wtorek, 27 września 2016

Pod LUpą - Skończyli się na Kill 'Em All Część I

Kapitalny plakat koncertowy Gogola Bordello ukazuje sytuację "do wyboru do koloru"

W zasadzie tytuł mówi już wszystko. Metallica wydała pełno płyt po swoim debiutanckim albumie, uznane za świetne i zmieniające muzykę. Ale one się nie liczą, liczy się ta pierwsza. Potem, o zgrozo! Zespół stwierdził że będzie eksperymentować. Dlaczego nie grają już tak samo? Dlaczego nie chce im się robić tych samych płyt? Tego typu narzekania właśnie widzę co chwilę odnośnie zespołów. I mam serdecznie dosyć tego typu zarzutów.

W chwili kiedy piszę te słowa na horyzoncie majaczy nowy krążek grupy In Flames. Grupa wypuściła dwa single "The End" oraz "The Truth". Jak sam zespół powiedział, wypuścili dwa single, by pokazać dwoistość nowego albumu. I faktycznie, "The End" uderza bardziej w klasyczne ostre granie In Flames, jakie prezentowali chociażby na płycie "Come Clarity", natomiast "The Truth" nawiązuje do nowszego, bardziej melodyjnego brzmienia grupy. No i się zaczęła burza, że przecież jak to tak grać inaczej, to nie utwór tylko piosenka i mogą iść z tym do radia. Za mało szatana - krzyczy gawiedź, gdzie tu ogień - pyta motłoch, a ja się pytam - po co? Naprawdę po co? Jaki jest sens w tym, by zespoły nagrywały w kółko bliźniaczo podobny do siebie materiał i nie eksperymentowały? Samemu grając w zespole, chciałbym przesuwać granice swojej muzyki, zamiast odgrzewać kotleta i serwować w kółko takie same płyty. Wracając do In Flames, jeżeli będę chciał posłuchać sobie jak grają ostro to odpalę sobie "Come Clarity", a od nowej płyty oczekuje czegoś świeżego.


Dlaczego więc tak wielu fanów ciężkiego grania narzeka, gdy zespół odbiega od swojego pierwotnego brzmienia? Rozumiałbym to, gdyby na przykład zespół grający ostro nagle stwierdził, że na stałe gra disco. Nie mylmy jednak zatracenie stylu z jego ewolucją i zmianą. Pamiętajmy, że muzycy starzeją się, zdobywają zarówno więcej doświadczenia życiowego jak i muzycznego, a to wszystko odbija się potem w ich muzyce. Dlaczego więc mieliby stale nagrywać takie same albumy? Są oczywiście zespoły sztywno zamknięte w swoim schemacie. Aby nie szukać daleko, to pierwszym tego typu zespołem jaki przychodzi mi do głowy jest AC/DC. I chociaż uwielbiam ich starsze płyty, to na premierę "Black Ice" czekałem z umiarkowanym entuzjazmem, a przy "Rock or Burst" moja reakcja była na zasadzie "o, wydali coś". Doskonale wiedziałem co dostanę i wiedziałem, że w żaden sposób nie zaskoczę się, nie doświadczę muzycznych eksperymentów. Jednak po tylu latach w swoim sztywnym schemacie, niemożliwym się wydaje nawet pomyślenie o tym, by do kawałka Australijczyków wcisnąć choćby wiolonczele.

Kiedy KoRn wydawał "Path of Totality", które było mocno dub stepowe, niektórzy robili salta z gniewu i frustracji. No bo przecież jak to? Elektroniczne łupu cupu w mocnym graniu? Toż to się w głowie nie mieści. A dla mnie ta płyta jest jedną z lepszych w dorobku KoRn. Podobna sytuacja miała miejsce przy singlu "Never Never" z płyty "Paradigm Shift". W wywiadzie Jonathan Davis zapytany dlaczego wypuścili akurat ten utwór jako pierwszy singiel odpowiedział: "By wku*wić ludzi". Czasami muzycy decydują się na powrót do korzeni, jednak nie są to płyty identyczne jak poprzednie, ponieważ naznaczone są doświadczeniem zdobytym przy produkcji innych płyt. Wielu muzyków rockowych i metalowych przyznaje się otwarcie do słuchania i czerpania inspiracji z innych gatunków muzycznych. Sully Erna z Godsmack mówił wielokrotnie, że dla niego nie ważny jest gatunek, nie patrzy już na to. Dobry utwór to dobry utwór i tylko to się liczy. Wyjdźmy więc poza sztywne ramy gatunków i otwórzmy się na muzykę. Bądźmy prawdziwymi fanami, którzy doceniają zespół za całość jego dorobku, a nie oczekują stale grania w jeden sposób.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz