niedziela, 9 listopada 2025

Muzyczna Biblioteka: Ozzy Osbourne - Ostatnie Namaszczenie (2025)


 

Jeśli po Ozzy'ego Osbourne'a przyszła Śmierć z jak to określił wystawionym rachunkiem, to jestem niemal pewien, że był to Śmierć z książek Terry'ego Pratchetta. Pokazał mu klepsydrę, rozwinął długaśny rulon z wypisanymi drobnym pismem wszystkimi uczynkami, także tymi złymi, sukcesami, choróbskami, nałogami, operacjami i powiedział: "WYMYŚLIŁEŚ JUŻ JAK CHCESZ SIĘ POŻEGNAĆ OZZY?" Ozzy, spojrzał na niego, następnie na Sharon i rzucił: "Jasne, potrzymaj moje piwo... znaczy moją laskę!" Oczywiście, tak nie było, ale niemal tak to widzę, gdy kończę czytać "Ostatnie Namaszczenie", czyli ostatnią, autobiograficzną książkę legendarnego wokalisty wydaną w zaledwie trzy miesiące po jego śmierci. Jak Książę Ciemności się w niej pożegnał?

 

Kiedy umarł Ozzy Osbourne nie płakałem, nawet mnie to nie ruszyło specjalnie. Dotarło to do mnie i poryczałem się dopiero podczas transmisji parady pogrzebowej w Birmingham, która odbyła się 30 lipca 2025 roku, osiem dni po śmierci muzyka i niemal miesiąc po ostatnim, specjalnym i pożegnalnym, charytatywnym koncercie Black Sabbath nazwanego "Back to the Begining", który odbył się 5 lipca. Nie byłem nigdy jakimś super fanem Ozzy'ego, wręcz przeciwnie trochę mnie denerwował i śmieszył. Jego twórczość jednakże czy to z Sabbathami, czy to solową znam niemal na wylot i bardzo szanuję, znam ją przecież nie od wczoraj, bo od dzieciaka. Osbourne pożegnał się najpierw koncertem, a następnie tą książką, tak jakby naprawdę wiedział, że to już jest koniec. Z precyzją, zupełnie jakby miał taki plan. A przecież tak nie było. Po raz ostatni zagrać, bo go to cieszyło i napędzało, wreszcie także tak jak robił to we swoich wcześniejszych książkach autobiograficznych napisać, czy też raczej dokończyć te parę słów o tych ostatnich, jakże trudnych dla niego sześciu latach. To cud, jak sam Ozzy wielokrotnie podkreśla, że po tych wszystkich odpałach, narkotykowo-alkoholowych ciągach, wypadkach i problemach zdrowotnych, w tym związanych z Parkinsonem, w ogóle jeszcze żył. To cud, że jeszcze udało mu się niemal dosłownie doczołgać na ten ostatni występ i postawić ostatnią kropkę w tej książce. Niby się każdy spodziewał, że to dla niego już końcówka, ale chyba nikt włącznie z jego rodziną nie przypuszczał, że na definitywny koniec i pożegnanie wystarczą nieco ponad dwa tygodnie. "Ostatnie Namaszczenie" musiało zostać skończone przez Osbourne'a albo kogoś, kto mu pomagał ją pisać, właśnie  tym czasie, po ostatnim występie, a jego śmiercią.

Ozzy z typowym dla siebie luzem, dowcipem i swadą w swojej ostatniej książce opowiada o przeciwnościach jakie go spotkały w ostatnich sześciu latach, ale jednocześnie opowieść o ostatnich latach i "wystawionym przez Śmierć rachunku", to także pretekst do wspominek o innych zmarłych artystach z którymi się Osbourne zetknął, czy to towarzysko, czy to zawodowo. Nie brakuje więc tutaj ponownie opowieści o nieodżałowanym Randym Rhoadsie, czy o Lemmym Kilmisterze. Nie stroni od przywołania kontrowersyjnych i zarazem komicznych epizodów z odgryzaniem główek gołębiowi czy nietoperzowi lub opowieści o kolejnych nałogach. Mimo, że dobrze znane i powtarzane niemal do znudzenia śmieszą za każdym razem, do tego stopnia, że śmieje się już z tego nawet Ozzy. Książę Ciemności przywołuje też czasy powstawania poszczególnych płyt zarówno swoich solowych, jak i Black Sabbath, a także opowiada o ostatnich albumach, próbach dojścia do zdrowia, przekładania, a w końcu odwołania tras zaplanowanych w ramach No More Tours II" i ostatnich miesiącach zwieńczonych tym wyjątkowym, ostatnim występem. To książka w której Ozzy ma świadomość przemijania, końca epoki i swoistej ironii, odchodzenia, w którym wydarzyła się nawet pandemia (koronawirusa), ale także o pogodzeniu się z tym faktem. 

Żył nadzieją, że jeszcze nagra jedną płytę, że spędzi jeszcze trochę czasu z rodziną, spotka się z kilkoma znajomymi w tym Jakem E. Lee. Kończy ją z optymizmem, że mimo wszystko ma jeszcze trochę czasu, ale podkreślił, że już nie napisze kolejnej. Ozzy na pewno nie planował tego rozegrać w taki sposób, bo nawet przy świadomości sypania się i zmierzaniu ku końcu podróży, nie mógł swojego pożegnania zaplanować z taką precyzją i przytupem, choć pewne rzeczy - poza oczywiście samą śmiercią - można było wcześniej przygotować.   W Brytanii książka pojawiła się w księgarniach w ekspresowym tempie, bo w cztery miesiące od śmierci Osbourne'a i jego pogrzebu. Również polska edycja, wydana przez Vesper In Rock, pojawiła się nadzwyczajnie szybko, bo raptem tydzień po premierze brytyjskiej. Mistrzowskie zagranie!


 

Kapitalną i to w zapewne równie ekspresowym tempie wykonał Jakub Kozłowski, który książkę przetłumaczył. Ozzy, który jest, a raczej był, niesamowitym gawędziarzem, swoją opowieść snuje raczej prosto, choć wielowątkowo. Jest więc "Ostatnie Namaszczenie", podobnie jak wcześniejsze napisane z ogromnym polotem, energią i dowcipem. Niemal ma się wrażenie, że Ozzy siedzi obok Ciebie i przy kufelku, albo czymś mocniejszym, a kto wie czy może nawet przy jakimś niuchu, opowiada te historie jak staremu, dobremu znajomemu. Tłumaczenie jest więc równie soczyste, energiczne i pięknie oddające charakter Osbourne'a. Czyta się ją więc szybko i niezwykle przyjemnie. To książka niezwykle szczera i dowcipna, a przecież mocno zabarwiona gorzką nutą, żalem, chorobą i śmiercią, ale także wypełniona nadzieją, walką i determinacją. To książka mocno świadoma przemijania i tego, że koniec musi nastąpić, niezależnie od tego czy go sobie zaplanujemy, czy nie. Niezależnie od tego, czy będziemy na to gotowi, czy już będziemy chcieli, żeby ten koniec nastąpił. Ozzy pożegnał się w wielkim stylu i nie mam tu na myśli w sumie szybkiej i nagłej, niespodziewanej/spodziewanej śmierci po wielkim koncercie na Villa Park w Aston w Birmingham, ale właśnie zagranie ostatniego dużego koncertu, napisania tej książki i pogodzenia się z tym, że dla niego nic więcej - może poza życiem rodzinnym - się już nie wydarzy. To wreszcie książka, którą każdy fan Ozzy'ego przeczyta właśnie z przyjemnością i uśmiechem, a nawet ponownie uroni łzę, nawet jeśli sam Osbourne by tych łez nie chciał. Jest jak spotkanie z dobrym kumplem, a przecież dla większości z nas był tylko (i aż) wokalistą Black Sabbath i metalowym celebrytą, który do końca swoich dni żył tak jak chciał i na pełnych obrotach. Wraz z ostatnim przeczytanym słowem i kropką, chce się go uściskać i powiedzieć: "Dziękuję Ozzy za wszystko! Nie zostaniesz zapomniany!" 

Szczegóły wydania:

Tytuł oryginalny: Last Rites 

Wydawnictwo: Vesper In Rock

Liczba stron: 336

Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Jakub Kozłowski 

Data wydania - światowa: 7.10.2025

Data wydania - Polska: 15.10.2025 

 

Książkę przeczytałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości wydawnictwa Vesper In Rock. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz