Filip Arasimowicz |
Najpierw wystąpił zespół, który poniżej pewnego poziomu nie zejdzie chyba nigdy. Blue Jay Way zaprezentował utwory znane chyba już wszystkim, jak również zupełne nowości. Na początek „Zabójcze maszyny” – jeden z najświeższych kawałków, a później obok hitów jakimi są „A niech ma”, „Pierdolone życie”, „Amerykański” czy „Pragnę Cię” również inne nowości: „Utopijny świat” i bardzo interesujące ostre „Cztery Ściany”.
Tomek Besser |
Nie zabrakło też zawsze fantastycznego utworu „Ostatnie tchnienie” – przy którym nie mogło się obyć bez ciarek na plecach - co jest takiego w tym utworze? Nie wiem, ale należy do moich najbardziej ulubionych utworów BJW, obok „A niech ma” i dawno nie granego już „Opętanego”. Zagrali trzynaście numerów, jako ostatni wybrzmiał „Rock’n’roll” po czym udostępnili scenę chłopakom z Mandalora.
O tym drugim zespole trzeba napisać nieco więcej. Mandalor powstał z inicjatywy gitarzysty Piotra Ryżyńskiego i perkusisty Damiana Ciupińskiego.
W październiku 2010 roku do duetu dołączył drugi gitarzysta – Dominik Niklas. Przez jakiś czas wokalistą zespołu był Mateusz Styk, jednak ten odszedł z zespołu, by dołączyć do Babiaków.
Piotr Ryżyński |
Nieco później do Mandalora dołączył basista – Michał Geratowski. Z nowym wokalistą jednak Mandalor miał większy problem i szukali go ponad trzy miesiące i w końcu stanowisko gardłowego objął Oskar Charuta. Minęły cztery miesiące i Mandalor postanowił pokazać się na żywo. Nazwa grupy to z kolei gra słowna – odnosząca się zarówno do Mandalorian z Gwiezdnych Wojen, ale również do słowa „mandala” pochodzącego z religii hinduskiej, które jest odpowiednikiem chrześcijańskich ikon. Samo słowo oznacza zaś zdrowie, szczęście. Nie da się Mandalora jednoznacznie zaszufladkować, bowiem to, co chłopaki grają, wymyka się wszelkim klasyfikacjom – i bardzo dobrze, bo wcale nie miałem zamiaru przymierzać się do ustalania stylu. Nie oto przecież chodzi, żeby z góry wrzucać kapelę do worka z etykietką. Jak mówi gitarzysta grupy Piotr Ryżyński: Gramy co nam wpadnie do ucha i dobrze nam idzie. Nie ma w tych słowach ani krzty przekory, bo faktycznie dobrze im idzie. Ich granie to luźna mieszanka post-metalu z hard rockiem, punkiem, popem a nawet rapem. Gdzieś przemykają nawet stoner i groove metalowe skojarzenia – w każdym razie jest energetycznie, brudno i ciekawie.
Michał Geratowski |
Mandalor zaprezentował zaledwie osiem kawałków – wszystkie jednak były ich własnymi kompozycjami, co już pokazuje zespół w bardzo dobrym świetle, że nie brali na warsztat żadnych coverów, tylko od razu uderzyli własnym pełnym setem. Trzy utwory zasługują na szczególne zauważenie, a przynajmniej mi właśnie one najbardziej wbiły się w pamięć. Pierwszy z nich to znany już niektórym z wrzuty bardzo interesujący „Pasożyt” – szybki, pędzący riff, chwytliwa melodia i świetny tekst. Rys lat 70 i 80 przywołujący polskie legendy takie jak TSA czy Turbo – rewelacja. Bardzo podobał mi się „Plan B” – równie przebojowy i szybki, momentami zbliżający się do punk rocka potraktowanego pustynnym niskim brzmieniem. Mateusz Fudala - gitarzysta zespołu Call The Fire Brigade powiedział mi niedawno, że u nas w Trójmieście powoli robi się zagłębie stonerowego grania. I coś w tym jest, Mandalor bowiem daleko do takiego grania nie ma, a na pewno gdzieś w kategoriach stoneru mieści.
Damian Ciupiński |
Oskar Charuta |
Ciekawą odskocznią był nieco lżejszy utwór „Adrenalina”, w którym tekst został… zarapowany. On również bardzo dobrze zabrzmiał. Cóż jeszcze… duży plus za polskie teksty, bardzo dobra gra Ciupińskiego na perce, interesujący i sprawny wokal Oskara – więcej zadziorności i pewności siebie nie zaszkodzi i małe zastrzeżenie do postawy Dominika Niklasa – więcej ruchu, stać jak kołek przez cały czas, podczas gdy gitarzysta, basista i wokalista są w ruchu trochę nie wypada, no ale czepiam się.
Mandalor wszak debiutował – więc stres i spina swoje zrobiła, ale nie zmienia to faktu, że dali bardzo dobry, interesujący koncert. Trzymam kciuki za Ryżego i jego Mandalora – o tej kapeli pewnie będzie jeszcze głośno, a Blue Jay Way powinno mieć się na baczności, pojawił się poważny konkurent!
Ostatni zagrał zespół Shadowsight, który powrócił po kilku miesiącach milczenia w nowym, aczkolwiek tymczasowym składzie. Na perkusji wystąpił gościnnie Damian Ciupiński (gratulacje za wytrzymanie dwóch pełnych setów bębnienia) oraz basista Miłosz Gasiuk.
Miłosz Gasiuk |
Na zgranie się zespół miał niecały miesiąc i ograniczony czas prób.
(Patrząc od lewej) "Fiefiur" i Michał |
Sądzę jednak, że wyszedł z tego fantu obronną ręką. Czy też raczej rękami. Na początek potężny „Nemesis”, następnie ani na moment nie zwalniający tempa „Marauders”, zaraz po nich melodyjny i pachnący Iron Maiden „Where The Eagles Fly”, nie zabrakło też zaśpiewanego przez "Fiefiura" (gitarzystę i współzałożyciela grupy) przebojowego i odśpiewanego razem z publicznością „Marco Polo” i utworów z najnowszej epki zespołu w tym również bardzo dobrego numeru „The Valley of Elah” inspirowanego biblijną przypowieścią o Dawidzie i Goliacie. Koncert zakończył numer „Pirates of the West”. Pomiędzy kolejnymi utworami zostały również zaprezentowane solówki – gitarowa Michała Marcinkowskiego oraz perkusyjna Ciupińskiego.
Finito koncertu Shadowsight |
Shadowsight brzmiał mocno i wciągająco – tłum pod sceną bawił się naprawdę dobrze i w sumie się nie dziwię, bo chłopaki zagrali chyba najlepszy koncert w swojej karierze. Mimo pewnych niedociągnięć, pomyłek i problemów, do których przyznał się sam Marcinkowski, zespół pokazał klasę – jak powinien wyglądać dobry koncert oraz wraz z kolegami z pozostałych dwóch zespołów, że trójmiejska, wciąż jeszcze undergroundowa, scena muzyczna ma się dobrze i co najważniejsze rośnie w siłę.
Na koniec powinny być podsumowania, ale wszystko zostało już powiedziane. Cóż zatem? Tym razem mały apel do wszystkich producentów, wytwórni i tych, którzy są w stanie underground zmienić w mainstream (lub przynajmniej sprawić, że o tych – i innych zacnych – zespołach będzie głośniej również w kraju, a może nawet za granicą, a nie tylko w Trójmieście). Całkiem możliwe, że i tacy się znajdą pośród tych kilku, kilkunastu osób, które wchodzą na tego bloga i go czytają, za co serdecznie w imieniu swoim i wszystkich opisywanych (lokalnych i naszych mniej znanych krajowych zespołów) serdecznie dziękuje. Te trójmiejskie kapele udowodniły i jeszcze nieraz udowodnią, że są zespoły, które warto i trzeba wspierać, pomóc im się przebić. Jest ogromny potencjał i masa świetnych, ciekawych pomysłów – ciągle jednak brakuje kogoś, kto obróci stagnację, jaka od lat panuje w naszym kraju na korzyść tych zespołów. I nie tylko tych. Trójmiejskiej sceny muzycznej w ogóle. Im więcej się będzie o nich mówić, pisać i słuchać tym większe szanse będą miały na wybicie się. Te słowa, na moim blogu, to zaledwie mały krok, aby to zmienić, duży dopiero nastąpi, jeśli pomożemy im. Wystarczy chcieć, a czasem odrobina chęci może zdziałać więcej właśnie dla nich. Mały ruch pozwoli im przetrwać, a to jest najważniejsze nie tylko dla nich, ale i dla wszystkich, którzy cenią dobrą muzykę i zabawę na koncertach. Zarówno my fani, słuchacze, koledzy i koleżanki zaangażowanych w te projekty osób, ale również wszyscy Ci, którzy mają środki i kontakty, jesteśmy zdolni by poruszyć machinę, która choć sprawna, wymaga naoliwienia i wymiany części. Do dzieła!
http://www.youtube.com/playlist?list=PL0C9BC7857584B6CE video z Ucha
OdpowiedzUsuńWidzę autor przestał słodzić swoim ulubieńcom i zaczął doceniać inne zespoły. Jednak w muzyce nie powinno się wytyczać kto dla kogo jest konkurencją , nawet jeśli jest to mówione żartem . Miło że wspomniałeś o undergroundzie , są także inne zespoły zasługujące na uwagę : Option Hoax , Hateseed , Ad Rem , Wściekłe Psy , mam nadzieję że przeczytam o nich tutaj nie długo . Pozdrawiam & uważam że ta recenzja jest jedną z Twoich lepszych na tym blogu .
OdpowiedzUsuń"Słodzić" to starałem się nie słodzić, ale skoro ktoś tak uważa, to może coś w nich jest. Z tą konkurencją to w sumie jest trochę pół żartem pół serio, ale najważniejsze, żeby dobrze grali. Jeśli chodzi o większość wymienionych przez Ciebie zespołów to widać nie zaglądasz na mojego bloga za często - poszukaj w miesiącach dobrze a znajdziesz i o nich. W przyszłości pojawią się może i kolejne na temat tych zespołów. Cieszę się też, że ktoś docenia to, co pisze i dodam od siebie, że staram się rozwijać swoje pióro, żeby każdy popełniany tekst był jeszcze lepszy i (a może i zwłaszcza) ciekawszy od poprzedniego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZmień tego bębniarza na perkusistę - bębniarz to znienawidzone przeze mnie określenie, bo kojarzy mi się z czarnuchami grającymi na bongosach. ciupaz
OdpowiedzUsuńDobra, nie ma problemu ;)
OdpowiedzUsuńUpdate: Damian Ciupiński został oficjalnie perkusistą zespołu Shadowsight. Gratulacje!
OdpowiedzUsuń