Wyskoczyłem przez okno, aby złapać ostatniego miotłowego stopa na Łysą Górę. Sabat Czarownic na który się udałem z młodą, krnąbrną rudowłosą czarownicą, odwiedzili znamienici celebryci swoich czasów, epoki romantyzmu, w tym sam Adam Mickiewicz, a nawet mistrz Byron. Zespół, który podczas sabatu przygrywał także niezgorszy, bo był nim pochodzący ze Starogardu Gdańskiego Sautrus, który 3 października wydał swoją debiutancką płytę...
Na płytce znalazły się cztery utwory utrzymane w klimatach pustynnego, psychodelicznego stoner rocka. I nie byłoby w tym graniu pewnie nic bardzo specjalnego, gdyby nie trzy istotne fakty: primo idealnie wpisuje się w jesienne klimaty, secundo jest wyśmienicie dopracowany brzmieniowo, a miksami zajął się Jan Galbas (znany z gdyńskiego zespołu Broken Betty) i tertio posiadający bardzo ciekawą, intrygującą grafikę.
O ile otwierający utwór "Seed" to niemal klasyczny, gęsty stoner, o tyle kolejny numer "The Blackest Hole/Black Hole" zbliża się bardziej do grania psychodelicznego, wręcz protodoomowego. Wszystko za sprawą basowego tła i orientalnej perkusji oraz zeppelinowskich krzyków i chórków. Czarownice razem z wieszczami tańczą dokoła ognia, na którym z całą pewnością skwierczy kociołek z przedziwnym eliksirem. Nagle w połowie przyspieszamy do mocniejszych, lekko funeralnych tonów i wyraźnie pachnie jego druga część wyśmienitą grupą Kyuss. Rewelacyjny, bardzo klimatyczny kawałek, a przy tym wcale nie należący do długich, bo trwający niecałe siedem minut (bez kwadransa). Na trzeciej pozycji Farflungowy "Kuelmaggah Part I". Ten również jest dość wolny, może nawet trochę Black Sabbathowy, za sprawą mrocznego riffu i dość ciemnego, wietrznego wydźwięku całości. Ciekaw jestem jaka będzie druga część owego numeru, na tej płytce niestety go nie ma, co z jednej strony jest wielką szkodą, a z drugiej fantastycznie zaostrza apetyt na więcej.
Kończy się bowiem niespodziewanie lekkim zejściem, po czym przechodzi w ostatni fantastyczny "Motheria". Ten również trwa około siedem minut i choć z początku usypia się czujność, po chwili wchodzi cięższa sekcja rytmiczna i mocniejsze, gęste riffy. Tempo utworu ponownie jest nieśpieszne, kroczące, wręcz leniwe jak chmury przesuwające się po niebie.
Obok dopracowanego, gęstego brzmienia, które kapitalnie buduje klimat na tym niespełna dwudziesto pięcio minutowym materiale na uwagę zasługuje też bardzo dobry wokal. Wyróżniający się na tle podobnych produkcji, bo zwracający się ku tradycji, spokojny i czysty, budujący napięcie, a nie jak coraz częściej bywa w stonerze wykrzykiwany, charczący, niemal growlowany. W momentach kiedy jest mocniej zbliża się bardziej do Kyuss czy nawet miejscami do wokalu Hetfielda, z niesłusznie niedocenianych płyt Metallici "Load" i "ReLoad".
Materiał jest krótki i choć słucha się go naprawdę przyjemnie pozostawia nieprzyjemne poczucie niedosytu. Podtytuł albumiku "The Prolouge" co prawda sugeruje, że to tylko początek, pewnego rodzaju zapowiedź czegoś więcej, ale mam nadzieję, że na dalszy ciąg, a zwłaszcza pełną, długogrającą płytę nie trzeba będzie czekać zbyt długo. To płyta jak najbardziej jesienna, smutna i liryczna, ale jednocześnie niezwykle piękna i poruszająca, a nawet taka, jak mamy w jej tytule napisane: "mistyczna". Po prostu rewelacyjna robota, a jako, że to epka to ocena stosowna do długości: 5/5 !
Epkę można posłuchać w całości i kupić na oficjalnym bandcampie grupy Sautrus. Polecam!
Nieźle daje kopa!
OdpowiedzUsuńrzeczywiście, mocny materiał!
OdpowiedzUsuńMoje klimaty!!! Dobre, bardzo dobre. :) Mi tez zdecydowanie pobrzmiewa tam Black Sabbath, może nawet najbardziej oni.
OdpowiedzUsuńWszystko, prawie wszystko zajebiście... Ten wokal nie pasuje do stoner rocka.
OdpowiedzUsuńGusta i guściki. Może i nie pasuje, ale tu brzmi świetnie.
UsuńTo kwestia rzuconego schematu. Nie pasuje, bo Nieczęsto się spotyka wokal, który odbiega od reszty, jak dla mnie pasuje elegancko i teraz nie jestem w stanie wyobrazić sobie tej EPki z innym wokalem. Pamiętacie pewnie,że próby odejścia od schematu były często spotykane w historii muzyki? Takie ciężkie początki miały choćby kapele jak Pink Floyd, czy Led Zeppelin.
UsuńPozdro
Maciej F.
CZEKAMY NA WIECEJ!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń