piątek, 23 grudnia 2016

SMS z Polski: Ampacity, ARRM, Innercity Ensemble

Gorce - zima 2016 (fot. Tomasz Wieczorek)

Niektóre (nie tylko) polskie płyty wychodzą po cichu, bez szumu i nadmuchanej reklamy. Może to i lepiej, ale z drugiej strony trochę szkoda, że perełki często giną w natłoku albumów i często przechodzą niezauważenie lub chowają się w cieniu tych innych. W pierwszej odsłonie "SMSa z Polski", który tym samym zastępuje polsko-płytowego spin-offa "W NiewieLU słowach" nowa epka od Ampacity, debiut nowego projektu muzyków black metalowej formacji Thaw o nazwie ARRM i kilka słów o trzecim krążku Innercity Ensemble...


1. Ampacity - The Sum of All Flaws EP

Pełna grafika okładkowa

Trzecie wydawnictwo gdyńskiej grupy i drugie wydane pod szyldem bardzo ciekawego wydawnictwa Instant Classics. Płyta krótsza od fantastycznego "Superluminal" z zeszłego roku i będąca pożegnaniem z klawiszowcem Markiem Kosteckim. Gitarzysta Piotr Paciorkowski podkreśla, że to także pożegnanie z taką stylistyką i do końca jeszcze nie wiedzą w którą stronę udadzą się na kolejnych płytach oraz czy będą poszukiwać nowego klawiszowca.

Swoją premierę wydawnictwo miało 25 listopada i złożyły się na nie trzy kompozycje o łącznym czasie dwudziestu dwóch minut.  Pierwszy z nich to "Theme from Dimension Traveller" któremu najbliżej chyba do debiutanckiego albumu "Encounter One", choć stylistycznie nie odbiega też od tego co znalazło się na drugim krążku grupy. Space rockowa jazda bez trzymanki pełna klawiszowych szumów i gitarowego niemal noise'owego melodyjnego jazgotu i idealnie wyważona perkusja. Jeszcze lepszy jest numer drugi będący utworem tytułowym. Bardziej eksperymentalny, mający wiele wspólnego z latami 70, osadzony na energetycznym riffem i uzupełniającą ją rozpędzoną perkusją, a w tle pobrzmiewają rozszalałe klawiszowe space'owe tła. To taki kawałek, którego nie powstydziliby się w Hawkwind, ale także w King Crimson. Najdłuższy na płycie utwór trzeci zatytułowany "Templo Mayor" nieznacznie tylko różni się od swoich poprzedników. Space'owe przejazdy klawiszy nieznacznie giną pośród lekkiej, melodyjnej gitary, która zdaje się usypiać naszą czujność, ale systematycznie kawałek nabiera tempa oczarowując rozpędzonym rozwinięciem pełnym progresywnych ciągot i nieoczywistych rozwiązań.

Na "Sumie wszystkich pływów" nie ma szaleństw, ani innowacji w brzmieniu tak stylistycznym, jak samego zespołu, a sam materiał wydaje mi się tylko nieznacznie słabszy od dwóch pełnometrażowych albumów, które wydali wcześniej. W żaden sposób jednak nie uwłacza ich dotychczasowej twórczości, a wręcz przeciwnie znakomicie ją uzupełnia. Jestem bardzo ciekaw gdzie i w jaki sposób zabiorą nas na kolejnych wydawnictwach - jedno jednak jest pewne będzie to równie intrygująca dźwiękowa podróż jak ta, co miała miejsce dotychczas. Ocena: 4/5


2. ARRM- ARRM


Kolejna propozycja z wytwórni Instant Classics, którą z miejsca pokochacie. Tym razem coś cięższego (ale atmosferą, a nie pod względem instrumentalnym) i równie nieoczywistego, a mianowicie kolejny projekt muzyków znanych z grupy Thaw. Projekt narodził się w 2010 roku z inicjatywy gitarzysty Artura Rumińskiego, ale w dwa lata później grupa została zawieszona. Reaktywowała się w marcu mijającego roku i na jesieni wydała swój pierwszy, pełnometrażowy materiał, który niemal w całości był nagrywany na żywca.

Na trwającym nieco ponad pięćdziesiąt minut wydawnictwie znalazło się miejsce dla pięciu numerów utrzymanych w stylistyce post-metalowej i jak utrzymują muzycy w duchu twórczości Barn Owl oraz albumu "Hex" Earth. Otwiera fantastyczny "Pinewood", który wyłania się z mgły powoli i niepokojąco od samego początku czarując swoją gęstą, a zarazem senną atmosferą. Następujący po nim "White Water", który nie rezygnuje z sennego klimatu, jest jeszcze bardziej eksperymentalny, ale jednocześnie jest jeszcze bardziej duszny od pierwszego numeru i przepełniony jakąś nieosiągalną grozą. Kryjący się pod tajemniczym skrótem "KWKSC" numer trzeci pozostaje w takim sennym klimacie, ale z kolei rozpina się na elektronicznym, minimalistycznym szumem budzącym jeszcze większą grozę niż poprzednik, zaskakując nieco transowym niespiesznym rytmem, który stanowi doskonałe wyciszenie i wprowadzenie do drugiej połowy płyty, którą rozpoczyna "Grave". Powracają gitary, znów jest niepokojąco, sennie, trochę filmowo, ale i nieco żywiej niż w poprzednich choć wciąż obracając się w przestrzeni dusznej o wyraźnych doomowych inklinacjach. W czwartym "Horseback" jest równie niespiesznie, choć może się też wydać dość monotonnie, bo właściwie cała płyta jest oparta na jednej przestrzeni i jednym gitarowym riffie, choć wyróżnia go dodatkowy klawisz i finałowa partia wyciszonej z lekka egzotycznej perkusji.

Na "ARRM" nie ma fajerwerków czy rozbudowanych form. Jest mnóstwo świetnego klimatu nieco zbyt sennej i przydługiej, ale niesamowicie wkręcającego się w głowę ambientu idealnego na długie zimowe wieczory. To, co na pewno zachwyca najbardziej to ogromna wrażliwość i swoboda z jaką w takim graniu odnajdują sie muzycy jakby nie patrzeć black metalowej formacji, która co prawda równie intensywnie eksperymentuje z formą i przestrzenią dźwiękowa, ale porusza się mimo wszystko po innych zakamarkach stylistycznych. Jestem bardzo ciekaw kierunku w jakim pójdą muzycy Thaw i oczywiście w tym wypadku ARRM na następnym wydawnictwie, które mam nadzieje się pojawi, bo byłaby wielka szkoda gdyby debiut okazał się jednorazowym wybrykiem. Liczę też na to, że na kolejnym albumie pokuszą się o nieco większą paletę barw dźwiękowych, urozmaicą i wzbogacą ten niezwykły świat, który rysuje się w twórczości ARRM. Ocena: 8/10 


3. Innercity Ensemble - III



Jeszcze jedna pozycja ze szczodrych wydawnictw Instant Records i coś czuję, że nie ostatnia o której napiszemy. Innercity Ensemble to grupa złożona z muzyków takich formacji jak Alameda 5, Stara Rzeka, HATI, Kapital i T'ien Lai. Jednym słowem: egzotyka pełną gębą i uchem. Dobra, dobra to było pięć słów, ale to szczegół.

To trzecie wydawnictwo tej grupy zatytułowane po prostu "III" zawiera siedem instrumentalnych utworów, które zamiast tytułów mają po prostu numery. Poprzednich jeszcze nie znam, więc nie potrafię się odnieść do dwóch wcześniejszych wydawnictw, ale Jachna, jeden z członków grupy, tak mówi o najnowszej płycie: Jesteśmy świadomi tego, co czyni brzmienie Innercity Ensemble wyjątkowym: mocny rytmie gitar, trąbek i transu skontrastowanego z pejzażem dźwiękowym. W skrócie: kombinujemy tutaj z ethno, post rockiem, jazzem i kto wie czym jeszcze.

Rzeczywiście to, co co czyni samo to wydawnictwo wyjątkowym i nie sposób choćby o nim nie wspomnieć to kapitalna atmosfera, która roztacza się wokół słuchacza od pierwszych dźwięków tylko pozornie brzmiących tak jakby były nieskładne, pogrążone w chaosie i nieprzystające do siebie. To muzyka pełna kontrastów, ciekawych zwrotów akcji i fenomenalnego klimatu z pogranicza mistycyzmu czy jakiegoś filmu przyrodniczego, horroru albo dokumentu o ginących grupach etnicznych, a także świetnego zderzenia dość zróżnicowanych muzycznych, jednakże eksperymentujących i szukających niekonwencjonalnych rozwiązań światów poszczególnych członków zespołu czy też raczej kolektywu oraz nie zawsze łatwych w odbiorze dźwiękowych pasaży. To płyta idealna do tego, by zatopić się miękkim fotelu z kubkiem herbaty w ręku i po prostu odpłynąć. Zresztą sprawdźcie sami - po prostu majstersztyk chyba nie tylko na jesień i zimę. Ocena: 10/10


Podobnie jak w przypadku "III" Innercity Ensemble wszystkie opisywane płyty (i nie tylko, a o niektórych jeszcze napiszemy) można odsłuchać w całości na kanale wytwórni. Warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz