środa, 17 października 2012

R16/44: Earthship, 1926 (13 X 2012, Wydział Remontowy, Gdańsk)




Spawanie metali ciężkich to nie tylko domena jesieni, ale także miejsc charakterystycznych, takich jak Wydział Remontowy w gdańskiej Stoczni. Na jedynym w Polsce, podczas swojej aktualnej trasy koncertowej promującej drugi album „Iron Chest”, wystąpił niemiecki Earthship, a supportowała go gdyńska supergrupa 1926.


Kameralna frekwencja odbiła się raczej na korzyść muzyki jaką zaprezentowała gdyńska supergrupa 1926, dla której był to dopiero piąty występ. Grupa, w której występują muzycy znani z trójmiejskich grup Kiev Office, Pomelo Taxi i Karol Schwarz All Stars działających przy Nasiono Records fantastycznie spasowała się stylistycznie z nieco cięższym zespołem z Niemiec. Mimo deklaracji, że był to najsłabszy koncert tego nietuzinkowego i chyba jeszcze nieznanego wszystkim zespołu, uważam, że wypadli znakomicie. Gęste gitarowe wiraże spętlone z dużą ilością szybkich przejść na perkusji i duszną dawką przestrzeni, z masą przesteru i pojedynczymi, funeralnymi basowymi tonami z pogranicza noise’u i shoegaze – oto czego należy się spodziewać po twórczości 1926. Długie, rozbudowane kompozycje kaskadami i ścianami dźwięku są nastawione na klimat, przestrzeń i cykliczny rozwój, nie usypianie naszej czujności, a nastawione na wywołanie określonych stanów emocjonalnych, zwłaszcza tych onirycznych podczas zwolnień, kiedy zamykając oczy niemal można wyobrazić sobie schizofreniczne fantasmagorie. Wreszcie to idealna muzyka na porę jesienną – jednocześnie będąca smutną, ale i  energetyczną. Walcowate brzmienia naprzemiennie z surowym i mięsistym riffem gitar nawet jeśli są wtórne i oklepane, w wykonaniu 1926 zachwycić powinno i mnie, a słyszałem ich po raz pierwszy, naprawdę się spodobało. Pozostaje tylko czekać na równie udaną płytę, nad którą ponoć supergrupa już pracuje.
1926

Po godzinie dwudziestej drugiej na scenie Wydziału Remontowego rozstawił się drugi, najważniejszy i najbardziej wyczekiwany zespół tego wieczoru, czyli niemiecka grupa Earthship. Zespół, którego podobnie jak 1926, nie da się jednoznacznie sklasyfikować czy podporządkować szufladkom stylistycznym. Zespół idealny na jesień. Zarazem gęsty typowo sludge’owy, jak i duszny i wolny typowo doomowy, jak również bardziej melodyjny, psutynny stonerowy – innymi słowy nietuzinkowy i zaskakujący połączeniami i zestawieniami gatunkowymi. W pierś niech się biją Ci co i tej grupy nie znają, a zwłaszcza Ci, co nie przybyli do przystoczniowego klubu. Frekwencyjnie, choć przybyło znacznie więcej ludzi, nie wdawałem się jednak w liczenie i konkretne liczby, bo to nie należy do moich mocnych stron, nadal nie powalało, co można tłumaczyć nie tylko małą przestrzenią, jaką dysponuje klub, jak i (niestety) raczej małym zainteresowaniem tego typu graniem. Niewykluczone jednak, że większa sala zgromadziłaby większą ilość zainteresowanych, a także umożliwiłaby mniej statyczne uczestniczenie w koncercie. Nie uważam jednak, że statyczne i co za tym idzie bierne uczestniczenie w koncercie miałoby przeszkadzać w odbiorze muzyki Earthship, wręcz przeciwnie, to nie jest raczej muzyka do szaleństw pod sceną, a raczej do zgłębiania w sobie, do ewentualnego podrygiwania i gibania się w jej rytm. Mięsiste brzmienie, jednocześnie brudne, surowe, głębokie i sterylne, troszkę inne niż na płytach, bo zdecydowanie mocniejsze fantastycznie współgrało z występującym wcześniej 1926. Niemieckie trio zagrało nieco około godzinny set składający się zarówno z utworów z debiutanckiej płyty „Exit Eden”, jak i właśnie wydanego drugiego albumu zatytułowanego „Iron Chest”. Z pozoru mogłoby się wydawać, że kompletnie odmienne od siebie w stylu, czy podejściu kawałki nie będą do siebie pasować, jednak Earthship udało się dawkować napięcie i ułożyć set w taki sposób, aby wszystko było spójne i nie usypiało czujności. Earthship to gejzer energii i wulkan, który potrafi oczarować swoim graniem i tym koncertem niewątpliwie to udowodnili.

Z pozytywnym nastawieniem pójść na koncert, a zwłaszcza z dużymi oczekiwaniami co do grup występującym na danym wydarzeniu, to nie wszystko. Trzeba jeszcze posłuchać zespołów grających w jego ramach i wyjść z koncertu osłupiałym i spełnionym, zadowolonym ze wspaniałości, jakie wylewały się z głośników i ze sceny. Zarówno nasz 1926, jak i fantastyczny niemiecki Earthship spełniły te wymagania zapewne niejednej, a  niewątpliwie wszystkich osób, które pojawiły się w tym pięknym, choć zimnym jesiennym wieczorze w gdańskim klubie. Był to jeden z tych koncertów, na których nie tylko tej jesieni, ale także w tym roku, trzeba było być, jeden z tych, który będzie się pamiętało jeszcze długo.

1 komentarz: