Rok 2018 był dla mnie
zdecydowanie mniej obfity i interesujący muzycznie niż rok 2017.
Oczywiście miały miejsce przełomowe, wybitne dzieła, jednakże
ilość ciekawych premier zdecydowanie nie rozpieszczała mnie jako
słuchacza. Nie zabrakło także dość niespodziewanych rozczarowań
jak i miłych zaskoczeń czy niespodzianek. Oto
moja subiektywna lista najlepszych i najgorszych płyt, odrobina
wspomnień, a także oczekiwania względem roku 2019. Zapraszam!
Najlepsze
płyty 2018:
10. Eminem -
Kamikadze
Zdecydowanie najbardziej
sensacyjna pozycja w moim prywatnym rankingu. Legenda rapu, Eminem
nagrał moim zdaniem zdecydowanie najlepszy album od ponad 15 lat.
„Kamikadze” został nagrany w rekordowym
tempie jako forma „odtrutki” dla artysty po miażdżącej krytyce
jaka spadła na niego z okazji premiery poprzedniczki
„Revival”. Ten album to prawdziwa dawka klasycznego stylu rapera
tj. niesamowitej techniki artykulacji słów, bogatych słowotwórczo
tekstów ze sporą dozą czarnego humoru rodem z alter ego Eminema
czyli Slim Shady’ego. Niesamowite zaskoczenie! (Recenzja w listopadowym numerze Wilka Kulturalnego)
9. Modern Day Babylon
- Coma
Kolejny album czeskiego
projektu spod znaku nowoczesnego progresywnego metalu okazał się
całkiem interesującą podróżą w kierunku ambientu. Oczywiście
prochu tutaj nie wymyślono, jednakże przynajmniej część kawałków
jest świeża i dobrze się tego słucha. Zdecydowanie najlepsze
dzieło Tomasa Raclavsky’ego. (Pełna recenzja tutaj)
8. Behemoth – I
Loved You at Your Darkest
Jedenasty studyjny album
gigantów polskiego i światowego blackened death metalu, czyli
zespołu Behemoth jest pewnym klimatycznym powrotem do
blackmetalowych korzeni aczkolwiek ciężar kompozycji jest
zdecydowanie mniejszy niż w przeszłości. Adam Darski i spółka
coraz częściej w swojej twórczości stawiają
na łagodzenie klimatu i dodawanie melodyjności. Niemniej najnowszy
longplay zespołu zawiera wiele elementów charakterystycznych dla
Behemoth. Solidny krążek.
7. Jason Becker –
Triumphant Hearts
Nie ukrywam, że bardzo
ucieszyłem się z faktu, że pomimo okropnej choroby i wielu
przeciwności losu, jeden z największych wirtuozów gitary Jason
Becker znów wrócił do komponowania. Efektem tych prac jest
najnowszy longplay wydany po bardzo długiej, ponad 20 letniej
przerwie. Album oczywiście nie zawiódł oczekiwań, Jason wymyślił
tutaj wiele ciekawych, charakterystycznych melodii, a znakomite grono
zaproszonych gości pięknie wszystko nagrało. Brakuje tutaj co
nieco najbardziej typowych dla neoklasycznego metalu elementów czyli
technicznych pasaży ale nie jest to minus w takiego formie albumu.
Przyjemna propozycja! (Pełna recenzja naczelnego znajdzie się w styczniowym Wilku Kulturalnym)
6. Riverside -
Wasteland
Pomimo że dalszy los
legend polskiego progresywnego rocka po nagłej śmierci gitarzysty
Piotra Grudzińskiego dla wielu fanów wydawał się bardzo niepewny,
panowie postanowili grać dalej jako trio. Najnowszy longplay zespołu
pokazuje że Mariusz Duda i spółka stanęli na wysokości zadania
mimo nieciekawych okoliczności. Płyta zawiera nie tylko wiele
klasycznych elementów stylu Riverside, ale także słychać pewne
nowe rozwiązania. Oczywiście płyta jest bardziej refleksyjna
i smutna niż poprzedniczki, ale jest to oczywiście
zrozumiałe. Naprawdę kawał dobrego grania, dla mnie polski album
roku. (Recenzja naczelnego tutaj)
5. Haken - Vector
Piąty pełnowymiarowy
album brytyjskich geniuszy z zespołu Haken jest inny niż poprzedni,
bardzo przełomowy dla nowoczesnego progmetalu „Affinity”. Jest
przede wszystkim krótszy i postanowiono stworzyć coś w rodzaju
albumu koncepcyjnego, z elementami rock opery. Plyta choć solidna
niestety nie zachwyciła mnie jak poprzedniczki, zabrakło mi trochę
tutaj tego błysku kompozycyjnego i rozmachu.
Oczywiście nie sposób nie docenić „Vector” mimo pewnych wad. (Recenzja naczelnego tutaj)
4. Erra - Neon
Amerykanie grający
muzykę w stylu progresywnego metalcore’u, pokazali że z każdym
następnym albumem dojrzewają jako muzycy i kompozytorzy. „Neon”
jest kopalnią piekelnie przebojowych a zarazem
ambitnych kawałków z mnóstwem niebanalnych riffów. W przeszłości
nie byłem fanem Erry ale najnowszym albumem zespół mnie do nich
przekonał. (Pełna recenzja tutaj)
3. Obscura - Diluvium
Powiem szczerze, że
najnowszy album Niemców z Obscury jakoś przez większość roku
całkowicie wyparował mi z głowy, głównie z powodu że
zapomniałem go przesłuchać. Dosłownie kilka dni temu sobie o nim
przypomniałem i nie będę ukrywać – po prostu powaliło mnie!
Czwarty z serii albumów konceptualnych zespołu poraża spójnością,
nagłymi zwrotami akcji, zabójczą, nieludzką wręcz techniką gry
wszystkich muzyków. Jest to prawdopodobnie najlepsze i najbardziej
dopieszczone dzieło twórców spod znaku technicznego death metalu.
Jednym minusem jest nieco irytujący efekt modulujący wokal (po co
on?) pojawiający się od czasu do czasu, ale ostatecznie nie wpływa to negatywnie na ogólna ocenę
płyty. Mocny cios! (Recenzja naczelnego w listopadowym Wilku Kulturalnym)
2. Monuments -
Phronesis
Pierwszy z dwóch
absolutnych „sztosów” tego roku. Trzeci, bardzo długo
wyczekiwany album Brytyjczyków, którego premiera była wielokrotnie
przekładana, nareszcie ujrzał światło dzienne. Pomimo moich
różnych odczuć po trzech pierwszych opublikowanych przez zespół
singlach, reszta albumu po prostu wbiła mnie w ziemie. Płyta choć
trwa ledwie nieco mniej niż 40 minut, obfituje we wspaniałe,
niezapomniane doznania muzyczne, pełne dynamiki, gniewu i zabójczej
melodyjności. Płyta nie ma ani jednego słabszego momentu, co jest
wręcz niespotykane. Styl zespołu na płycie Phronesis uległ
pewnemu uproszczeniu, jednakże utwory dalekie są od prostoty.
Niezwykła podróż i przygoda dla uszu! (Pełna recenzja tutaj)
1. Polyphia – New
Levels New Devils
Zwycięzcą mojego
osobistego plebiscytu na najlepszą płytę roku 2018 jest najnowszy,
trzeci studyjny longplay młodych muzyków z amerykańskiego stanu
Dallas. Nie ukrywam, że jest to największe pozytywne zaskoczenie
czy wręcz szok w mojej długoletniej przygodzie z muzyką. Powiem
szczerze, że o ile w przeszłości doceniałem umiejętności
muzyczne Tima Hensona i spółki to lubiłem góra kilka utworów bo
przeszkadzała mi maniera zespołu, na siłę próbującego być
„trendy” i grającego wiele plastikowych , mdłych i często
powtarzanych melodyjek. Diametralna zmiana stylu zespołu była już
widoczna na wydanej w 2017 roku Epce „The Most Hated”, jednakże
„NLND” przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Album obfituje w
bardzo nowatorskie, przełomowe kombinacje, pasaże, niezwykle
rozbudowane tonalnie akordy, a wszystko jest podlane przebojowym
sosem. Nigdy nie sądziłem, że przerabianie utworów na bazie
współczesnej często tandetnej muzyki pop i hip hop, da takie
zdumiewające efekty w postaci niesamowitej hybrydy wielu gatunków
muzyki. Słuchając tej płyty, człowiek ma wrażenie że lato nigdy
się nie kończy. Polecam absolutnie wszystkim, takie płyty zdarzają
się niezmiernie rzadko. (Pełna recenzja tutaj)
Rozczarowania
2018:
2.
The 1975 – A Brief Inquiry into Online Relationships
Brytyjczycy grający w
stylu synth pop-rocka, niezwykle miło zaskoczyli mnie swoim
poprzednim wydawnictwem, przyciągając moją uwagę. Niestety
tegoroczny, trzeci w karierze zespołu longplay mocno rozczarowuje.
Zrezygnowano w dużej mierze z fajnych wstawek gitarowo-perkusyjnych
na rzecz tandetnej, plastikowej elektroniki, i sztucznego wygładzania
kompozycji. Nie rozumiem dlaczego zespół tak nagle zmienił styl
grania. Jest to naprawdę słaba płyta.
1.
Good Tiger – We Will All Be Gone
Nie ukrywam, że wydane w
2015 roku debiutanckie „A Head Full of Moonlight” mocno
rozbudziło mój apetyt na następne lata. Amerykańska „supergrupa”
mimo oczywistych trendów w muzyce progresywnej grająca na swój
sposób, niestety delikatnie mówiąc w tym roku zawiodła. „We
Will All Be Gone” może poza dwoma utworami jest płytą nudną,
wtórną, wręcz prymitywną w warstwie gitarowej (gdzie się
podziały solówki?), uniemożliwiającą właściwie przesłuchanie
jej do końca, ja musiałem tak naprawdę cały czas przewijać.
Smutne jest to jak zmarnowano potencjał zespołu. (Pełna recenzja tutaj)
Ważne wspomnienia:
Do moich najważniejszych
muzycznych wspomnień minionego roku na pewno należą:
- wspólny koncert moich
idoli z lat nastoletnich czyli zespołów Cradle of Filth i Moonspell
w gdańskim klubie B90;
- kolejny w życiu,
koncert zespołu Monuments w klubie Pogłos w Warszawie;
- zaskoczenie i pozytywny
szok po odkryciu nowego stylu zespołu Polyphia;
- ogromny smutek po
nagłym odejściu najlepszego polskiego gitarzysty Jakuba Żyteckiego
z mojego ulubionego polskiego zespołu Disperse, przyczyny odejścia
jak i dalsza przyszłość grupy są nadal nieznane
Nadzieje
na rok 2019:
-
Na 22 lutego 2019 roku przypada data premiery czternastego longplaya
legend progresywnego grania Dream Theater pod tytułem „Distance Over
Time”. Zaprezentowany dotychczas pierwszy singiel z płyty
„Untethered Angel” brzmi naprawdę obiecująco, widać, że
panowie chcą zmazać plamę po poprzednim, mało udanym „The
Astonishing”, i wrócić do swoich korzeni. Czekam z
niecierpliwością!
- Jason Richardson cały czas publikuje w mediach społecznościowych
nowe fragmenty, co oznacza że możemy się spodziewać nowych
utworów w 2019 roku, i następców utworu „Tendinitis” wydanego
w kwietniu 2018.
-
zespół Periphery finalizuje nagrywanie i miksowanie „P4”,
chociaż data premiery płyty jak i jej nazwa nie są jeszcze
dokładnie znane.
-
Jest szansa że długo oczekiwana (od 2006 roku!) płyta zespołu
Wintersun pod tytułem „Time 2” w końcu ujrzy światło dzienne, nie ma
jednak żadnych gwarancji co do tego. Na ostatniej jesiennej trasie
koncertowej zespół zaprezentował nowy utwór „Storm”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz