poniedziałek, 12 października 2015

Halestorm - Into the Wild Life (2015)



Napisał: Łukasz Chamera

Halestorm z marszu wdarli się na światowe sceny. Głównie dzięki albumowi „The Strange Case of...” na którym znalazł się utwór „Love bites/So do I” dający zespołowi nagrodę GRAMMY. Po trzech latach dostajemy następcę wspomnianego wyżej albumu (po drodze zespół zaliczył jeszcze drugą epkę z coverami). Jak wypada „Into the Wild Life” ?

Rozpoczyna „Scream”, który pomimo swojego tytułu jest mocno nastawiony na melodie. Nie jest to przesadnie mocne otwarcie, jednak jest to dość standardowa jak na zespół kompozycja hard rock'owa. Z tego mamy płynne przejście do bardziej energicznego, singlowego „I Am the Fire”. Jest to wciąż dość stonowana kompozycja, jednak rozpędza się nieco w refrenie. Młynami perkusyjnymi wita nas kolejny kawałek, czyli „Sick Individual”. Rozbujane zwrotki i melodyjny refren jest czymś co dostaniemy w tym utworze. Singlowy „Amen” wita nas spokojnym wokalem, stonowanym riffem i minimalistycznym bitem perkusyjnym. Refren nie wybija się mocno ponadto, jednak od razu wskakuje do głowy. Warto też zwrócić uwagę na przejście z solo na refren, w którym Lzzy Hale udowadnia swój kunszt wokalny. Po tym rozbujanym kawałku przychodzi czas na zwolnienie w postaci skomponowanemu na fortepian „Dear Daughter”. Całość w pewnym momencie zostaje także okraszona krótką wstawką gitarową. Tak jak uwielbiam takie stonowane kompozycje, tak „Dear Daughter” wydaje się zwyczajnie nudny i bez polotu. Przeszkadzają też okazjonalne chórki. 

Znakomicie za to wypada stonowane przejście na końcu, w następny utwór „New Modern Love”. Jest to kolejna dość stonowana kompozycja, rzekłbym wręcz, że nieco radiowa. Słucha się tego przyjemnie jednak nie ma tu wielkich zaskoczeń. Znienacka atakuje nas „Mayhem”, który na tle poprzednich utworów jest zdecydowanie najcięższy. Motoryczna zwrotka i szalony i rozpędzony refren. W tym pędzie utwór trzyma nas do ostatniej nuty po czym następuje kolejne zwolnienie. „Bad Girls World” to spokojna i melodyjna kompozycja okraszona miłym dla ucha solo gitarowym. Końcowe solo i bity perkusyjne płynnie przenoszą nas do „Gonna Get Mine”, będącego żwawą, rock'ową kompozycją z kolejnym melodyjnym refrenem. Całość jednak nie wyróżnia się mocno na tle reszty utworów. 

Inaczej jest w przypadku „The Reckoning”. Kolejna stonowana kompozycja na albumie z melodyjnym i podniosłym refrenem. Singlowy „Apocalyptic” wita nas energicznym riffem. To dość klasyczna jak  na Halestorm kompozycja. Nie przeszkadza to jednak w tym by całość została nam w głowie na długo. „What Sober Couldn't Say” to kolejny na wzór „Bad Girls World” stonowany i melodyjny utwór. Wypada co prawda nieco gorzej od „Bad Girls World”, wciąż jednak jest przyjemny w słuchaniu. Standardową edycję płyty zamyka mocny „I Like it Heavy”. Rozbujane zwrotki i mocny hard rock'owy refren jest tym co dostarcza nam kawałek. Na sam koniec dostajemy wokal accapella Lzzy Hale. Przyjrzyjmy się zatem jeszcze utworom z edycji Deluxe. „Jump the Gun” to przyjemna i dość skoczna kompozycja, natomiast „Unapologetic” to z kolei kolejna spokojna kompozycja z wpadającym w ucho refrenem.

To, co warto docenić w „Into the Wild Life” to płynne przejścia pomiędzy poszczególnymi utworami. Także brzmienie albumu jest bardzo ciepłe i przyjemne dla ucha. Sola gitarowe nie są fenomenalne, są jednak przyjemne dla ucha i wzbogacają utwory. Paradoksalnie dość mało na niej wspomnianej w tytule dzikości. Album jest bowiem stonowany i przeważają na nim spokojne utwory. Nie jest to co prawda zła rzecz, bo całości słucha się bardzo przyjemnie (z drobnymi wyjątkami jak wspomniane „Dear Daughter”), jednak przydałoby się więcej uderzeń pokroju „Mayhem”, „I Like it Heavy” czy „Apocalyptic”. Mimo tego, z całą pewnością jest to album wart jest przesłuchania, bo pomimo braku utworu na miarę „Love bites/So do I” to jest to porządna choć, należy to jeszcze raz podkreślić - dość spokojna płyta. Ocena 7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz