Napisał: Jarek Kosznik
Niemalże przed chwilą
miała miejsce premiera czwartej, pełnowymiarowej płyty
amerykańskiego zespołu Erra pod tytułem „Neon”. Panowie wdarli się
przebojem do „wyższej półki” szeroko pojętego metalu
progresywnego poprzednim, udanym albumem „Drift”. Cechą
charakterystyczną Erry jest bardzo rytmiczna, a zarazem melodyjna i
dość zaawansowana technicznie struktura utworów z podziałem
śpiewu na dwóch wokalistów. Jesse Cash i J.T Cavey znakomicie
potrafią uzupełniać się odpowiednio wysokim śpiewem i niskimi,
zadziornymi screamami. Zaprezentowane wcześniej przez zespół
single brzmiały bardzo obiecująco, a ponadto to już druga płyta nagrana dla prestiżowej i
szanowanej wytwórni Sumerian Records, co może być gwarancją
pewnego poziomu. Jak wypada na tle poprzedników? Czy panowie
zanotowali kolejny progres swoich umiejętności? Jak prezentują się
riffy i melodie wokalistów?
Otwierający płytę
„Breach” wita słuchacza spokojnymi, atmosferycznymi
akordami na tle spokojnego, delikatnego śpiewu Jesse’ego. Utwór
stanowi mieszankę wściekłych i melodyjnych wokali, genialnych
riffów (szczególnie ten z refrenu to majstersztyk), i nieustannej
zmiany nastrojów. Warto wyróżnić genialną, krystalicznie czysto
zagraną solówkę na gitarze. Mam wrażenie, że pewne inspiracje
Erry mogą pochodzić od szeroko pojętej muzyki trance, a w tym
przypadku legendy muzyki klubowej czyli ATB. Kolejny to „Monolith”
przynosi diametralną zmianę klimatu, wprowadza surową
i ponurą aurę. Inspiracje tuzami nowoczesnego grania takimi
jak Monuments czy Northlane mocno uderzają w uszy, jednakże miło
że Erra próbuje tu dodawać coś od siebie. Jeszcze bardziej
zaskakuje „Signal Fire”, ponieważ występują tu
elementy bardziej hard rockowe (!) aniżeli metalowe, ale oczywiście
w bardziej technicznym wydaniu. Całkiem interesujące riffy w środku
prowadzą do ładnej solówki, przypomina ona mocno styl
„człowieka-instytucji” djentu czyli Mishy Mansoor’a.
W „Valhalla” muzycy „nie pieszczą”
się ze słuchaczem tylko od razu przechodzą do ostrego łojenia.
Refren nieco przypomina „Breach” , a kolejne breakdown’y
wskazują na pewne elementy zespołu Novelists wplecione do muzyki
zespołu Erra. Naprawde miłym akcentem jest nieco senne czy wręcz
narkotyczne outro przerwane nagle przez brutalne riffy.
Największym
odstępstwem od typowego stylu Erry jest następny „Hyperreality”, gdzie wszystko jest utrzymane w konwencji „happy-djentu”
z domieszką kiepskich, mdłych melodyjek wokalnych. Nie
przypadło mi to do gustu, moim zdaniem to najsłabszy moment „Neon”.
Po nim wchodzi utrzymany mocno w stylu „złotych lat djentu”
czyli lat 2010-2012 „Ghost of Nothing”. Przestrzenny,
lewitujący ,nieco kosmiczny klimat towarzyszy odbiorcy cały czas.
Po dość nudnym środku wchodzą bardzo połamane rytmicznie czyste
dźwięki gitary, które prowadzą do końcowego refrenu. Prawdziwą
perełką, a zarazem moim faworytem na płycie jest „Dissaray”.
Ten kawałek ma naprawdę wszystko – od niebanalnych melodii
granych techniką tappingu, poprzez połamane metrycznie riffy( nawet
bardziej w stylu bogów progresywnego metalu czyli zespołu Dream
Theater niż typowego „djentu”) do niezwykle dobrych,
przejmujących wokali zarówno czystych jak i low screamów. Po nim
wchodzi „Expiate”, gdzie mocne zagmatwane partie perkusji,
atmosferyczne breakdowny, nieprzewidywalne tapping’owe zagrywki
gitarowe spinają się w logiczną,
pobudzającą wyobraźnie całość. Ciekawostką jest styl śpiewania
Jesse’ego w refrenie przywołujący na myśl działalność
muzyczną Chestera Bennigtona czy Oliviera Sykes’a. „Unify”
utrzymany jest w po raz kolejny w nieco „mydełkowej” i „popowej”
konwencji. Ten utwór nie porwał mnie niestety, a końcowe solo choć
całkiem dobre brzmi nieco infantylnie. Kończący album „Ultimata”
zawiera właściwie wszystkie elementy usłyszane wcześniej.
Fantastyczne są szczególnie ostatnie dwie minuty, gdzie na tle
zakręconych rytmicznie zagrywek mamy do czynienia z delayami rodem z
muzyki zespołu U2. Z czasem wszystko zapętla się , zmierzając do
końcowych wersów śpiewanych z przekonaniem przez Jesse’ego
Cash’a. Cóż za wspaniałe zakończenie płyty!
Ocena: Pierwsza Kwadra |
Zgodnie
z moimi oczekiwaniami „Neon” jest płytą bardzo dobrą,
najlepszą w dyskografii zespołu, chociaż nie uznałbym jej za
wybitną czy przełomową. Kompozycje na czwartym longplay’u Erry
wyróżniają się na tle poprzedników większą dojrzałością i
konsekwencją. Charakterystyczne elementy zespołu zostały tutaj
doszlifowane, co dało ciekawy efekt końcowy. Dość poważnymi
minusem „Neon” jest jednak zbyt częsta powtarzalność zarówno
struktury piosenek, riffów jak i stylu wokali , a w
przypadku low - screamów ta monotonia jest najbardziej zauważalna.
Podczas słuchania płyty czasem miałem wrażenie, że słucham tego
samego kawałka, a to już minął trzeci z rzędu. Jednakże
znajdziemy na „Neon” wiele niezapomnianych, mocnych momentów od
których nie ma ucieczki. Takich miłych dla ucha fragmentów jest
jednak więcej niż wymienionych wyżej minusów. Reasumując mogę z
czystym sumieniem polecić tą płytę nie tylko klasycznym
„metalhead’om” czy „djentelman’om”, ale każdemu innemu
miłośnikowi świeżości z nutką awangardy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz