sobota, 5 grudnia 2015

Scylla - The Year of the Void (2015)


O Scylli zdarzyło się nam już pisać przy okazji relacji z zeszłorocznego Pyrkona, tym razem przyszedł czas na płytę. Tegoroczna "The Year of the Void" zwraca na siebie uwagę już okładką, która zdaje się być wersją rozwojową tej z debiutanckiego "War, Famine And Death" z 2012 roku. Na tamtej przypominające się zlatujące ptaki struktury coś tworzyły, a na najnowszej mamy w pełni zmaterializowaną fraktalową kulę utrzymaną w srebrzystoczarnej kolorystyce. Czy po bardzo dobrym debiucie przyszedł czas na jeszcze ciekawszy drugi album? Sprawdźmy!

Na pewno jeśli mówimy o brzmieniu, które na najnowszym jest jeszcze bardziej dopracowane, gęstsze i potężniejsze. Dwanaście autorskich kompozycji o średnim czasie trzech minut i cover Nine Inch Nails o zbliżonym czasie zabiera z życia niecałe trzy kwadranse. I to dosłownie. Więcej industrialu, a nawet niskiego djentowego brzmienia słychać już w otwierającym "Rebirth". Dzięki temu zabiegowi całości bliżej wręcz do deathcore'u niż do wcześniejszego grania z pierwszego albumu. A nad całością unosi się duszne, wolne tempo. Odrobinę tylko szybszy jest "Time to Run" w którym wyróżnia się ciężka i melodyjna linia gitar. Podobnie jest też w świetnym "Graveyard" do którego dodano elektroniczne dodatki z jednej strony przypominające o NIN, dla którego mały hołd pojawił się na końcu albumu, a z drugiej... zapomnianą już grupę Mnemic. "Shadow of a man" wraca do wolniejszych i gęstszych, niemal sludge'owych temp. Djentowe gitary znów witają nas w "Farewell". Tu także znów jest szybko, gęsto i naprawdę intrygująco. Gęste sludge'owe brzmienie doskonale współgra z niskim strojem gitar w instrumentalnym przerywniku "Void". Elektronika i ciężkie uderzenie wraca w bardzo dobrym "Shackled" przy którym nie sposób nie tupać nóżką w rytm.

Odnoszę jednak wrażenie, że im dalej tym coraz bardziej nijako. Oczywiście nadal jest mocno, a czas jest nam zabierany w doprawdy przyjemny sposób i wcale nie ma wrażenia znudzenia, ale do tego jeszcze wrócimy. Na ósmej pozycji ląduje "Let's have a shot", który ma świetny wolny elektroniczny wstęp, ale po chwili zaczyna brzmieć jak poprzednie utwory. Wolniejszy i ciekawszy od poprzednika jest "The Final Reckoning", w którym także nie stroni się od elektroniki i niskiego stroju, a przede wszystkim mniej powiela się schemat. Ten wraca w "Confronterze", który przywodzić może na myśl początki Between the Buried And Me okraszonym elektroniką i sprzed złagodzenia swojej stylistyki. Zaskakujący jest w tej drugiej połowie bardziej melodyjny "Take the Helm", który ma nawet elektroniczno-gitarowy wolny pasaż w środkowej części. Mocny jest też ostatni autorski, czyli "What Makes Us Human", w którym łagodniejsze tło dobrze współgra z ciężkimi gitarami i potężną perkusją. Co zaś tyczy się coveru, to z jednej strony jest tutaj zupełnie niepotrzebny, a z drugiej znakomicie płytę uzupełnia. Nie jestem jednak zwolennikiem coverów Nine Inch Nails, bo o ile "Head Like A Hole" w wykonaniu Scylli to znakomita robota, to dla mnie twórczość Reznora to rzecz, której inni się tykać po prostu nie powinni.

Nie jest tak, że druga płyta Szczecinian jest nudna. Wręcz przeciwnie, porywa brzmieniem i znakomitym połączeniem nowoczesnego nisko strojonego grania z gęstym sludge'em i elektroniką. Ta nierzeczywistość gatunkowa to zdecydowania ich najmocniejsza strona, drugą jest świetny warsztat. Problemem tego albumu jest jego mała różnorodność (także wokalna), która sprawia, że większość kompozycji brzmi po prostu tak samo, jakby cały czas leciał ten sam utwór. Podziwiam i naprawdę doceniam, inaczej też niż zespół uważam, że jak najbardziej powinni celować w rynek zagraniczny, bo właśnie tam mogą być zauważeni bardziej niż u nas. Ja nie będę do tej płyty wracał, bo nie jest to materiał wielokrotnego i częstego odsłuchu, ale z całą pewnością warto się ze Scyllą i ich twórczością zapoznać, bo w naszym kraju jest mało grup grających w taki sposób, a przede wszystkim tak oryginalnie. Ocena: 8/10


Płytę przesłuchałem dzięki życzliwości Laboratorium Muzycznych Fuzji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz