piątek, 19 czerwca 2015

Mistrzowie Gitary Część V: Marek Jackowski


Napisał: Marcin Wójcik

Fascynują i sprawiają, że gitara staje się czymś więcej niż zwykłym instrumentem. Zachwycają uszy i duszę magią dźwięków, jakie wydobywają za pomocą palców lub kostek grając na strunach swoich instrumentów, wyróżniając się tym samym spośród pozostałych muzyków, a często sprawiając, że na zawsze stają się częścią historii muzyki, nie tylko rockowej, ale także jazzowej i bluesowej.

Kojarzony głownie jako kompozytor, filar zespołu Maanam. Miał wielki wpływ na historię muzyki rozrywkowej w Polsce, choć zawsze był gdzieś na drugim planie. Został doceniony dopiero pod koniec swojej kariery, której kres położyła nagła śmierć. Cichy kreator gitarowego dźwięku, który błyskawicznie stawał się fundamentem niejednego przeboju.

1.Notka biograficzna 


Marek Norbert Jackowski urodził się 11 grudnia 1946 roku w Starym Olsztynie. Ukończył filologię angielską. Studiował początkowo w Łodzi, następnie przeprowadził się do Krakowa i tam obronił dyplom. Podczas studiów w latach 1965–1967 grał w łódzkiej grupie Impulsy, którą przekształcił potem we własny zespół Vox Gentis. Był to początkowo kwintet grający blues rocka, a później – duet gitar elektrycznych Marek Jackowski – Zbigniew Frankowski. Po przeprowadzce do Krakowa nawiązał współpracę z Piwnicą Pod Baranami, dołączył tam do grupy Anawa (lata 1969-1973), z którą wydał dwie płyty: „Marek Grechuta & Anawa” (1970) oraz „Korowód” (1971). Później był członkiem zespołu Osjan w latach 1971-1975. W grudniu 1975 roku założył wraz z Milo Kurtisem zespół Maanam, którego skład po wielu zmianach personalnych krystalizuje się w 1979 roku i debiutuje jako grupa rockowa. Jackowski stał się głównym kompozytorem muzyki, współpracując między innymi z Johnem Porterem. Prowadził również własny projekt o nazwie Złotousty i Anioły.


Nagrał dwa solowe albumy: "No1" w 1994 i "Fale Dunaju" w 1995 roku. W 2002 roku została wydana również kompilacja utworów gitarzysty jako część serii „Złota Kolekcja” wydawanej przez wytwórnię Pomaton. Następnie, w roku 2010, ukazuje się płyta „The Goodboys” nagrana wraz z Markiem Iwańskim. W latach 2011–2013 Marek Jackowski występował gościnnie z zespołem Plateau na trasie koncertowej promującej ich czwarty album „Projekt Grechuta”. Z tym składem zagrał swój ostatni koncert w życiu. W międzyczasie muzyk pracował nad kolejnym solowym albumem, którego już nie udało mu się sfinalizować.  Płyta „Marek Jackowski” została dokończona i wydana przez jego przyjaciół, już po śmierci gitarzysty.

Prywatnie muzyk w latach 1971-1984 był mężem Olgi „Kory” Jackowskiej, wokalistki Maanam. Z tego związku miał syna Mateusza, urodzonego w 1972 roku. Do śmierci mieszkał we Włoszech w San Marco di Castellabate, pod Neapolem, wraz z żoną Ewą i trzema córkami. Zmarł na zawał serca 18 maja 2013 roku w San Marco i tam też został pochowany. 

2. Refleksja


Marek Jackowski nie był technicznym magikiem, pokroju Satrianiego czy Grzegorza Skawińskiego. Tajemnica jego brzmienia tkwi w krystalicznym dźwięku, charakterystycznej „szklance”. Wiele utworów Maanamu i Jackowskiego opiera się na „czystej” barwie gitary. Jeśli istniała potrzeba użycia barw przesterowanych, to były one równie subtelne.  Ponadto muzyk potrafił operować prostym dźwiękiem w taki sposób, aby oczarować słuchacza. Wiedział, jak dobrać odpowiednią nutę, właściwy akord, który spowoduje, że kompozycja będzie miała charakter refleksyjny, albo dawała dużą energię mimo braku „przesteru” lub niewielkiej jego ilości. W ostatnim wywiadzie, jakiego udzielił Grzegorzowi Kapli dla magazynu Malemen* powiedział następująco o swoim stylu gry: (…) Jeśli coś jest dobrze zrobione, to musi przynieść sukces. Dobra wędka daje rybę. Dobre grzybobranie to obiad na dwa dni. Nie miałem szans grać jak Hendrix. Ale też nie było potrzeby, żebym grał tak samo jak on. Ważne, żeby w tym, co gram, była prawda. Arturo Benedetti Michelangeli grający Ravela – to mnie porywa. Gould jest znakomity, ale matematyczny, zimny. Więc może nie chodzi o prawdę, ale o pasję?  Mnie osobiście oczarowała nadzwyczajna siła prostego, acz doskonale dobranego dźwięku. Gdy po raz pierwszy usłyszałem „Szał niebieskich ciał” Maanamu - melancholijne, ale nie nużące pojękiwania gitary, głębokie, okraszone dość sporą dawką pogłosu – wiedziałem, że Jackowski stanie się jednym z moich ulubionych muzyków, a ja będę się starał czerpać z filozofii jego dźwięku. „Prostota i piękno” – tak można określić jego styl.

3. Maanam – „Maanam” (1981)


Debiutancki album, dzięki któremu Maanam zyskał wielką, ogólnopolską sławę. Zawiera utwory, które stały się klasyką polskiej muzyki rozrywkowej. Chyba każdy zna chociażby „Szare miraże”…
Maanam stał się znaczącym zespołem po występie w Opolu w 1980 roku. Nie zyskałby jednak takiej popularności, gdyby nie debiut fonograficzny z 1981 roku. Płyta początkowo ostała wydana na winylu, jednak szybko trafiła na kasety w tak zwanym „drugim obiegu”, a w późniejszych latach doczekał się reedycji na różnych innych nośnikach. Obecnie oryginalny winyl „Maanam” jest cenioną pozycją wśród fanów czarnego krążka.

Album otwiera „Stoję, stoję, czuję się świetnie”. Utwór charakteryzuje się bardo ciekawym rytmem – sprawia wrażenie połamanego, ale wszystko jest jak najbardziej „w tajmie”. Tutaj Jackowski popisuje się ciekawie brzmiącymi, choć bardzo prostymi solówkami. Dynamiki nadaje również bas – eleganckie, osadzone dudnienie. Następna pozycja, której nie można ominąć – kultowe już „Boskie Buenos”. Utwór ten również nie należy do skomplikowanych, jego mocną stroną jest dynamiczny rytm. Brak przesterowanej gitary (oprócz solówek, ale te są tylko zabarwione „drivem”) nie ujmuje całej kompozycji energii. „Boskie Buenos” jest bardzo porywające, śmiało można nawet do tego… tańczyć.

Warty uwagi, ze względu na bohatera niniejszego artykułu, jest instrumentalny kawałek „Miłość jest cudowna”. Tutaj wiodącą rolę pełnią wyłącznie nastrojowe gitary, oczywiście również wyłącznie ich czysta barwa. Marek Jackowski i Ryszard Olesiński malują swoimi instrumentami przepiękny pejzaż. Lekko melancholijny, swobodny, romantyczny. Idealny na świty lub noce we dwoje. Wyraźnie słychać tu echa długiego stażu na gitarze akustycznej, choć bynajmniej nie należy odbierać tego pejoratywnie. „Szał niebieskich ciał” – kolejny dowód genialnej prostoty dźwięku. To tylko kilka swobodnie zagranych akordów, powolne tempo, pogłos i czysta barwa. Natomiast pasja i emocje powodują, że „Szału niebieskich ciał” nie da się słuchać tylko jeden raz.


Celowo wybrałem właśnie debiutancki album Maanamu. To właśnie od tego wszystko się zaczęło, a sam Marek Jackowski zapowiedział swój niepowtarzalny styl, który stał się ważnym elementem składowym utworów jednego z najważniejszych zespołów polskiej muzyki rozrywkowej. To właśnie w 1981 roku wyszedł „Szał niebieskich ciał”. Nie uważam się za fetyszystę nośników, jednak myślę, że „Maanam” w wersji winylowej zyskuje dodatkowe atuty.


*Nr 6 (38) czerwiec 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz