Gdybym miał opisać twórczość grupy Kinsky tylko dwoma słowami, to
określiłbym ich mianem "muzyki dekonstrukcyjnej". Nie mam tu na myśli
toksycznego wpływu czy obalania konkretnych światopoglądów.
Dekonstrukcja w tym wypadku oznacza nie tyle zabawę z formą, wykraczanie
poza ramy gatunków, ale także granie atonalne, często pozbawione
melodii, pełne dysonansów i szalonego eksperymentu wymykającym się
jakimkolwiek określeniom i prostemu szufladkowaniu.
Ciekawe określenie stosują do swojej muzyki sami twórcy, a mianowicie
mówią o niej "muzyka spekulatywna". Rzeczywiście jest w niej sporo ze
spekulacji, czegoś nieuchwytnego i ryzykownego zarazem. Wyłamywanie się
wszelkim kategoriom i definicjom pozwala bowiem nie tylko na ogromną
swobodę artystyczną, ale także interpretacyjną i filozoficzną. Ów
konglomerat stylów i emocji, często wręcz skrajnych i zmieniających się w
czasie szybciej niż u kogokolwiek pozwala na zbudowanie wciągającej,
niesamowitej atmosfery mającej w sobie sporo z perfomance'u i spektaklu,
aniżeli tradycyjnie pojmowanego zespołu, który spełnia się w ramach
konkretnego i jasno usystematyzowanego gatunku.
Tekst powstał w ramach współpracy z Laboratorium Muzycznych Fuzji. Cały tekst dostępny na stronie LMF.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz