czwartek, 18 sierpnia 2016

Periphery - III: Select Difficulty (2016)


Napisał: Jarek Kosznik


Muzycy z amerykańskiego zespołu Periphery nie próżnują. Zaledwie półtora roku po wydaniu dwupłytowego dzieła „Juggernaut: Alpha and Omega” kolejna, czwarta pełnowymiarowa płyta „Periphery III: Select Difficulty”, ujrzała światło dzienne. Pierwotnie najnowsza płyta miała być tylko EP-ką w stylu „Clear” jednakże niesamowita płodność muzyczna pozwoliła muzykom na nagranie nieco ponad godzinnego materiału.  Czy ta płyta przebiła swoich poprzedników? Czy wniosła nowy powiew świeżości do i tak bardzo nowatorskiej stylistyki zespołu? Jakie emocje starał się przekazać w tekstach wokalista Spencer Sotelo?

W przeciwieństwie do poprzedniego dwupłytowego wydawnictwa gdzie obie płyty rozpoczynały spokojne utwory, tutaj od pierwszego utworu „The Price is Wrong” słuchacz zostaje „złapany za gardło”. Ostre, połamane technicznie riffy zawierają wszystkie klasyczne elementy rzemiosła muzycznego zespołu, słychać nawiązania do takich klasycznych utworów zespołu jak „Make Total Destroy” czy „Graveless”. Należy także wyróżnić bardzo dobrą, brzmiącą złowrogo i trochę egzotycznie solówkę Marka  Holcomb’a, która jest jedną z zaledwie dwóch solówek na płycie. Następne równie mocne uderzenie spotyka słuchacza w „Motormouth”, który oparty jest w pierwszej części utworu na starym demie gitarzysty Mishy Mansoor’a pt. „Chocolate Flobs” (na tej płycie znajduje się całkiem sporo motywów ze starych demówek Mansoor’a znanego także jako Bulb). W drugiej części można zauważyć odniesienie do takich zespołów jak Meshuggah, Ever Forthright czy do pobocznego projektu Mishy i Marka Haunted Shores. Następny „Marigold” rozpoczyna się niesamowitym smyczkowym motywem, który jest później powtarzany na gitarach. Słychać inspiracje zespołem Dream Theater,  a konkretnie utworem „Never Enough”. Wszystko wzbogaca niezwykle różnorodny wokal Spencera Sotelo który na płycie pokazuje pełną paletę dźwięków i technik wokalu (od growlu i scream’u poprzez bardzo wysoki wokal aż to falsetu). Powyższy utwór można uznać za najtrudniejszy technicznie na płycie jeśli chodzi o grę gitar. Zdecydowanie jeden z najlepszych utworów w historii zespołu. Kolejny „The Way that News Goes” jest idealnym przykładem balansu między ciężkimi riffami a niezwykle melodyjnymi, przebojowymi fragmentami. Zaczyna się od wspaniałych, charakterystycznych, zapadających na zawsze w pamięć riffów ułożonych przez Marka Holcomba, które przechodzą w bardzo wesoło brzmiący refren gdzie główną rolę odgrywają blackmetalowe „blasty” perkusisty Matt’a Halperna. Bardzo nietuzinkowe połączenie. Dalsza część utworu to niesamowity, bardzo przystępnie brzmiący wokal na tle genialnego muzycznego podkładu reszty zespołu. Pomimo że to szeroko pojęty progresywny metal, nogi same rwą się do tańca! Na końcu słyszymy motyw grany na pianinie który będzie się powtarzał także  w innych utworach.


Następny na płycie „Remain Indoors” , oparty na starym demie pt. „Blackmachine B6 Test” jest stylistycznie dość podobny do poprzedniej płyty „Juggernaut: Alpha” ze względu na lekkość i melodyjność i nie przesadzanie z ostrymi, technicznymi riffami. Po nim wchodzi „Habitual Line-Stepper” gdzie nazwa utworu jest inspirowana jednym ze skeczy aktora komediowego Charlie’go Murphy. Niezwykle ciężkie, mięsiste  riffy, wspomagane przez grę perkusisty na podwójnej stopie, którymi słuchacz jest atakowany od samego początku wgniatają w fotel. Później robi się bardziej klimatycznie i spokojnie, po czym wchodzi bardzo charakterystyczny „breakdown” momentami lekko przypominający takie zespoły jak After The Burial czy Decapitated. Utwór kończy refren, zaśpiewany z wielką energią, gdzie wokalista wie jak w sposób przekonywujący przekazać swoją historie. Następny w kolejności „Flatline” zaczyna się króciutkim, atmosferycznym wstępem, gdzie po chwili wchodzą potężne riffy. W tym utworze można usłyszeć riff w stylu każdego z gitarzystów. W środku następuje zwolnienie  z niezwykle chwytliwymi dźwiękami, pomimo że są grane głównie w nieparzystym metrum. Nie sposób nie zauważyć wokalu Spencera Sotelo, nacechowanego bardzo melodyjnymi, wręcz popowymi inklinacjami w stylu Ellie Goulding. Prawdziwą perełką i jednocześnie moim faworytem na PIII jest „Absolomb”, bardzo mocno oparty na jednych z najstarszych dem lidera zespołu Mansoor’a czyli „Absolomb” i „The Fast Ones”. Rozpoczyna się gęstym, prawdziwie „djentowym” riffem, potem wchodzi w tle czysta gitara, i melodie wokalisty, który śpiewa tu z prawdziwą pasją, tworząc zagadkową atmosferę. Środek utworu to połamane rytmicznie motywy i wspaniałe (moim zdaniem najlepsze solo na płycie) Mishy Mansoor’a który zaimponował tutaj techniką i artykulacją. Około szóstej minuty następuje wyciszenie i  sekcja klawiszowo-smyczkowa, która przechodzi płynnie w „Catch Fire”. Jest to bardzo nietypowy utwór, niezwykle przebojowy, który mógłby z powodzeniem atakować czołowe listy przebojów radiowych. Jak na standardy Periphery, jego struktura jest mniej zagmatwana niż zwykle.


Kolejny „Prayer Position” jest całkowitym przeciwieństwem poprzednika. Szalony, wymykający się wszelkim konwencjom riff ułożony przez basistę Adam „Nolly” Getgood’a (notabene także świetnego gitarzystę solowego) nadaje utworowi speficzny charakter.  Następne motywy gitarowe są mocno inspirowane moją ulubioną płytą „Periphery II: This Time is Personal”, a także „Periphery I”. Sotelo tutaj skupia się głównie na ostrych screamach, a czysty wokal jest bardzo sporadyczny. Kończący płytę „Lune” jest prawdopodobnie najspokojniejszym i zarazem najbardziej emocjonalnym utworem w historii zespołu. Utrzymany w wolnym tempie, w konwencji ballady,  z niezwykle przejmującym wokalem i z głównym motywem który występował także w „Absolomb” czy „The Way That News Goes”. Moim zdaniem jest to niestety najsłabszy utwór na płycie, choć nadal dość dobry. Pomimo że nie jest to album koncepcyjny można zauważyć pewną spójność liryczną. Można interpretować to jako niezwykle burzliwą historię związku między dwoma osobami, który przechodzi ogromny kryzys, wylewane są wzajemnie na siebie żale, frustracje, towarzyszy tym ludziom świadomość nieustannie upływającego czasu, nie widać światełka w tunelu. Przechodzą przez procesy sądowe, rzeczywistość staje się nie do zniesienia, aż w końcu zdają sobie sprawę, że muszą do siebie wrócić, zapomnieć dawne urazy, i być ze sobą na zawsze, dożyć razem starości. Szczęśliwe zakończenie historii następuje w końcówce zamykającego płytę „Lune”. Historia może momentami nieco naiwna, ale spotykana  w realnym świecie.

„Periphery III: Select Difficulty” to najbardziej dojrzała płyta w dyskografii zespołu. Występuje tu świetny balans między technicznymi i spokojniejszymi fragmentami, rzadko grane solówki są używane tylko w odpowiednim kontekście pasującym do klimatu danego utworu. Pomimo, że jest tu ogromna ilość różnych motywów, wszystko jest dopracowane, wyważone nie ma tutaj przerostu formy nad treścią, każdy riff ma swoje miejsce. Prawdziwą wisienką na torcie jest wybitny, jeszcze bardziej różnorodny niż na poprzednich płytach wokal Spencera Sotelo, który znów zrobił postępy w stosunku do „Juggernaut”. Jego śpiew to  nośnik prawdziwych, szczerych emocji, wywołujący efekt gęsiej skórki. Niewielu jest wokalistów, którzy jednocześnie posiadają znakomitą technikę, artykulację i dar przekazywania swoich historii. Pewien niedosyt może sprawiać nazbyt spokojne  zakończenie płyty, jednak nie wpływa to negatywnie na ogół jej odbioru. Moim zdaniem ta płyta nie pobiła doskonałej Periphery II, ale bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że to jedna z najlepszych płyt (a może i najlepsza) w tym roku. Zespół Periphery tym albumem przypieczętował swój ogromny wpływ na współczesny szeroko pojęty metal progresywny. Jestem pewien, że do tej płyty będzie się wracało jeszcze przez długie lata. Ocena: 9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz