Jak każdy rok, tak i ten nieuchronnie zbliża się do końca. Z początku
toczy się on powoli, nieśmiało, jakby leniwie, później przyspiesza, by
na chwilę, tylko pozornie zwolnić latem, a wraz nadchodzeniem jesieni i
następnie zimy maksymalnie zacząć pędzić do ostatniego dnia. Jak co
roku, trzeba więc podsumować to, co działo się w muzyce i to, co działo
się na blogu. Podobnie jak w zeszłym roku podsumowanie podzielimy na
cztery sekcje: najlepsze płyty, najgorsze płyty, ważne wspomnienia i nadzieje na przyszły rok. W tym roku wyjątkowo swoje podsumowanie rozbijam na trzy osobne części - w trzeciej czas na kilka wspomnień i refleksji nad tym, co będzie w przyszłym roku...
WAŻNE WSPOMNIENIA:
1. Spotkanie z Riverside i ich koncert w B90
Od lewej: Piotr Kozieradzki, Mariusz Duda, Michał Łapaj, a u góry naczelny. |
Podobnie jak zeszłorocznej jesieni, tak i tej przyszło mi się spotkać z jednym najsympatyczniejszych polskich muzyków, czyli Mariuszem Dudą, który ponownie odwiedził gdański Empik w Galerii Bałtyckiej. Tym razem przy wsparciu Michała Łapaja i Piotra Kozieradzkiego czyli członków Riverside z którymi promował bardzo dobry siódmy album studyjny "Wasteland". Z tym pierwszym zagrał też mini-koncert akustyczny, który niebawem ukaże się także w formie fizycznej (!) bowiem panowie właśnie nagrywają te nietypowe wersje utworów zagranych ekskluzywnie w Empikach w studiu. Niecałe dwa tygodnie później panowie razem z Maćkiem Mellerem dali znakomity koncert w gdańskim B90 po raz kolejny udowadniając wysoką formę i mimo ogromnej straty jaką była śmierć Piotra Grudzińskiego, że są grupą silną i niezwykłą, a przede wszystkim poruszającą. (Relacja ze spotkania na LMF i z koncertu w B90)
Fish, czyli były wokalista Marillion bardzo lubi przyjeżdżać do Polski, nie na jeden a na kilka koncertów. Tym razem przyjechał w przerwie między nagrywaniem swojego najnowszego albumu "Weltchsmerz" oraz świętując rocznicę wydania płyty "Clutching At Straws", czyli swojej ostatniej z Marillion. Wokalista mimo swojego wieku tryskał energią i dał znakomity, porywający koncert czego dowodem był choćby fakt, że Stary Maneż był tego wieczoru wypełniony po brzegi wielbicielami jego głosu i znakomitej muzyki. Po prostu klasa. (Relacja na rock3miasto.pl)
3. "Pop" Wystawa fotografii Briana Griffina
Naczelny z Brianem Griffinem |
Siedemdziesięcioletni obecnie artysta odwiedził Muzeum Miasta Gdyni i
otworzył wystawę wybranych zdjęć ze swojego dorobku, pośród których
znalazły się fotografie przedstawiające między innymi Briana Maya,
Billy'ego Idola czy Kate Bush. Brian Griffin barwie i ciekawie
opowiedział kilka anegdot o sesjach zdjęciowych i swoim bogatym
doświadczeniem związanym z muzykami, czy technologią z jaką wówczas się
posługiwał tworząc obrazy niezwykłe, nietuzinkowe i wówczas
niespotykane. Charakteryzujący się poczuciem humoru i nadal i niespożytą
energią fotograf ne odmówił także żadnej chętnej z zebranych osób
autografu na okładkach płyt przy których współpracował, swojej
monumentalnej książce albumowej "Pop" zbierającej jego dorobek
artystyczny czy wspólnych pamiątkowych fotografii. (Relacja z wernisażu tutaj)
NADZIEJE NA PRZYSZŁY ROK:
1. Dream Theater - Distance Over Time
Czternasty album bogów progresywnego metalu, czyli Dream Theater, ukaże się 22 lutego. Znana jest już okładka, lista utworów oraz pierwszy singiel pod postacią utworu "Untethered Angel" do którego przygotowano także grafikę nawiązującą w ciekawy sposób do drugiego albumu grupy "Images And Words". W zamierzeniu ma być to powrót do korzeni, brzmienia z pierwszych płyt oraz zatarcie wspomnienia po nieudanym "The Astonishing" sprzed trzech lat. Jak wyjdzie, nie omieszkamy z reaktorem Kosznikiem sprawdzić, bo wciąż trwamy przy DT jako jednym z naszych ulubionych zespołów. Singiel dupy nie urywa, ale na pewno pokazuje, że panowie są jeszcze w stanie grać solidnie, choć na próżno doszukiwać się w nim (i zapewne na całej płycie) rewolucji. Zwłaszcza gdy James LaBrie śpiewa na ewidentnych podbiciach cudami technologii takich jak autotune i tym podobnych sprawach.
Niektórzy już wieszają na tym albumie psy: bo primo dalej nie ma Mike'a Portnoya (pragnę przypomnieć, że nie ma go w DT już od ośmiu lat i raczej nie będzie już nigdy więcej, bo perkusistą obecnie jest Mike Mangini); bo secundo brzmią odtwórczo, nudno i nie ma Portnoya; bo tertio pojawiły się kontrowersje związane z grafikami, że wzięli je sobie z iStocka i podrasowali pod siebie (za grafiki odpowiedzialny jest Hugh Syme, który bardzo możliwe zapożyczył pewne elementy z przytaczanych obrazków) i nie ma Portnoya; oraz quadro bo Dream Theater się skończyło na "Black Clouds & Silver Linnings" i nie ma Portnoya. Dream Theater już nie musi nic wymyślać, ani przypasowywać się do oczekiwań, dla mnie chyba nawet ważniejsze jest to, by nie było powtórki z poprzedniej płyty, która była zdecydowanie za długa i zdecydowanie za lekka.
2. Periphery - IV
O tak zwanym (przynajmniej póki co) "Periphery IV" czyli czwartym (lub szóstym w zależności jak liczy się "Juggernauta") nie wiadomo póki co właściwie nic poza tym, że panowie ukończyli już nagrywanie i zabierają się za miksy, a premiera planowana jest na wiosnę roku dwóch tysięcy dziewięćsiłów. Czy panowie szykują mały powrót do korzeni? A może zamierzają kontynuować ścieżkę z "Select Difficulty", ewentualnie "Juggernauta"? Na pewno jednak nie obędzie się bez zaskoczeń i wielu dobrych dźwięków. Jedno jest jednak pewne: album nie pojawi się za pośrednictwem Sumerian Records z którego panowie odeszli w kwietniu 2018 roku i postanowili, że wydadzą ją własnym sumptem za pośrednictwem swojej wytwórni 3DOT Recordings, która w minionym roku wypuściła bardzo ciekawy debiutancki album Four Seconds Ago, będący projektem Mishy Mansoora i Jake'a Bowena.
3. Soen - Lotus
Śledzę poczynania tej szwedzkiej grupy od samego początku czyli znakomitego debiutu pod postacią "Cognitive" z 2012 roku. Po fenomenalnym "Tellurianie" wydanym dwa lata później moje zainteresowanie Soenem zaczęło rosnąć, a przy okazji krążka "Lykaia" w 2017 lider formacji, perkusista Martin Lopez udostępnił mojego twitta z recenzją i polubił go. To zawsze motywuje do działania. Na nowy album czekam więc z wypiekami, bo nie ukrywam, że to jedna z moich ulubionych grup ostatniego czasu. Najnowszy, przedziwny i dla niektórych kontrowersyjny teledysk do utworu "Martyrs" z nadchodzącego "Lotusa" zaś potwierdza, że jest to grupa wyjątkowa i warta uwagi.
4. Nowy album Tool
Być może już w przyszłym roku się go w końcu doczekamy, bo podobno ukończono nagrywanie wszystkich ścieżek i w styczniu rozpocznie się mastering. Premiera prawdopodobnie zostanie wyznaczona na kwiecień, tak by zdążyć przed sezonem koncertowym i jedynym koncertem w Polsce, który odbędzie się 11 czerwca na krakowskiej Tauron Arenie. Oby lata oczekiwań okazały się tego warte. Osobiście nie mam żadnych oczekiwań.
5. Rhapsody Of Fire kontra Turilli/Lione Rhapsody
Rhapsody (Of Fire) |
Rhapsody - odcinek tysiąc pięćset sto dziewięćset... W poprzednich odcinkach: W 2011 roku z zespołu odszedł Luca Turilli, który postanowił założyć nowe Rhapsody. Jego Luca Turilli's Rhapsody wydało dwie płyty - bardzo udany "Ascending to Infinity" w 2012 oraz zdecydowanie słabszy "Prometheus: Symphonia Ignis Divinus" w 2015 roku - oba z Alessandro Conti przy mikrofonie. W tym samym czasie w nieco zmienionym składzie, ale wciąż z Fabio Lione na wokalu Rhapsody Of Fire wydało nieudany "Dark Wings of Steel" w 2013, a następnie udany "Into the Legend" w 2016 roku, który okazał się także ostatnim z Lione, który ogłosił odejście z grupy w kilka miesięcy po premierze nowej płyty. Kolejne roszady w składzie doprowadziły do tego, że jedynym oryginalnym i stałym członkiem Rhapsody Of Fire został Alex Staropoli, który szybko uzupełnił braki w składzie i zaangażował nowego wokalistę Giaccoma Voli z którym czym prędzej przystąpili do pracy nad nowym kompilacyjnym materiałem studyjnym, którym okazał się niezły "Legendary Years" z 2017 roku będący zbiorem nowo nagranych starych utworów grupy jeszcze z czasów Rhapsody. Tymczasem Fabio Lione połączył siły z Lucą Turilli i innymi byłymi członkami pierwotnego składu Rhapsody i założył koncertowy twór Rhapsody Reunion, który zastąpił tymczasowo zawieszone Luca Turilli's Rhapsody, by pod szyldem "Farewell Tour" pojeździć po świecie i pograć stare utwory, a konkretniej wybór z dyskografii Rhapsody oraz albumu "Symphony of Enchanted Lands" zagranego w całości z okazji dwudziestolecia wydania tegoż albumu.
A teraz konkluzja: W marcu 2018 roku Rhapsody Of Fire ogłosiło, że trwają przygotowania do realizacji nowego i pierwszego pełnoprawnego albumu studyjnego z Giaccomo Volą na wokalu, który jak się okazało będzie nosił tytuł "The Eighth Mountain" i będzie początkiem nowej sagi zatytułowanej "The Nephilim's Empire", której początek (a zatem także premierę całej płyty) zaplanowano na 22 lutego roku dwóch tysięcy dziewięćsiłów (2019). Tymczasem Luca Turilli ogłosił, że z powodu dołączenia Alessandro Conti do Twilight Force rozwiązuje swój dotychczasowy zespół. Nie opadł jeszcze kurz po pierwszym, skąd inąd niezłym singlowym numerze zatytułowanym "The Legends Go On" z nowej nadchodzącej płyty Rhapsody Of Fire (wypuszczonym 30 listopada), gdy niespodziewanie na początku grudnia Luca Turilli ogłosił, że ponownie łączy siły z Fabio Lione i Alexem Holzwarthem (który podobnie jak Lione odszedł z Rhapsody Of Fire w 2016 roku) oraz dwoma innymi byłymi członkami Rhapsody Of Fire, którzy jak Turilli odeszli w 2011 roku z zespołu - Patrickiem Guersem i Dominicquem Leurquinem. Nowy zespół będzie się bardzo oryginalnie nazywać... Turilli/Lione Rhapsody. Grupa zamierza wydać swój debiutancki album wiosną przyszłego roku.
Turilli/Lione Rhapsody |
Cóż... szykuje się zatem epicka bitwa pomiędzy dwoma (kolejnymi) Rhapsody i przeczuwam, że tylko jedna grupa z tej bitwy wyjdzie z tarczą. Wyrokować, która okaże się w nadchodzącym roku lepsza na razie ciężko, ale niezmiennie śmieszy mnie upór Turilliego i konsekwencja w dzieleniu fanów tej włoskiej formacji. Jedni z całą pewnością opowiedzą się za jedynie słusznym Rhapsody z Turillim i Lione oraz resztą "oryginalnego" składu, a inni za tym prawdziwym Rhapsody (Of Fire), które co prawda niewiele ma już wspólnego z zespołem, którzy wszyscy pokochali, ale wszakże jeszcze w obecnym składzie nie zdołało pokazać na co ich stać. Szczerze mówiąc trzymam kciuki za obie grupy, bo co jak co - co dwa Rhpasody to nie jeden, a nóż inaczej niż te kilka lat wcześniej oba wydadzą dobre albumy? Może przyszłość jest taka, że się panowie zejdą, by znów tworzyć wspólnie jako Rhapsody - zataczając tym samym pełne koło? Historia tej włoskiej formacji to bowiem gotowy scenariusz na iście epicką sagę, która prędzej czy później musi zakończyć się szczęśliwie albo tragicznie, ku zaskoczeniu i radości lub totalnej rozpaczy fanów po obu stronach barykady. A może mam wśród czytelników wielbicieli obu... ekhm... Rhapsody? Jakie są Wasze przewidywania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz