Marla Cinger, czyli solowy projekt Asi Kucharskiej - basistki Kiev Office - wzbogacił się o nową odsłonę (premiera 3 grudnia). Właśnie wydana epka jest płytą krótką (rzecz oczywista), ale bardzo intrygującą i prawdopodobnie zapowiadającą drugą płytę zespołu. Pierwszej płyty nie słyszałem, więc nie będę się odnosił do tego, co było, lecz do tego co jest - co można usłyszeć na tym krążku. Pamiętam, że słyszałem raz Marlę na żywo podczas występu w sopocko-gdyńskich Kolibkach, jednak dokładna data niestety umknęła mi pamięci, ale było to jakieś dwa, trzy lata temu w wakacje. Nie zachwyciłem się podówczas, podobnie zresztą jak swego czasu Kiev Office. Ale zmienia się człowiek i zmieniają gusty muzyczne. Zaczynamy zatem, a na pierwszy ogień idzie niezwykła okładka.
Obracam w dłoni fioletową kopertę i próbuję uchwycić właściwy kąt jej oglądania. Prześwietlone, kolorowe kamienice równie dobrze wyglądają do góry nogami, jak i we właściwym dla oczu ułożeniu, ale czemu nie zacząć na nią nie patrzeć z boku? Odwracam kopertę na tył - okładka: Joannna Kucharska. Od tej strony Asi nie znałem - ale grafika jest świetna: intrygująca, klimatyczna i kapitalnie oddająca zawartość płyty. I jeszcze płytka cała pokryta kolorowymi kamieniczkami - dla oczu rozkosz, a dla uszu...?
Z uśmiechem wywołanym okładką wyjmuję płytkę i wkładam do odtwarzacza, siadam na kanapie, sięgam po pilota, w drugiej ręce trzymając kubek z herbatą rumiankową (tak jestem bardzo wygodnickim człowiekiem) i wciskam play. Startujemy:
Ocena… wydawnictwo jest za krótkie, zdecydowanie chce się więcej, a jako, że
to epka to również mniejsza skala, z tego powodu wychodzi – 4/5
Krótki otwieracz, bo trwający niecałe trzy
minuty utwór otwiera epkę i nosi tytuł „All in the wrong” – brudne gitary,
delikatne i bardzo wyważone uderzenia perkusji Krzyśka Wrońskiego, zwolnienie
na krótki chórkowy refren. Alternatywny rock z pustynnym southern rockowym
szlifem…? Hm, co najmniej niespotykane.
Do tego dochodzi bardzo wolny, bujający klimat i wokal Asi, który choć
przetworzony to nadal ciekawy.
Wspomniany „Startujemy” to pierwszy
z pośród dwóch polskojęzycznych kawałków, pozostałe trzy są po angielsku. Deszczowy
klawiszowo-elektroniczny tonaż i liryczny wokal Asi, który bardziej jest jednak
monodeklamacją i przywiódł mi skojarzenia z interpretacjami piosenek Agnieszki
Osieckiej – cztery i pół minuty cudeńka, o którym myśląc wcale nie robi się zimno, ani ciemno…
Następnie całujemy grunt w… „Kissing
the ground”. Tu najpierw wchodzi melodia basu, chaotyczne uderzenia
instrumentarium perkusyjnego i zaczyna się spokojna, wolna i bujająca, ciepła
piosenka w reagge’owej, a może zahaczającej o ska stylistyce… przejmująca i
lekka bardzo przyjemna piosenka – w sam raz na nieuchronny koniec jesieni.
Kolejny polski utwór „Czym prędzej”
jest szybszy i brudniejszy – bardziej rockowy. Zaskakujące jest też to, że
nagle po jesieni robi się wiosna – bo kawałek jest też znacznie cieplejszy. Fantastyczny
tekst i przejmujący wokal Asi – nie ukrywam, że bardzo lubię jej głos, jej specyficzny
sposób frazowania kolejnych słów, jakby opowiadała historię. Majstersztyk. Ostatni
jest tytułowy „Hexagon” – gitarowy początek i wokal Asi – który coraz mocniej
zbliża się do tych jazzowych. A sam kawałek rozpięty na narastającej brudnej
gitarze, wspartej tłem drugiej i delikatnym zwolnieniem
elektroniczno-perkusyjnym na koniec. Po prostu Bomba… właśnie tak: pisana dużą (i pogrubioną) literą B...
Po wystrzale armatnim jakim był „Anton
Globba” Kiev Office nie spodziewałem się w tym roku tak kapitalnego albumu z
Nasiona. A to zaledwie początek wystrzału na nowy rok – to wszak zapowiedź płyty Marli
Cinger, do której huk jeszcze nie wybrzmiał. Niecałe dwadzieścia minut bardzo
lekkich, ale niepozbawionych przebojowości i pazura kawałków, które powinny się
spodobać nie tylko wielbicielom Kiev Office, ale także tym, którzy szukają
bardziej „tanecznych” rytmów. „Taneczność” oznacza tu jednak pląsanie z gracją
słonia, który stąpając na paluszkach co rusz rozbija coś co powinno być
nieporuszone. Na lekkość wpływa też niezwykłe brzmienie, którym zajął się
Tomasz Garstkowiak (odpowiedzialny również za klawisze) – unoszące się w
powietrzu, wietrzne, a jednocześnie niepokorne i brudne.
Jeśli druga płyta Marli Cingier,
czy też raczej Asi, będzie tak niesamowita jak epka, to coś mi się wydaję, że
na przemian z „Hexagonem” nie opuszczą odtwarzacza na długo… a wszystko przy
dobrej książce i rumiankowej herbacie właśnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz