niedziela, 16 grudnia 2018

Podsumowanie roku 2018 według redaktora Jarka Kosznika


Rok 2018 był dla mnie zdecydowanie mniej obfity i interesujący muzycznie niż rok 2017. Oczywiście miały miejsce przełomowe, wybitne dzieła, jednakże ilość ciekawych premier zdecydowanie nie rozpieszczała mnie jako słuchacza. Nie zabrakło także dość niespodziewanych rozczarowań jak i miłych zaskoczeń czy niespodzianek. Oto moja subiektywna lista najlepszych i najgorszych płyt, odrobina wspomnień, a także oczekiwania względem roku 2019. Zapraszam!

Najlepsze płyty 2018:

10. Eminem - Kamikadze

Zdecydowanie najbardziej sensacyjna pozycja w moim prywatnym rankingu. Legenda rapu, Eminem nagrał moim zdaniem zdecydowanie najlepszy album od ponad 15 lat. „Kamikadze” został nagrany w rekordowym tempie jako forma „odtrutki” dla artysty po miażdżącej krytyce jaka spadła na niego z okazji premiery poprzedniczki „Revival”. Ten album to prawdziwa dawka klasycznego stylu rapera tj. niesamowitej techniki artykulacji słów, bogatych słowotwórczo tekstów ze sporą dozą czarnego humoru rodem z alter ego Eminema czyli Slim Shady’ego. Niesamowite zaskoczenie! (Recenzja w listopadowym numerze Wilka Kulturalnego)

9. Modern Day Babylon - Coma

Kolejny album czeskiego projektu spod znaku nowoczesnego progresywnego metalu okazał się całkiem interesującą podróżą w kierunku ambientu. Oczywiście prochu tutaj nie wymyślono, jednakże przynajmniej część kawałków jest świeża i dobrze się tego słucha. Zdecydowanie najlepsze dzieło Tomasa Raclavsky’ego. (Pełna recenzja tutaj)

8. Behemoth – I Loved You at Your Darkest

Jedenasty studyjny album gigantów polskiego i światowego blackened death metalu, czyli zespołu Behemoth jest pewnym klimatycznym powrotem do blackmetalowych korzeni aczkolwiek ciężar kompozycji jest zdecydowanie mniejszy niż w przeszłości. Adam Darski i spółka coraz częściej w swojej twórczości stawiają na łagodzenie klimatu i dodawanie melodyjności. Niemniej najnowszy longplay zespołu zawiera wiele elementów charakterystycznych dla Behemoth. Solidny krążek.

7. Jason Becker – Triumphant Hearts

Nie ukrywam, że bardzo ucieszyłem się z faktu, że pomimo okropnej choroby i wielu przeciwności losu, jeden z największych wirtuozów gitary Jason Becker znów wrócił do komponowania. Efektem tych prac jest najnowszy longplay wydany po bardzo długiej, ponad 20 letniej przerwie. Album oczywiście nie zawiódł oczekiwań, Jason wymyślił tutaj wiele ciekawych, charakterystycznych melodii, a znakomite grono zaproszonych gości pięknie wszystko nagrało. Brakuje tutaj co nieco najbardziej typowych dla neoklasycznego metalu elementów czyli technicznych pasaży ale nie jest to minus w takiego formie albumu. Przyjemna propozycja! (Pełna recenzja naczelnego znajdzie się w styczniowym Wilku Kulturalnym)

6. Riverside - Wasteland

Pomimo że dalszy los legend polskiego progresywnego rocka po nagłej śmierci gitarzysty Piotra Grudzińskiego dla wielu fanów wydawał się bardzo niepewny, panowie postanowili grać dalej jako trio. Najnowszy longplay zespołu pokazuje że Mariusz Duda i spółka stanęli na wysokości zadania mimo nieciekawych okoliczności. Płyta zawiera nie tylko wiele klasycznych elementów stylu Riverside, ale także słychać pewne nowe rozwiązania. Oczywiście płyta jest bardziej refleksyjna i smutna niż poprzedniczki, ale jest to oczywiście zrozumiałe. Naprawdę kawał dobrego grania, dla mnie polski album roku. (Recenzja naczelnego tutaj)

5. Haken - Vector

Piąty pełnowymiarowy album brytyjskich geniuszy z zespołu Haken jest inny niż poprzedni, bardzo przełomowy dla nowoczesnego progmetalu „Affinity”. Jest przede wszystkim krótszy i postanowiono stworzyć coś w rodzaju albumu koncepcyjnego, z elementami rock opery. Plyta choć solidna niestety nie zachwyciła mnie jak poprzedniczki, zabrakło mi trochę tutaj tego błysku kompozycyjnego i rozmachu. Oczywiście nie sposób nie docenić „Vector” mimo pewnych wad. (Recenzja naczelnego tutaj)

4. Erra - Neon

Amerykanie grający muzykę w stylu progresywnego metalcore’u, pokazali że z każdym następnym albumem dojrzewają jako muzycy i kompozytorzy. „Neon” jest kopalnią piekelnie przebojowych a zarazem ambitnych kawałków z mnóstwem niebanalnych riffów. W przeszłości nie byłem fanem Erry ale najnowszym albumem zespół mnie do nich przekonał. (Pełna recenzja tutaj)

3. Obscura - Diluvium

Powiem szczerze, że najnowszy album Niemców z Obscury jakoś przez większość roku całkowicie wyparował mi z głowy, głównie z powodu że zapomniałem go przesłuchać. Dosłownie kilka dni temu sobie o nim przypomniałem i nie będę ukrywać – po prostu powaliło mnie! Czwarty z serii albumów konceptualnych zespołu poraża spójnością, nagłymi zwrotami akcji, zabójczą, nieludzką wręcz techniką gry wszystkich muzyków. Jest to prawdopodobnie najlepsze i najbardziej dopieszczone dzieło twórców spod znaku technicznego death metalu. Jednym minusem jest nieco irytujący efekt modulujący wokal (po co on?) pojawiający się od czasu do czasu, ale ostatecznie nie wpływa to negatywnie na ogólna ocenę płyty. Mocny cios! (Recenzja naczelnego w listopadowym Wilku Kulturalnym)

2. Monuments - Phronesis

Pierwszy z dwóch absolutnych „sztosów” tego roku. Trzeci, bardzo długo wyczekiwany album Brytyjczyków, którego premiera była wielokrotnie przekładana, nareszcie ujrzał światło dzienne. Pomimo moich różnych odczuć po trzech pierwszych opublikowanych przez zespół singlach, reszta albumu po prostu wbiła mnie w ziemie. Płyta choć trwa ledwie nieco mniej niż 40 minut, obfituje we wspaniałe, niezapomniane doznania muzyczne, pełne dynamiki, gniewu i zabójczej melodyjności. Płyta nie ma ani jednego słabszego momentu, co jest wręcz niespotykane. Styl zespołu na płycie Phronesis uległ pewnemu uproszczeniu, jednakże utwory dalekie są od prostoty. Niezwykła podróż i przygoda dla uszu! (Pełna recenzja tutaj)

1. Polyphia – New Levels New Devils

Zwycięzcą mojego osobistego plebiscytu na najlepszą płytę roku 2018 jest najnowszy, trzeci studyjny longplay młodych muzyków z amerykańskiego stanu Dallas. Nie ukrywam, że jest to największe pozytywne zaskoczenie czy wręcz szok w mojej długoletniej przygodzie z muzyką. Powiem szczerze, że o ile w przeszłości doceniałem umiejętności muzyczne Tima Hensona i spółki to lubiłem góra kilka utworów bo przeszkadzała mi maniera zespołu, na siłę próbującego być „trendy” i grającego wiele plastikowych , mdłych i często powtarzanych melodyjek. Diametralna zmiana stylu zespołu była już widoczna na wydanej w 2017 roku Epce „The Most Hated”, jednakże „NLND” przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Album obfituje w bardzo nowatorskie, przełomowe kombinacje, pasaże, niezwykle rozbudowane tonalnie akordy, a wszystko jest podlane przebojowym sosem. Nigdy nie sądziłem, że przerabianie utworów na bazie współczesnej często tandetnej muzyki pop i hip hop, da takie zdumiewające efekty w postaci niesamowitej hybrydy wielu gatunków muzyki. Słuchając tej płyty, człowiek ma wrażenie że lato nigdy się nie kończy. Polecam absolutnie wszystkim, takie płyty zdarzają się niezmiernie rzadko. (Pełna recenzja tutaj)

Rozczarowania 2018:

2. The 1975 – A Brief Inquiry into Online Relationships

Brytyjczycy grający w stylu synth pop-rocka, niezwykle miło zaskoczyli mnie swoim poprzednim wydawnictwem, przyciągając moją uwagę. Niestety tegoroczny, trzeci w karierze zespołu longplay mocno rozczarowuje. Zrezygnowano w dużej mierze z fajnych wstawek gitarowo-perkusyjnych na rzecz tandetnej, plastikowej elektroniki, i sztucznego wygładzania kompozycji. Nie rozumiem dlaczego zespół tak nagle zmienił styl grania. Jest to naprawdę słaba płyta.

1. Good Tiger – We Will All Be Gone

Nie ukrywam, że wydane w 2015 roku debiutanckie „A Head Full of Moonlight” mocno rozbudziło mój apetyt na następne lata. Amerykańska „supergrupa” mimo oczywistych trendów w muzyce progresywnej grająca na swój sposób, niestety delikatnie mówiąc w tym roku zawiodła. „We Will All Be Gone” może poza dwoma utworami jest płytą nudną, wtórną, wręcz prymitywną w warstwie gitarowej (gdzie się podziały solówki?), uniemożliwiającą właściwie przesłuchanie jej do końca, ja musiałem tak naprawdę cały czas przewijać. Smutne jest to jak zmarnowano potencjał zespołu. (Pełna recenzja tutaj)

Ważne wspomnienia:

Do moich najważniejszych muzycznych wspomnień minionego roku na pewno należą:

- wspólny koncert moich idoli z lat nastoletnich czyli zespołów Cradle of Filth i Moonspell w gdańskim klubie B90;

- kolejny w życiu, koncert zespołu Monuments w klubie Pogłos w Warszawie;

- zaskoczenie i pozytywny szok po odkryciu nowego stylu zespołu Polyphia;

- ogromny smutek po nagłym odejściu najlepszego polskiego gitarzysty Jakuba Żyteckiego z mojego ulubionego polskiego zespołu Disperse, przyczyny odejścia jak i dalsza przyszłość grupy są nadal nieznane

Nadzieje na rok 2019:

- Na 22 lutego 2019 roku przypada data premiery czternastego longplaya legend progresywnego grania Dream Theater pod tytułem „Distance Over Time”. Zaprezentowany dotychczas pierwszy singiel z płyty „Untethered Angel” brzmi naprawdę obiecująco, widać, że panowie chcą zmazać plamę po poprzednim, mało udanym „The Astonishing”, i wrócić do swoich korzeni. Czekam z niecierpliwością!

- Jason Richardson cały czas publikuje w mediach społecznościowych nowe fragmenty, co oznacza że możemy się spodziewać nowych utworów w 2019 roku, i następców utworu „Tendinitis” wydanego w kwietniu 2018.

- zespół Periphery finalizuje nagrywanie i miksowanie „P4”, chociaż data premiery płyty jak i jej nazwa nie są jeszcze dokładnie znane.

- Jest szansa że długo oczekiwana (od 2006 roku!) płyta zespołu Wintersun pod tytułem „Time 2” w końcu ujrzy światło dzienne, nie ma jednak żadnych gwarancji co do tego. Na ostatniej jesiennej trasie koncertowej zespół zaprezentował nowy utwór „Storm”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz