po patenty zarezerwowane dla hard rocka. Fakt, że Mustaine lubi eksperymenty nie powinien nikogo dziwić, ale na tej płycie wyjątkowo mu się one udają i nie ma chwili wytchnienia, czasu na nudę czy wykrzywienie ust w grymasie niezadowolenia. W wersji rozszerzonej po nim wskakuje znakomity "Last Dying Wish", który znów przenosi nas do "United Abominations", ale za to w jakim stylu! Potężne brzmienie, mocny riff, niemal progresywny szlif i przemówienie na samym początku. Całość uzupełnia cover punkowej formacji Fear "Foreign Policy". Trwający zaledwie dwie i pół minuty utwór przenosi nas na chwilę do czasów żartobliwej coverowej składanki "Hidden Treasures". Thrashowe tempo i Megadethowy styl kapitalnie ubarwił oryginał. W wersji rozszerzonej są jednak jeszcze dwa numery.
Pierwszy z nich "Melt the Ice Away", który nieco odstaje od reszty numerów, ale wcale nie jest zły. Mógłby się znaleźć zarówno na "Thirteen", jak i na "Super Collider", ale wykonanie tegoż bije na głowę kompozycje z obu poprzednich płyt. Na koniec "Me Hate You" dostępny tylko na wersji przeznaczonej na rynek japoński. To także nie jest zły numer, bo wyraźnie nawiązujący do początków grupy i naprawdę mogący się spodobać, choć nie wywołujący takich emocji jak wcześniejsze.
Megadeth nie wyważa już żadnych drzwi i wcale nie musi tego robić. Na "Dystopii" Mustaine z ekipą udowadnia jednak, że wciąż potrafi być w znakomitej formie. Pokazuje, że potrzebny jest mu impuls - krytyka ze strony fanów, rocznice lub zmiany w składzie. Przypływ nowej energii sprawia, że wtedy nagrywa płyty kopiące tyłek, takie które naprawdę cieszą - nie tylko muzyków, co słychać, ale przede wszystkim także cieszą fanów, którzy otrzymują od Rudego to, za co go kochają i dobrze znają. A przecież wszyscy lubimy to, co dobrze znamy - prawda? "Dystopia" to album, który nie tylko deklasuje większość płyt innych weteranów thrashu (z Metalliką na czele), ale także z miejsca stając się jedną z najlepszych płyt w dyskografii Megadeth. Wreszcie, to płyta niezwykle szczera, niewymuszona, łącząca stare z nowym i mimo swojej swoistej gatunkowej prostoty szczodra w prawdziwe emocje i radość. Trzymam kciuki za Mustaine'a i obecny skład Megadeth, by w takiej formie pozostali jak najdłużej, bo naprawdę nikt nie potrzebuje kolejnej "Trzynastki" czy następnego "Super Zderzacza". Ocena: 8/10
Nie ustępuje im także numer czwarty "Death from Within" znów niemal wyrwany ze wspomnianych płyt. Doskonałe tempo i solidne riffy sprawiają, że nie sposób nie kiwać łbem w rytm, niezależnie od tego czy ma się długie czy krótkie włosy. W "Bullet to the Brain" z kolei najpierw usypia się naszą czujność akustycznym gitarowym wstępem, a następnie uderza kolejnym rozpędzeniem i soczystym brzmieniem. Bardzo dobry jest "Post American World", który jest nie tyle bardzo Megadethowy, ile dość mocno nawiązujący do siódmej płyty Lamb Of God, która wyszła w roku pieknistym. Wszystko za sprawą bębnienia Adlera, który idealnie wyczuł klimat grupy Mustaine'a, ale jednocześnie nie zrezygnował ze stylu wypracowanego przez lata w macierzystej formacji. Miazga. W "Poisonous Shadows" znów usypia się na początku czujność, a następnie uderza kolejną porcją potężnej perkusji i masywnych, melodyjnych riffów. Do tego wszystkiego świetny duszny, lekko doomowy klimat i orkiestrowe (!) wstawki. Skojarzenia śmiało też biegną do "A Tout Le Monde", który Rudzielec nagrał dwukrotnie. Ale nie ma mowy o nowej wersji czy kopiowaniu samego siebie - to raczej luźne nawiązania w nastroju. Numer ósmy w wersji limitowanej to "Look Who's Talking" wyraźnie z kolei nawiązuje do trzech pierwszych płyt Megadeth i wspomnianego już "United Abominations" czy "Endgame", może nawet odrobinę wymieszanego ze stylem dwóch nieudanych poprzedników. Nadal jest jednak bardzo solidnie i kopiące tyłek, że aż miło.
Po nim pojawia się instrumentalny "Conquer Or Die", w którym na początku znów usypia się naszą czujność, a następnie kapitalnie rozwija. Doomowe, duszne tło i rozbudowana solówka znakomicie pokazuje, że Mustaine znów wrócił do formy. "Lying In State" zaczyna się tam, gdzie kończy poprzednik i od początku powinien zwalić z nóg. Mocny riff, świetne tempo, potężna, świeżo brzmiąca perkusja i mięsista solówka - czy można chcieć czegoś więcej? Tempo bynajmniej nie siada w "The Emperor", który również jest szybki, a nawet sięgający po patenty zarezerwowane dla hard rocka. Fakt, że Mustaine lubi eksperymenty nie powinien nikogo dziwić, ale na tej płycie wyjątkowo mu się one udają i nie ma chwili wytchnienia, czasu na nudę czy wykrzywienie ust w grymasie niezadowolenia. W wersji rozszerzonej po nim wskakuje znakomity "Last Dying Wish", który znów przenosi nas do "United Abominations", ale za to w jakim stylu! Potężne brzmienie, mocny riff, niemal progresywny szlif i przemówienie na samym początku. Całość uzupełnia cover punkowej formacji Fear "Foreign Policy". Trwający zaledwie dwie i pół minuty utwór przenosi nas na chwilę do czasów żartobliwej coverowej składanki "Hidden Treasures". Thrashowe tempo i Megadethowy styl kapitalnie ubarwił oryginał. W wersji rozszerzonej są jednak jeszcze dwa numery.
Pierwszy z nich "Melt the Ice Away", który nieco odstaje od reszty numerów, ale wcale nie jest zły. Mógłby się znaleźć zarówno na "Thirteen", jak i na "Super Collider", ale wykonanie tegoż bije na głowę kompozycje z obu poprzednich płyt. Na koniec "Me Hate You" dostępny tylko na wersji przeznaczonej na rynek japoński. To także nie jest zły numer, bo wyraźnie nawiązujący do początków grupy i naprawdę mogący się spodobać, choć nie wywołujący takich emocji jak wcześniejsze.
Megadeth nie wyważa już żadnych drzwi i wcale nie musi tego robić. Na "Dystopii" Mustaine z ekipą udowadnia jednak, że wciąż potrafi być w znakomitej formie. Pokazuje, że potrzebny jest mu impuls - krytyka ze strony fanów, rocznice lub zmiany w składzie. Przypływ nowej energii sprawia, że wtedy nagrywa płyty kopiące tyłek, takie które naprawdę cieszą - nie tylko muzyków, co słychać, ale przede wszystkim także cieszą fanów, którzy otrzymują od Rudego to, za co go kochają i dobrze znają. A przecież wszyscy lubimy to, co dobrze znamy - prawda? "Dystopia" to album, który nie tylko deklasuje większość płyt innych weteranów thrashu (z Metalliką na czele), ale także z miejsca stając się jedną z najlepszych płyt w dyskografii Megadeth. Wreszcie, to płyta niezwykle szczera, niewymuszona, łącząca stare z nowym i mimo swojej swoistej gatunkowej prostoty szczodra w prawdziwe emocje i radość. Trzymam kciuki za Mustaine'a i obecny skład Megadeth, by w takiej formie pozostali jak najdłużej, bo naprawdę nikt nie potrzebuje kolejnej "Trzynastki" czy następnego "Super Zderzacza". Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz