Napisał: Marcin "MaKaB" Kabziński
Powszechnie spotykany jest pogląd, że Sabaton od co najmniej dwóch albumów stoi w miejscu pod względem muzycznego rzemiosła. Poważne zmiany składu również nie przyniosły szczególnych nowości w stylu zespołu. Skoro dotychczasowe schematy się sprawdzają, to czemu je zmieniać? Tak może myśleć wokalista Joakim Brodén. Do "The Last Stand" pochodziłem mimo wszystko z dozą nadziei, że zespół spróbuje czegoś naprawdę nowego. Niestety nie doczekałem się rewolucji, ale nie jest również tak źle, jak to niektórzy widzą. Lupus w swojej recenzji* dość dotkliwie potraktował najnowszy album Sabatonu. W dużym stopniu nie zgadzam się z werdyktem odnośnie "The Last Stand", pozwolę sobie zatem przedstawić mój punkt widzenia.
"The Last Stand" to bowiem
przyzwoity, niestety tylko, album ze szczyptą nowości, który mimo wszystko może
zadowolić większość dotychczasowych fanów zespołu. Po przesłuchaniu płyty po prostu
czuje się, że muzycy nie chcieli (nie potrafili?) wprowadzić rewolucji w swym graniu. Album to zatem kolejna porcja
tego samego z kilkoma małymi eksperymentami pokroju nieco lżejszego brzmienia (momentami
hard-rockowego czy nawet glam metalowego) oraz często nadużywanych klawiszy.
Przejdźmy więc do tych dyskusyjnych utworów z edycji podstawowej "The Last
Stand".
Płytę rozpoczyna "Sparta" niewątpliwie zainspirowany wizją przedstawioną w filmie "300", o czym świadczą chociażby okrzyki. Ciekawy koncept jednak się nie sprawdza, zanudzając słuchacza. Zdecydowanie lepszy jest "Last Dying Breath"**. Prosta kompozycja w połączeniu z chwytliwym refrenem i niezłym tempem przypomina mi czemu słucham Sabatonu. Następny "Blood of
Bannockburn" stanowi prawdopodobnie największy eksperyment na płycie.
Łagodne brzmienie, a zwłaszcza gęsto wykorzystane klawisze sprawiają wrażenie
lekko inspirowanych zespołem "Deep Purple". Kawałek niezły, ale nie
każdemu spodoba się taka lżejsza odmiana zespołu. Przerywnik "Diary Of An Unknown
Soldier" wprowadza nas do "The Lost Battalion". Ten
kawałek najłatwiej określić jako typowy, ale to bardzo typowy kawałek zespołu. Zawiera mnóstwo zrzynek z poprzednich albumów, co nie przeszkadza w jego odbiorze, zdarzyło mi się
nucić refren przy odsłuchu. Następnie
wchodzi rozpędzone "Rorke's Drift", które z pewnością rozkręci
widownię na koncercie, jednak przy drugim, trzecim odsłuchu może wydać się
nieco monotonne.
Kolejnym kawałkiem jest ciekawy "The Last Stand", który
naprawdę trudno nazwać nijakim. Całkiem bogaty kompozycyjny (jak na standardy
zespołu) z nieco pompatycznym refrenem dobrze komponuje się z papieską
tematyką. "Hill 3234" to następny mocno sabatonowy utwór stanowiący
istny konglomerat zapożyczeń z poprzednich płyt (sprawne ucho wychwyci między innymi
"Wehrmacht" i "Talvisotę"), przez co może znudzić starszych
fanów. Zdecydowanie najlepszy kawałek na płycie stanowi "Shiroyama".
Świetne tempo i wyjątkowo dobrze pasujący wokal Joakima przykrywają drobne mankamenty takie jak nadmiar elektroniki. Jeżeli któryś kawałek z płyty ma
wejść na stałe do koncertowego repertuaru Sabatonu, to "Shiroyama" jest
jednym z faworytów. Następnie przybywa "Winged Hussars, którego fragment już
funkcjonuje wśród wielu fanów jako mem. Sam utwór niestety mnie nie powalił. Fraza
"Then the Winged Hussars arrive" niewątpliwie zapada w pamięć, ale
całościowo kawałek wydaje mi się robiony na siłę (a szkoda, bo polskich tematów
nigdy za mało) oraz nieco tandetny m.in. przez znów nadużywaną i co najwyżej przeciętną
elektronikę. Płytę zamyka całkiem udany i dość lekki "The Last Battle".
Uwagę zwraca melodyjność utworu oraz dobra synchronizacja wszystkich
instrumentów.
"The Last Stand" z
pewnością nie będzie uważany za najlepszy album w historii zespołu, ale
powinien spełnić oczekiwania większości fanów. Słuchając np. "Last Dying
Breath" czy "Shiroyamy", od razu można wyobrazić sobie dane
wydarzanie i "wczuć się" w epickie, choć często tragiczne boje.
Szkoda, że w graniu zabrakło większej werwy oraz innowacyjności, która w tym
wydaniu często się nie sprawdzała. Mimo to trzeba stwierdzić, że Sabaton
dostarczył w większości niezłe kawałki, które wpisują się w dotychczasowy kurs
"metalowych nauczycieli historii". Mam nadzieję, że "The Last
Stand" nie okaże się ostatnim albumem zespołu i za dwa lata doczekamy się większych
(i dobrych) nowości. Ocena wersji podstawowej: 6,5/10
* Recenzja naczelnego dostępna tutaj.
** Tu fanowski klip tu do tegoż utworu.
* Recenzja naczelnego dostępna tutaj.
** Tu fanowski klip tu do tegoż utworu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz