niedziela, 18 października 2015

R20/119: GARS, The Spouds, Aiodine (16.10.2015, Desdemona, Gdynia)


Napisał: Marcin Wójcik


Jesień w gdyńskiej Desdemonie. 16 października roku pięknistego zagrali GARS, The Spouds i Aiodine. Oto kilka słów o piątkowym wieczorze. Październik nie cieszy się zbyt dobrą renomą w społeczeństwie. Ten miesiąc lubią chyba tylko ci, którzy mają wtedy urodziny. Na szczęście niezbyt przyjemną aurę rekompensuje szeroki wachlarz koncertów, jak co roku i wszędzie, zatem także w popularnej wśród gdynian „Desde”.

Interesujący wydał się również line up: organizatorzy połączyli hardcore, z rockiem alternatywnym i ambientem. W takiej też kolejności występowały poszczególne zespoły, pierwszy wystartował około dwudziestej pierwszej.

Składem otwierającym całą imprezę był trójmiejski, hardcorowy GARS. Pierwsze dźwięki były pochodzenia elektronicznego, jednak szybko przelały się w energetyczny strzał. Odezwał się ciemny, dudniący bas, perkusja niczym stoczniowy młot i ściana nisko strojonych gitar. Do pakietu szybko dołączył wokalista, którego sposób bycia na scenie bynajmniej nie był a’la Nosowska. Występowi GARS sprzyjały również warunki klubu – scena właściwie jest umowną częścią lokalu, publiczność dzieli z zespołem tę samą podłogę, zatem spełnia się podstawowa zasada hardcoru: publiczność wraz z kapelą stanowi całość. Lider nie omieszkał więc wtapiać się w tłum, wpatrywać się w oczy poszczególnych widzów, podchodzić do nich i śpiewać vis a vis wybranej twarzy. Istotnym elementem show była również perkusja. Świetnie nagłośniona z „popującą” stopą, wystukiwała rytm, do którego większa część słuchaczy energicznie potrząsała głowami. Ukłony w stronę sekcji – ten rytm nie istniałby bez basu, a bas bez tych nieziemskich bębnów. Nie ujmując reszcie ekipy, czyli rzężącym gitarom i ostrym wokalom. Podczas tego świetnego występu publiczność usłyszała także kilka premierowych utworów. Ten piątkowy wieczór zdecydowanie należał do GARS. Chylę czoła. Równie nisko jak podczas headbangu.

Następnie na scenie pojawił się warszawski kwintet The Spouds. Mili goście ze stolycy proponują mieszankę shoegaze i post-punka. Można było to zauważyć nawet po ich charakterystycznym imidżu, a chwilę później także po zachowaniu na scenie. Gitarzyści miotali się ze swymi instrumentami, wchodząc z nimi niebezpiecznie w tłum. 

Pierwsze wykonania wypadły bardzo dobrze, mało kto stał nieruchomo, choć rytmiczne podrygiwanie nie było już tak efektowne jak podczas występu GARS. Po prostu nie ten region gatunkowy, że się tak wyrażę. Z największym entuzjazmem został przyjęty „Night”, jak zapowiedzieli: „Utwór, do którego mamy teledysk”. Bardzo fajny teledysk, nawiasem mówiąc. Niestety, każdy następny utwór zagrany po „Night” nie został tak ciepło przyjęty  jak poprzednie, a energia zdawała się jakby stopniowo słabnąć, co z resztą można było zauważyć po spadającej liczbie słuchaczy.  Czarę goryczy, w moim odczuciu, przelał jeden z gitarzystów. Grał na ciekawych, postarzanych instrumentach wyglądających bardzo punkowo czy grunge’owo.  Podczas występu e wił się po scenie, niechlujnie rzężąc, plącząc się we własnych kablach, paskudnie zrzucając gitarę z własnego ciała ciskał nią o podłogę, a nawet po niej deptał. Widowisko w stylu grunge, zwłaszcza w tych warunkach, wypadło żenująco blado, nie wnosząc niczego dobrego do koncertu. Show The Spouds zdecydowanie skradł kolegom ich perkusista – sympatyczny grubasek grał ze świetnym wyczuciem i zaangażowaniem, nie robiąc z siebie dziwaka, dał niewątpliwie sporo radości słuchającym, w przeciwieństwie do gitarowego kata…

Nadszedł czas na ostatnich wykonawców tego wieczoru – duet Aiodine. Dwaj muzycy zaprezentowali swoje ambientowe utwory aranżowane na klawisze, bas oraz instrumenty elektroniczne. Po gitarowym uderzeniu dawka elektronicznych nut była dość dziwnym doznaniem, prawdę mówiąc. Nie wiem, czym się kierowano, mieszając Aiodine z GARS i The Spouds. Frekwencja była już niestety bardzo niska, a po takich energicznych koncertach dość trudno było otworzyć głowę na zupełnie inną wyobraźnię muzyczną i bardziej wymagające struktury. Mimo wszystko –chapeau bas, dla zespołu i tych, którzy wytrwali do końca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz