piątek, 26 sierpnia 2016

W niewieLU słowach: 3x Vader


W zeszłym roku pojawiła się druga część "Future of the Past" zawierająca zamiast zagranicznych coverów zespołów, które inspirowały legendarną polską grupę, głównie zapomniane perełki z Polski. Mniej więcej więcej w tym samym czasie pojawiła się także reedycja pierwszej płyty, a już niedługo Vader wyda swój jedenasty pełnometrażowy album studyjny*, a niedawno jako przedsmak wypuścił czteroutworową epkę "Iron Times"**. W tej odsłonie "W niewieLU słowach" przyjrzymy się wszystkim trzem wymienionym***. Zaczynamy?

1. Future of the Past (1996)

Okladka oryginalnego wydania na kasecie magnetofonowej
Trzecie pełnometrażowe wydawnictwo olsztyńskiej grupy pojawiło się w zaledwie rok po kultowym "De Profundis" i rok przed tak samo sławnym albumem "Black to the Blind" i zawiera wyłącznie covery zagranicznych grup grających heavy/thrash oraz death metal. Pośród nich znalazły się interpretacje utworów między innymi takich grup Sodom, Kreator, Slayer, Celtic Frost, Black Sabbath a nawet Anti-Nowhere League i Depeche Mode (!). Vader bowiem składa tutaj przede wszystkim hołd zespołom, których słuchali i które zainspirowały do powstania jednej z najbardziej rozpoznawalnych na całym świecie polskich formacji metalowych. Jak ten krążek brzmi po dwudziestu latach?

Otwiera bardzo szybki i surowy "Outbreak of Evil" Sodom. To samo tempo zostaje utrzymane w kompozycji Kreatora "Flag Of Hate", równie udanej co oryginał, a nawet jeszcze bardziej agresywnej. Znakomicie wypada "Storm of Stress" Terrorizera - nie dość że trwający zaledwie minutę i piętnaście sekund to w dodatku bardzo pasujący do Vadera i zawierający w sobie kwintesencję wczesnej, wciąż jeszcze młodzieńczej agresji zespołu. Po nim szybko wtacza się "Death metal" Possesed, który także świetnie oddaje charakter ówczesnej muzyki olsztyńskiej grupy - jest wiernie oryginałowi, a jednocześnie czuć jak kapitalnie grupa bawiła się nagrywając ten numer. Po nim znów czeka nas spotkanie z Terrorizerem, ale z utworem "Face of Napalm", który tym razem trwa niespełna trzy minuty (bez kwadransa). Garażowa perkusja może dziś nieco razić, ale gitarowe riffy nadal znakomicie wgryzają się w głowę, a wolne tempo znakomicie łączy się tutaj z rozpędzoną perkusją. Jednym  moich faworytów tego wydawnictwa jest z wieńczący stronę A "Mercilles Death" Dark Angel. Akustyczny wstęp na początku utworu trochę nie pasuje do Vadera, ale szybkie thrashowe rozwinięcie wgniata w fotel.

Okładka reedycji
Stronę B otwiera znakomita interpretacja "Dethroned Emperor" Celtic Frost, która rónież nadal broni się pod względem brzmienia. Jest surowo, ale nie tak garażowo jak na niektórych numerach z pierwszej strony. Slayera reprezentuje "Silent Scream", który również brzmi naprawdę dobrze. Jest agresywnie i szybko, oczywiście Slayerowo, ale słychać też że Vader dał w nim także nieco własnego charakteru nie grając numeru nuta w nutę, ale to może to też wynikać z racji polskiego brzmienia, także ówczesnego. Zaskoczeniem jest zdecydowanie punkowy klasyk Anti-Nowhere League "We Are the League" z którym Vader znakomicie sobie poradził, a nawet jeszcze bardziej podkręcił tempo. Prawdziwą perełką jest tutaj jednakże "I.F.Y (I Feel You)" pochodzący z repertuaru Depeche Mode. Industrialne brzmienie jakie Vader tutaj uzyskał przypomina bardziej Rammsteina (szczególnie głos Petera na tle elektroniki), ale jednocześnie kapitalnie pokazuje jak można zrobić świetny cover kawałka od zespołu, który z metalem ma niewiele wspólnego. Płytę kończy podkręcony bardziej mroczny pod względem atmosfery niezwykle udany cover "Black Sabbath" z repertuaru (a jakże) Black Sabbath. Peter bardzo ciekawie poradził sobie z wokalami Ozzy'ego nadając im mocnego gotyckiego charakteru bliższego Type-O-Negative czy Candlemass aniżeli oryginałowi.

To wydawnictwo należy traktować przede wszystkim jako ciekawostkę. Pierwsza połowa płyty pozostawia wiele do życzenia pod względem brzmienia (zwłaszcza gdy słuchamy wersji z kasety magnetofonowej), ale niektóre utwory są tutaj bardzo udane. To typowa płyta na zasadzie "sprawdźcie, co nas inspirowało", którą słucha się przyjemnie, choć po dwudziestu latach słychać niedostatki w jakości. Na plus na pewno należy zaliczyć dobór utworów i zespołów, który wcale nie jest taki oczywisty, zwłaszcza dla młodszego pokolenia. Bez oceny


2. Future of the Past II: Hell in the East (2015)


Druga część coverowego "cyklu" Vadera, która pojawiła się w grudniu roku pięknistego to rzecz według mnie dużo ciekawsza niż jej poprzednik. Tu także Peter z obecnym składem wzięli utwory zespołów, których słuchali (czy częściowo nawet współtworzyli****), ale tym razem będącymi zapomnianymi perełkami polskiego thrash i death metalu (z jednym czeskim wyjątkiem), które przeważnie już nie istnieją. Na albumie pojawiają się nawet goście, a mianowicie muzycy związani z grupami, które Vader wziął na warsztat. Znacząca różnica jednak polega na brzmieniu, które nie jest już garażowe, ani tak surowe jak na poprzedniej części oraz na sporej obecności języka polskiego.

Otwiera świetny rozpędzony "Ostatni Diakon" grupy Exorcist, a zaraz po nim wskakuje jeszcze szybsza, fantastyczna "Noc Demona" zespołu Ghost, który pochodził z Gdańska i istniał do 2000 roku. Kolejny anglojęzyczny "Necronomicon" pochodzi z repertuaru Imperatora i zachwyca nie tylko tempem, ale także bardzo bliskim Vaderowi klimatem, zwłaszcza jeśli odnieść go do wczesnych płyt czy do ostatnich znakomicie przyjętych albumów. Bardzo dobra jest "Totalna destrukcja" czeskiego Krabathora zaśpiewana po czesku i z udziałem Bruno Koravika związanego przez jakiś czas z tym zespołem. Tu jest nieco wolniej i znów bardziej thrashowo, ale tempa i soczystego grania bynajmniej nie brakuje. Vader nie zwalnia w "Śnie schizofrenika" Markiza de Sade, znakomicie prezentuje się także melodyjny "The Beginning of Darkness" Mercilles Death. Prawdziwą perełką jest bardzo szybki i trwający niespełna minutę (!) "Ostatni Sakrament" Scarecrow - tyle energii i agresji w tak krótkim czasie? Idealnie wpisuje się to również w pierwsze płyty Vadera i brzmi absolutnie porywająco. 


Niewiele dłuższy "No Return" Slashing Death również jest solidnym uderzeniem po uszach, a już po chwili ponownie Vader masakruje je "Czasem Apokalipsy" Slaughtera. Przesterowane gitary i mocna perkusja Stewarta po prostu wbijają w fotel. Kapitalny jest także nieco wolniejszy i znów bardziej deathowy "Necromaniac" Thanatosa (który dziś jest znany jako Trauma). Do thrashowego grania, ale równie sążnistego jak poprzednie numery, wracamy w "Czarnym Aniele" Thrasher Death. A na sam koniec Vader atakuje fantastycznym wykonaniem "Wyroczni" doskonale znanego każdemu fanowi polskiego ciężkiego grania KATa. Sam utwór w anglojęzycznej wersji znalazł się już jako bonus na pierwszym "Future of the Past" i doskonale wieńczy ten krążek.

Można kręcić nosem, że druga część to w pewnym sensie skok na kasę, ale edukacyjnego wymiaru, ani energii bijącej z tej płyty odmówić nie można. Wczesna historia (przede wszystkim) polskiego metalu zyskała tutaj nowy wymiar i drugie życie. Dla Vadera była to odskocznia od autorskiego materiału i świetna okazja do zgrania się z obecnym składem, który przecież bardzo dobrze wypadł już na bardzo dobrym "Tibi et Igni", a dla fanów świetny prezent. Ta płyta to czysta satysfakcja dla uszu, wielbicieli takiego grania i oczywiście Vadera, który nie odkrywa tu prochu, ale też wcale nie zamierzał tego robić. Nie ma tu miejsca na nudę, ani niczego zbędnego. Vader udowadnia tutaj także, że po latach wciąż jest w znakomitej formie, być może nawet najlepszej od lat, a sam album długo nie będzie wychodził z odtwarzacza każdego kto choćby raz go włączy. Bez oceny



3. Iron Times (2016)


Przedsmak przed nadchodzącym "The Empire" pojawił się 12 sierpnia i zawiera cztery numery zamykające się w czasie niespełna czternastu minut. Dwie kompozycje to autorskie propozycje, a dwa to ponownie covery - jeden pochodzący z side-projectu Petera Panzer X, a drugi nagrany zapewne w hołdzie Lemmy'emu czyli "Overkill" z repertuaru Motorhead. Hołd dla wciąż nieodżałowanego wokalisty tego ostatniego zresztą doskonale widać na okładce, która przywołuje (podobnie jak ta z "Tibi et Igni") i nic dziwnego bo autorem ponownie jest Joe Petagno*****. A jak prezentują się numery zawarte na tym minialbumie?

Otwiera bardzo dobry "Parabellum", który stylistycznie jest bardzo bliski... Motorheadowi (nawet perkusja na początku brzmi jak początek "Overkill"). Może nie jest to do końca to, czego oczekuje się po Vaderze ale ani tempa, ani mocy tutaj nie brakuje. Bardziej Vaderowy jest "Prayer to the God Of War". Tu także wyraźnie słychać bardziej thrashowe brzmienie do którego zdaje się Peter z obecnym składem wrócił nie tylko sentymentalnie, ale także jakby chciał powiedzieć: "historia zatoczyła koło" oraz, że czas nieco zwolnić bo nie można całe życie grac deathu. Jak będzie na nadchodzącym pełnometrażowym albumie dowiemy się jeszcze w tym roku. Thrashowy jest także cover Panzer X zatytułowany "Pięść i stal", który w oryginale nosił tytuł "Panzer Steel". Klimatem bardzo przypomina nielubiany przez Petera utwór "Witcher" nagrany przez Vadera na potrzeby promocji pierwszej gry o Geralcie z Rivii. Doskonale wpisuje się także w konwencję poprzedniego wydawnictwa, czyli "Future of the Past II: Hell in the East". Na koniec zaś wskakuje wspomniany już "Overkill", który został odegrany z wielkim szacunkiem dla oryginału, ale nie zabrakło w nim odrobiny Vaderowego urozmaicenia. 

Odnoszę wrażenie, że ta epka bardziej miała być hołdem dla Lemmy'ego niż krążkiem zapowiadającym materiał z jedenastego albumu olsztyńskiej legendy. Nie ma tutaj nic nowego, ani ciężkiego klimatu "Tibi et Igni", ale słucha się jej bardzo przyjemnie. Podobnie jak druga część "Future of the Past" jest to także dodatek do podstawowej dyskografii będący miłym prezentem dla najwierniejszych fanów, jednakże nie wiem czy do końca potrzebny bo można wręcz odnieść wrażenie, że po znakomitym powrocie "Welcome to the Morbid Reich", przypieczętowanym jeszcze lepszym "Tibi et Igni" oraz wspomnianą już płytą coverową - obym się mylił -Vader znów łapie zadyszkę. Bez oceny



* Razem z obiema częściami "Future of the Past" najnowszy album tak naprawdę będzie trzynastym pełnometrażowym wydawnictwem studyjnym Vadera.
** Będącym dziewiątym minialbumem grupy.
*** Pierwsza część w tym roku kończy dokładnie dwadzieścia lat więc teoretycznie powinna pojawić się w ramach "LUminiscencji", ale jako że obok pojawiają się dwa nowsze wydawnictwa uznałem, że nie będę rozdzielał ich ze sobą i duplikował artykułów.
**** Mam tu na myśli na przykład "Docenta", który między innymi grał w grupie Slashing Death, później właśnie w Vaderze czy Hunterze.
***** Co zresztą widać na okładce także z racji podpisu artysty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz