piątek, 30 grudnia 2016

Gościnne podsumowanie roku szczodrego według Jarka Kosznika



Napisał: Jarek Kosznik

Rok 2016 obfitował w różne doznania muzyczne często idealnie trafiających w mój gust. W porównaniu z rokiem 2015 zauważyłem jednak, że więcej albumów przykuło moją uwagę, choć nie zabrakło także rozczarowań, niektórych dość poważnych. Zostałem przez Lupusa, redaktora tego bloga i mojego dobrego kolegę poproszony, by napisać parę słów o mojej muzyce minionego roku. Oto subiektywna lista najlepszych i najgorszych płyt, a także oczekiwania względem roku 2017. Zapraszam!

Najlepsze płyty:

6. Korn - The Serenity of Suffering

Korna nie słucham właściwie od czasów gimnazjum, czyli płyty "Take A Look in the Mirror", chociaż zdarza mi się wracać do słuchania kilku pierwszych płyt. Początkowo nie byłem szczególnie zainteresowany najnowszym albumem, jednakże zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony mieszanką starych riffów z nowszą stylistyką znaną z ostatnich płyt. Oby Korn kontynuował tę ścieżkę z dala od dubstepowych eksperymentów.




5. The 1975 - I Like It When You Sleep for You Are So Beatiful yet So Unaware of It


Prawdopodobnie moje najbardziej zaskakujące nowe odkrycie mijającego roku. Po debiucie w roku 2013, brytyjski zespół z Manchesteru wydal swój drugi album, który zyskał popularność na całym świecie, szczególnie w stacjach radiowych w Wielkiej Brytanii i USA, a ponadto koncerty i teledyski grupy trafiły do stacji MTV. Ich styl to piorunująca i elektryzująca mieszanka alternatywnego rocka, popu rodem z lat 80-tych ubiegłego wieku, a utwory charakteryzują się specyficznym "groovem", jak i bardzo emocjonalnym, a zarazem dojrzało brzmiącym wokalem Matta Healy'ego. Ciekawostką jest fakt, że Healy jest fanem metalu, a istnieją współcześnie progresywno metalowe formacje otwarcie przyznające się do inspirowania The 1975 takie jak na przykład Periphery, czy nasze rodzime Disperse. Cała płyta zaś to prawdziwa kopalnia hitów radiowych i jednocześnie zestaw przyjemnych , ambitnych pomysłów muzycznych.

4. Animals As Leaders - The Madness Of Many

Czwarta płyta studyjna instrumentalnego tria ze Stanów Zjednoczonych nawiązuje pełnymi garściami do poprzednich wydawnictw zespołu. Tradycyjnie jest to niezwykle skomplikowana mieszanka współczesnego metalu progresywnego, nisko strojonego i z częstym wykorzystaniem niebanalnych rzadko spotykanych nowatorskich technik gitarowych. Animal as Leaders nieprzypadkowo uchodzą za wyznacznik stylu współczesnej instrumentalnej muzyki metalowej. Nie uważam siebie za wielkiego fana tego zespołu, nie mogę nie docenić kunsztu i geniuszu członków grupy.


3. Haken - Affinity

Wirtuozi progresywnego metalu z Wielkiej Brytanii wrócili z czwartą pełnowymiarową płytą studyjną, zawieszając tym samym poprzeczkę bardzo wysoko nie tylko dla samych siebie, ale i dla innych zespołów z tego gatunku. Bardzo świeże brzmienie, wiele zapadających w pamięć motywów muzycznych, do tego znakomity i różnorodny śpiew wokalisty, a wszystko podlane sosem rodem z lat 80tych poprzez odpowiednie wstawki elektroniczne i związaną z tym specyficzną retro-otoczkę. Aż przypominają się klimaty z gry komputerowej pokroju "GTA - Vice City". Miałem też ogromną przyjemność zobaczyć i posłuchać w tym roku Haken na żywo. Sądzę, przyszłość metalu progresywnego należy do nich, mają bowiem spore szanse na przejęcie kiedyś "królewskiej korony" od Dream Theater.

2. Periphery - Periphery III: Select Difficulty

Zaledwie półtora roku po wydaniu "Juggernaut: Alpha & Omega" panowie z Periphery ponownie podbili świat szeroko pojętej sceny metalu progresywnego trafiając do jeszcze szerszego niż dotychczas grona odbiorców, a nawet zajmując wysokie miejsce na liście US Bilboard. "Periphery III: Select Difficulty" to kwintesencja i swego rodzaju znakomite podsumowanie dotychczasowej stylistyki zespołu. Niezapomniana dawka energii, pomysłowości, muzycznej awangardy, bardzo kreatywnej melodii i do tego pewna spójność liryczna płyty (chociaż nie jest to koncept album), że jeszcze przez wiele lat będę wracał do tego albumu. Śmiało mogę go nazwać jednym z najlepszych krążków mojego życia. (recenzja tutaj)

1. Jason Richardson - I

Przez ostatnie kilka lat szczerze i z wypiekami na twarzy czekałem na pierwsze solowe wydawnictwo 25 letniego obecnie amerykańskiego wirtuoza gitary Jasona Richardsona, którego umiejętności wbiły mnie w ziemię zanim jeszcze osiągnąłem pełnoletność. Wielokrotnie zastanawiałem się jak kosmicznie wysoki poziom gry może osiągnąć Jason w wieku dwudziestu paru lat i album "I" w stu procentach potwierdził moje oczekiwania, odpowiedział na wszystkie moje pytania. Mieszanka niespotykanych zdolności kompozycyjnych rodem z czasów największych mistrzów muzyki klasycznej, ultraszybkiej techniki, wspaniałego frazowania i artykulacji odegranej z niesamowitą precyzją i łatwością stanowi zabójcze połączenie sprawiające niemożność oderwania się od tej muzyki. Każda minuta i sekunda tego albumu sprawia mi ogromną satysfakcję i radość, ponieważ znajduję tu połączenie wszystkiego, co uwielbiam. Jason Richardson na pewno wytyczył nowe granice w szeroko pojętej muzyce progresywnej, które prawdopodobnie mogą być przekroczone już tylko przez niego. Reasumując, dla mnie jest to najlepsza muzycznie płyta jaką słyszałem od czasu "Systematic Chaos" Dream Theater. (recenzja tutaj)

Rozczarowania:

2. Metallica - Hardwired... to Self-Destruct

Nigdy nie byłem wielkim fanem Metalliki, chociaż oczywiście jako nastolatek dokładnie przesłuchałem pierwsze pięć płyt z dyskografii zespołu. Najnowsza płyta zespołu nie jest tak tragiczna jak "St. Anger" czy "Death Magnetic" jednakże na tle moich ulubionych płyt minionego roku rozpatruje ją w kategorii rozczarowań. Najsmutniejsze jest to, że panowie z Metalliki już całkowicie zjedli "własny ogon". Największe pretensje mam do Kirka Hammetta, który mimo ośmioletniej przerwy od ostatniego albumu nie nauczył się żadnej nowej skali czy techniki, grając na "Hardwired... to Self-Destruct" nudne, grane na "odczepnego" i do tego niepoprawne technicznie, wtórne solówki w jednej skali. Słuchając tej płyty mam wrażenie, że cały czas słucham jednego utworu. Ta płyta potwierdziła moją opinię, że Metallica nie nagrała żadnej dobrej płyty (jako całości) od czasu "Black Albumu". I obawiam się, że już nie nagra.

1. Dream Theater - The Astonishing

Dla mnie niestety jest to największy muzyczny zawód roku, a zarazem najbardziej bolesny, ponieważ Dream Theater jest moim zespołem numer jeden od wielu lat. Pomimo niepokojących wieści o skróceniu czasu utworów i zwiększenia ich ilości do poziomu ponad trzydziestu kompozycji - wierzyłem do końca, że legendy progresywnego metalu nie zejdą poniżej pewnego poziomu. Niestety myliłem się. Płyta jest w wielu momentach po prostu niestrawna, stanowczo za długa, zbyt sztuczna i plastikowa z powodu ogromnej ilości ballad często wyciskanych niemalże "na siłę" - średnio na jeden w miarę klasyczny utwór przypadają dwa utwory "koszmarki". Te wszystkie elementy oraz brak klasycznego, porządnego utworu bądź solidnego kawałka na zakończenie sprawiają, że jest to moja najmniej lubiana płyta Dream Theater w historii. Oby był to tylko wypadek przy pracy. (podcast z Lupusem)

Nadzieje na rok 2017:

1. Trzeci studyjny album brytyjskiego progresywno-metalowego zespołu Monuments, którego tytuł niestety jeszcze nie jest znany, a premiera planowana jest na lato/jesień 2017 roku. Może to być jeden z najciekawszych albumów przyszłego roku, ponieważ zawsze można liczyć na geniusz kompozycyjny Johna Browne'a, którego technika i styl zapewne ewoluowała od czasu wydanego 2014 roku krążka "The Amanuensis", który wciąż należy do grona moich ulubionych.


2. Flux Conduct - "Yetzer Hara" to z kolei drugi solowy album, a zarazem następne dzieło wspomnianego wyżej gitarzysty Johna Browne, którego premierę zapowiedziano na 24 stycznia 2017 roku. Trzy zaprezentowane dotychczas utwory różnią się od debiutanckiego krążka Flux Conduct "Qatsi" między innymi obecnością wokalisty Renny Carolla. Póki co brzmią one nieco gorzej i bardziej przewidywalnie od poprzednika, jednakże z niecierpliwością czekam na całość.


3. W niemal cztery lata po wydaniu "Living Mirrors" największa polska nadzieja współczesnej muzyki progresywnej na czele z młodym wirtuozem gitary Jakubem Żyteckim i jednocześnie mój wielki polski faworyt, zespół Disperse planuje wrócić ze swoim trzecim studyjnym materiałem "Foreword". Premierę przewidziano na 24 lutego 2017 roku. Póki co opublikowano singiel "Stay" , ale w internecie można znaleźć dobrej jakości bootlegi, gdzie od czasu do czau panowie z Disperse grają jeszcze cztery inne utwory z nowej płyty. Jak na razie zapowiada się świetny krążek z bardzo świeżym spojrzeniem na gatunek, co jest cechą charakterystyczną Disperse, a po dołączeniu do nich byłego perkusisty Monuments Mike'a Malyana zespół będzie miał możliwość zaprezentowania się znacznie szerszej publiczności. Trzymam kciuki i czekam na resztę albumu, bo według mnie może to być jedna z najciekawszych i najlepszych płyt 2017 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz