sobota, 12 grudnia 2015

R24/123: Eluveitie, Skálmöld, Ithilien (10.12.2015, B90, Gdańsk)


Tej jesieni, a właściwie prawie zimy, obrodziło w folk metalowe koncertowe granie. Pierwszym z dwóch dużych wydarzeń z takim graniem w B90 był występ szwajcarskiego Eluveitie, islandzkiego Skálmöld oraz belgijskiego Ithilien. Kolejna uczta, w dodatku bardziej obfita już za tydzień, a jak wypadła przystawka?

Bardzo udanie, zwłaszcza jeśli będziemy mieli na myśli Skálmöld oraz Eluveitie. Belgijski Ithilien, który zagrał jako pierwszy nie wykazał się niczym szczególnym. Nie jest też to chyba grupa, która jest wymieniana najczęściej przez fanów tego grania. Dzieje się tak choćby dlatego, że wciąż jest to zespół, który dopiero szuka swojego miejsca, mimo że istnieją dziesięć lat i mają na koncie epkę i pełnometrażową płytę. Nie jestem pewien jak liczne jest gremium ich wielbicieli, ale w moim odczuciu ich występ był zaledwie poprawny. Nie zapamiętałem z niego nic poza faktem strojów wzorowanych na tych noszonych przez wikingów i narody germańsko-celtyckie i ładnej lirystki korbowej, która niestety była jedynie ozdobą. Szkoda, ze taki ciekawy instrument był właściwie zagłuszany przez hałaśliwe gitary i wokal, który moim zdaniem kompletnie nie pasował do reszty.

Gorące rytmy z zimnej Islandii, czyli Skálmöld
Przyznam się, że zdecydowanie bardziej czekałem na dwa kolejne zespoły. Islandzki Skálmöld jest przedziwnym tworem, z jednej strony jak najbardziej folkowym, a z drugiej bardziej thrash metalowym, czy miejscami nawet power metalowym niż inne zespoły, które obracają się w tej stylistyce. Melodyjne solówki oraz dość toporne brzmienie wyróżnia ją spośród folkowych kapel, ale to właśnie stanowi ich siłę. Zagrali krótki set, ale na tyle intensywny by właściwie rozgrzać zbierającą się coraz liczniej publiczność. Zabrzmiały utwory z wszystkich trzech studyjnych płyt grupy, a pośród nich znalazły się "Kvaðning" z debiutanckiego "Baldura", "Gleipnir",  "Fenrisúlfur" oraz "Narfi" (z gościnnym udziałem Anny Murphy z Eluveitie) z albumu  "Börn Loka"oraz materiał z ostatniej płyty "Með vættum" z zeszłego roku, który zabrzmiał niemal w całości. Jednak największą i najważniejszą gwiazdą wieczoru był Eluveitie, który grał ponad dwie godziny.

Eluveitie daje czadu na ostro...
Ta szwajcarska grupa wypadła zdecydowanie najlepiej i to zarówno pod względem brzmieniowym, jak i pod względem budowania napięcia. Inaczej niż na tegorocznych fińskich koncertach nie ograniczyli się tylko do utworów w wersjach metalowych, ale także pokazali się od strony akustycznej, oddającej hołd tradycji celtyckiej i irlandzkiej. Nie zabrakło największych hitów Szwajcarów, takich jak "Inis Mona" z albumu "Slania", który zabrzmiał na sam koniec koncertu, "Omnos", "Brictom" czy "Carnutian Forest" z "Evocation", "Kingdom Come Undone" czy "Nil" z "Everything Remains as It Never Was". Nie zabrakło także utworów z "Helveitosa" z którego chwilę po akustycznym secie zagrali kawałek tytułowy, "Luxtos", "Neverland", "Alesia" oraz "Havoc". Sporo miejsca poświęcono też materiałowi z "Origins", którego premiera odbyła się w zeszłym roku. Jestem przekonany, że wielbiciele Eluveitie wychodzili z klubu B90 zadowoleni. Świetny kontakt z publicznością, akustyczny set i zróżnicowany, przekrojowy dobór numerów z  wszystkich płyt zespołu zapewnił wspaniałą rozrywkę. Na tę z całą pewnością nie mogli narzekać pogujący pod sceną, jak i Ci którzy stali z boku i po prostu wsłuchiwali się w muzykę, ciężką, ale i przepełnioną pozytywną energią, której zdecydowanie tutaj nie brakowało.

... i podczas wyciszającego setu akustycznego.
W kolejnym tygodniu, jak wspomniałem uczta będzie jeszcze obfitsza, bo obok rosyjskiej Arkony pojawi się też kilka innych znanych i lubianych przedstawicieli tego gatunku, którzy u nas, zwłaszcza w Trójmieście, grają rzadko, lub nawet po raz pierwszy. Nie było może takich tłumów jak ostatnio na Moonspell czy Paradise Lost, ale przecież to zupełnie różne zespoły, które przyciągają podobną, choć nie zawsze tę samą publiczność. Nie oznacza to jednak, że nie frekwencja nie dopisała, bo fanów folku było sporo, co pokazuje, że jest zapotrzebowanie na takie koncerty, a ten z całą pewnością należy do tych, które większość będzie pamiętała jeszcze długo. 



Zdjęcia własne. Więcej zdjęć z koncertu na naszym facebooku. Film własny. Zachęcamy do lektury krótkiej recenzji "Origins" (tutaj).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz