Czasami starsi ludzie mawiają: "Do snu diabeł mu przygrywał"... |
Ach! ten piękny stereotyp. Ileż to razy musiałem tłumaczyć, że muzyka rockowa i metalowa nie opowiada o tym jak czcić Belzebuba i nie namawia do wcinania okolicznych kotów na śniadanie. I tak, mam świadomość, że taka i podobna tematyka też się pojawia (głównie w nurcie death/black metalowym), jednak odnoszę wrażenie, że nie jest to częsty temat utworów. Kiedy przyjrzałem się tekstom różnych zespołów których słucham to poruszana tematyka jest bardzo różnorodna: seks, narkotyki, alkohol, tematy społeczne, filozoficzne, egzystencjalne, czy rozważania religijne, ale nie w systemie jaki widzi to większość, czy też Kościół. - tak zaczął swój felieton o problemie postrzegania ciężkich brzmień i jego powiązań z "satanizmem" przez społeczeństwo, a zwłaszcza Kościół, redaktor Chamera. W drugiej części tej odsłony "Pod LUpą" wypowiem się ja, rozszerzając nieco spektrum spojrzenia na zagadnienie, bo diabły i demony siedzą nie tylko w rocku i metalu...
Muzyka od swoich początków miała przekazywać emocje, lęki i frustracje, a także w mniejszym lub większym stopniu czcić zjawiska lub religijne uniesienia. Z czasem wokół powstających utworów zaczęły narastać teorie, legendy, a przeciwnicy tychże poczęli składać je w indeksy zakazanych lub źle widzianych. Dotyczyło to nie tylko samej muzyki, ale także jej twórców. O ile przyjrzymy się muzyce średniowiecza, renesansu czy baroku raczej na próżno lub trudno szukać dźwięków nie opiewających tak zwanego słusznego spojrzenia, czyli w gruncie rzeczy wychwalania Boga czy osadzonych w pozytywnych emocjach (włączając w to utwory o tematyce funeralnej, które z racji swojej tematyki wyrażając żal i smutek w tym kontekście również na swój sposób wyrażają pozytywne emocje i przesłanie), o tyle w późniejszej muzyce klasycznej można znaleźć przykłady, które Kościół zwalczał lub nieprzychylnie postrzegane przez indoktrynowane społeczeństwo. Jeśli przyjrzeć się muzyce romantyków do głosu często zaczęły dochodzić bardziej mroczne treści, często ocierające się o wizje nie zawsze zgodne z wyobrażeniami, także o samych twórcach. O wirtuozie skrzypiec Niccolo Paganinim zwykło się mówić, że był uczniem samego Diabła - nie tylko przez niezwykły talent, bardzo niski strój skrzypiec, ale także nie typową konstrukcję dłoni, co prawdopodobnie wynikało z faktu, że mógł cierpieć na tak zwany zespół Marfana objawiający się między innymi długimi "pajęczymi palcami". A wszystko co dziwne, nienaturalne i odstające od normy to na pewno dzieło Szatana!
Przykładem niepokoju związanego z Szatanem w muzyce może być tak zwany "diabelski akord" czyli akord o szczególnym wpływie na odbiorcę, który znany jest także jako "tryton". Jest to interwał wynoszący trzy całe tony. W szeregu diatonicznym są są to dźwięki f - h. W harmonii klasycznej tryton jest uważany za dysonans i wymaga rozwiązania na sekstę małą (lub sekstę wielką w tonacji molowej), gdy trytonem jest kwarta zwiększona (f – h) lub tercję wielką (lub tercję małą w tonacji molowej) gdy trytonem jest kwinta zmniejszona (h – f). Interwał trytonu w przewrocie (czyli gdy dźwięk niższy przeniesiemy oktawę w górę ponad wyższy dźwięk, który w wyniku tego staje się podstawą) jest również trytonem. W dawnej muzyce kościelnej używanie tych dźwięków (kwinty zmniejszonej lub kwarty zwiększonej) było surowo zakazane ponieważ interwały te uznawano za dysonanse stworzone przez samego Diabła stąd łacińskie określenie "diaobolus in musica". Mimo to wielu kompozytorów wykorzystywało go by nadać swoim utworom diabelskie konotacje i znaczenia, jak choćby Giuseppe Tartini w "Sonacie z diabelskim trylem". Oczywiście akord ten wykorzystuje się w muzyce metalowej, a także dla podkreślenia mrocznej, niepokojącej atmosfery w filmach kryminalnych. Bardzo ciekawie i obszernie na temat diabolus in musica i trytonu piszą również na stronie Muzykoteka Szkolna (tutaj i tutaj).
Przykładem niepokoju związanego z Szatanem w muzyce może być tak zwany "diabelski akord" czyli akord o szczególnym wpływie na odbiorcę, który znany jest także jako "tryton". Jest to interwał wynoszący trzy całe tony. W szeregu diatonicznym są są to dźwięki f - h. W harmonii klasycznej tryton jest uważany za dysonans i wymaga rozwiązania na sekstę małą (lub sekstę wielką w tonacji molowej), gdy trytonem jest kwarta zwiększona (f – h) lub tercję wielką (lub tercję małą w tonacji molowej) gdy trytonem jest kwinta zmniejszona (h – f). Interwał trytonu w przewrocie (czyli gdy dźwięk niższy przeniesiemy oktawę w górę ponad wyższy dźwięk, który w wyniku tego staje się podstawą) jest również trytonem. W dawnej muzyce kościelnej używanie tych dźwięków (kwinty zmniejszonej lub kwarty zwiększonej) było surowo zakazane ponieważ interwały te uznawano za dysonanse stworzone przez samego Diabła stąd łacińskie określenie "diaobolus in musica". Mimo to wielu kompozytorów wykorzystywało go by nadać swoim utworom diabelskie konotacje i znaczenia, jak choćby Giuseppe Tartini w "Sonacie z diabelskim trylem". Oczywiście akord ten wykorzystuje się w muzyce metalowej, a także dla podkreślenia mrocznej, niepokojącej atmosfery w filmach kryminalnych. Bardzo ciekawie i obszernie na temat diabolus in musica i trytonu piszą również na stronie Muzykoteka Szkolna (tutaj i tutaj).
Przejdźmy jednak do muzyki nieco nam bliższej, poczynając od muzyki bluesowej od której jak wskazuje Berendt zaczął się rock. Chyba każdy słyszał legendę o Robercie Johnsonie, utalentowanym wirtuozie gitary żyjącym w latach 1911 - 1938 w Missippi. Jak głosi owa legenda zmarły w wieku 27 lat (!)* Robert miał być beznadziejnym graczem, ale wszystko miało się zmienić pewnego dnia gdy na rozdrożu spotkał samego Diabła. Ten miał mu podarować talent, którym wkrótce miał oczarować świat.. Często sam nazywany "Diabłem" Johnson grywał co prawda na rogach ulic czy w marnych klubach i za życia był mało rozpoznawalny, dziś jest wymieniany jako jeden z filarów współczesnego bluesa, a nawet rocka. Wielu znanych muzyków rockowych twierdziło też, że sprzedali swoją duszę Diabłu, jednakże ile w tym prawdy wiedzą zapewne sami muzycy, a także najbardziej zainteresowany, czyli sam Szatan. My nie będziemy tej kwestii roztrząsać. Przyjrzyjmy się teraz krótko tematyce i tekstom występującym przede wszystkim w rocku i metalu. Każda muzyka bez względu na przynależność gatunkową ma swoje charakterystyczne tematy, a często ta charakterystyczność ustępuje zupełnie innej tematyce niż tej, która zwykle kojarzy się z danym gatunkiem. Niektórzy twierdzą, że black i death to gatunki które wychwalają Szatana i rzeczywiście pierwotnie taka tematyka dominowała, ale przecież porusza się w tym graniu także kwestie społeczne, historyczne, ból i utratę, afirmację natury i życia. Ta ostatnia nieobca była Lemmy'emu z Motorhead. Afirmacja życia często była i jest dominantą liryczną w heavy metalu czy hard rocku i wiążę się ona często z życiem motocyklistów, narkotykami, alkoholizmem czy uzależnieniem od seksu. Często w tych tekstach występuje - mniej lub bardziej jawnie - postać Szatana, który jest kusicielem i zła siłą popychającą do takich czy innych zachowań podmiot liryczny danego utworu.
Oczywiście wiele zespołów całą swoją twórczość oparła o pewien koncept Diabła i można tu wymienić Slayera, Mercyful Fate i w zasadzie dowolną grupę metalową. Jednak fakt, że w ich twórczości pojawiają się symbole lub tekstowe odniesienia nie zawsze musi oznaczać związku z satanizmem czy udziału w czarnych mszach. Duża część (podkreślmy jednak, że nie wszystkie!) zespoły death czy black metalowe otwarcie mówi nie tyle o okultyzmie ile treściach antychrześcijańskich. Jednak w głównym gruncie hard rocka i heavy metalu we wszystkich jego odmianach to ostatnio nie występuje, a przynajmniej nie w takim stopniu jak chcieliby przeciwnicy. Jeśli na przykład prześledzić tekst "Enter Sandman" Metalliki o żadnym Diable nie ma w nim żadnego słowa, a wręcz przeciwnie można znaleźć autentyczną modlitwę do Boga, by w obliczu śmierci ocalił duszę, nawet podczas snu, i zabrał ją do siebie. A sam utwór traktuje o koszmarach i demonach jakie kryją się podświadomości i wychodzą na żer, gdy zapadamy w sen ulegając "piaskowi sypanemu w oczy" przez tytułowego Piaskowego Dziadka. W identyczny sposób nie należy traktować nazbyt poważnie domniemanego Księcia Ciemności, czyli Ozzy'ego Osbourne'a i jego macierzystej formacji czyli Black Sabbath.
Na koniec jeszcze dygresja odnośnie muzyki techno, która również została zapisana na listę diabelskiej muzyki. Podobnie jak w przypadku rocka i metalu związków wykluczyć nie można, ale też nie należy wszystkiego brać zbyt poważnie. Przykład z życia wzięty: za czasów licealnych podczas pewnych rekolekcji ksiądz opowiedział historię swojego życia zanim został kapłanem. Namiętnie słuchał muzyki techno i bywał na imprezach gdzie taką muzykę puszczano, przyznał że alkoholu, narkotyków i innych dopalaczy nie brakowało, ale przejrzał na oczy i się nawrócił gdy... zobaczył pod klubem samochód z rejestracją 666 i wsiadającą do niego postać, która wyraźnie miała kopyta i ogon. Wszystko fajnie, poza końcówką, która jest naciągana - zwłaszcza w kontekście przyznania się do brania używek halucynogennych chwilę wcześniej. Wtedy wydawało mi się to potwornie głupie, a rezultat był taki, że razem z moim najlepszym kumplem po prostu wyszliśmy z Kościoła. Dziś nadal uważam, ze to co powiedział ksiądz rekolekcjonista brzmiało idiotycznie i było straszeniem. Oczywiście, mam świadomość opętań i istnienia Diabła, ale takich obrazków nie widzi się raczej na co dzień i od samego słuchania muzyki. Tak naprawdę można by też sądzić, że aby zostać opętanym lub być we władzy ciemnej istoty (w dodatku podobnie jak Bóg biblijnej) zwanej Diabłem, okazałoby się że złe są wszystkie aspekty kulturowe, a co za tym idzie zarówno literatura, sztuka i filmy. Nie popadajmy jednak w paranoję, bo i tak mamy jej dosyć na co dzień, czyż nie?
Posłużę się jeszcze cytatem, który znalazł się na naszych łamach przy okazji ksiażki o grupie U2, które powiedział do Bona (a konkretniej do jego alter ego scenicznego) pisarz Salman Rushide: Nie boję się Ciebie, bo diabły nie pokazują rogów. Otóż właśnie, prawdziwe diabły rogów nie pokazują, bo może nim być każdy. Ten sam zdrowy rozsądek i wolna wola, o której pisałem przy okazji kontrowersji związanych z rzekomym wykorzystaniem godła przez polską grupę Behemoth, powinien także przyświecać przy okazji muzyki jakiej słuchamy - jedni będą brać ją na poważnie, a inni nie. Jedni będą faktycznie satanistami, a inni będą chrześcijanami mimo słuchania "ciężkich brzmień" także tych w których związki okultystyczne czy satanistyczne znajdują się na cienkiej granicy. Ograniczając dostęp do takiego grania i wpisując je na listy zakazane niczego nie zmieni. Muzyki na świecie jest tyle, że każdy może słuchać czego chce i doszukiwać się w niej czego chce, ale wybór tej muzyki i przekazów zostawmy zainteresowanym, a nie "obrońcom wiary" i jedynie słusznej wizji. Ludzie obdarzeni wolną wolą powinni sami decydować o tym jaka muzyka sprawia im przyjemność, bo czasy list zakazanych, straszenia ogniem piekielnym i Inkwizycji na szczęście dawno się skończyły i sądzę, że na razie nie należy się obawiać o powrót do średniowiecznych założeń.
* Otruł się strychniną. Nie jest jednak pewne czy było to samobójstwo, bo życie Johnsona jest bardzo słabo udokumentowane, a on sam zasługuje na osobny artykuł. Jego cała dyskografia to (oficjalnie) zaledwie 29 numerów, które w 2011 roku częściowo cyfrowo zremasterowano i wydano ponownie.
Oczywiście wiele zespołów całą swoją twórczość oparła o pewien koncept Diabła i można tu wymienić Slayera, Mercyful Fate i w zasadzie dowolną grupę metalową. Jednak fakt, że w ich twórczości pojawiają się symbole lub tekstowe odniesienia nie zawsze musi oznaczać związku z satanizmem czy udziału w czarnych mszach. Duża część (podkreślmy jednak, że nie wszystkie!) zespoły death czy black metalowe otwarcie mówi nie tyle o okultyzmie ile treściach antychrześcijańskich. Jednak w głównym gruncie hard rocka i heavy metalu we wszystkich jego odmianach to ostatnio nie występuje, a przynajmniej nie w takim stopniu jak chcieliby przeciwnicy. Jeśli na przykład prześledzić tekst "Enter Sandman" Metalliki o żadnym Diable nie ma w nim żadnego słowa, a wręcz przeciwnie można znaleźć autentyczną modlitwę do Boga, by w obliczu śmierci ocalił duszę, nawet podczas snu, i zabrał ją do siebie. A sam utwór traktuje o koszmarach i demonach jakie kryją się podświadomości i wychodzą na żer, gdy zapadamy w sen ulegając "piaskowi sypanemu w oczy" przez tytułowego Piaskowego Dziadka. W identyczny sposób nie należy traktować nazbyt poważnie domniemanego Księcia Ciemności, czyli Ozzy'ego Osbourne'a i jego macierzystej formacji czyli Black Sabbath.
Na koniec jeszcze dygresja odnośnie muzyki techno, która również została zapisana na listę diabelskiej muzyki. Podobnie jak w przypadku rocka i metalu związków wykluczyć nie można, ale też nie należy wszystkiego brać zbyt poważnie. Przykład z życia wzięty: za czasów licealnych podczas pewnych rekolekcji ksiądz opowiedział historię swojego życia zanim został kapłanem. Namiętnie słuchał muzyki techno i bywał na imprezach gdzie taką muzykę puszczano, przyznał że alkoholu, narkotyków i innych dopalaczy nie brakowało, ale przejrzał na oczy i się nawrócił gdy... zobaczył pod klubem samochód z rejestracją 666 i wsiadającą do niego postać, która wyraźnie miała kopyta i ogon. Wszystko fajnie, poza końcówką, która jest naciągana - zwłaszcza w kontekście przyznania się do brania używek halucynogennych chwilę wcześniej. Wtedy wydawało mi się to potwornie głupie, a rezultat był taki, że razem z moim najlepszym kumplem po prostu wyszliśmy z Kościoła. Dziś nadal uważam, ze to co powiedział ksiądz rekolekcjonista brzmiało idiotycznie i było straszeniem. Oczywiście, mam świadomość opętań i istnienia Diabła, ale takich obrazków nie widzi się raczej na co dzień i od samego słuchania muzyki. Tak naprawdę można by też sądzić, że aby zostać opętanym lub być we władzy ciemnej istoty (w dodatku podobnie jak Bóg biblijnej) zwanej Diabłem, okazałoby się że złe są wszystkie aspekty kulturowe, a co za tym idzie zarówno literatura, sztuka i filmy. Nie popadajmy jednak w paranoję, bo i tak mamy jej dosyć na co dzień, czyż nie?
Posłużę się jeszcze cytatem, który znalazł się na naszych łamach przy okazji ksiażki o grupie U2, które powiedział do Bona (a konkretniej do jego alter ego scenicznego) pisarz Salman Rushide: Nie boję się Ciebie, bo diabły nie pokazują rogów. Otóż właśnie, prawdziwe diabły rogów nie pokazują, bo może nim być każdy. Ten sam zdrowy rozsądek i wolna wola, o której pisałem przy okazji kontrowersji związanych z rzekomym wykorzystaniem godła przez polską grupę Behemoth, powinien także przyświecać przy okazji muzyki jakiej słuchamy - jedni będą brać ją na poważnie, a inni nie. Jedni będą faktycznie satanistami, a inni będą chrześcijanami mimo słuchania "ciężkich brzmień" także tych w których związki okultystyczne czy satanistyczne znajdują się na cienkiej granicy. Ograniczając dostęp do takiego grania i wpisując je na listy zakazane niczego nie zmieni. Muzyki na świecie jest tyle, że każdy może słuchać czego chce i doszukiwać się w niej czego chce, ale wybór tej muzyki i przekazów zostawmy zainteresowanym, a nie "obrońcom wiary" i jedynie słusznej wizji. Ludzie obdarzeni wolną wolą powinni sami decydować o tym jaka muzyka sprawia im przyjemność, bo czasy list zakazanych, straszenia ogniem piekielnym i Inkwizycji na szczęście dawno się skończyły i sądzę, że na razie nie należy się obawiać o powrót do średniowiecznych założeń.
* Otruł się strychniną. Nie jest jednak pewne czy było to samobójstwo, bo życie Johnsona jest bardzo słabo udokumentowane, a on sam zasługuje na osobny artykuł. Jego cała dyskografia to (oficjalnie) zaledwie 29 numerów, które w 2011 roku częściowo cyfrowo zremasterowano i wydano ponownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz