poniedziałek, 3 września 2012

Progresywnie Mi IV: Bad Salad, Replosion, Crystal Breed

Niemiecki Crystal Breed to Dream Theater i The Beatles w jednym!

Z zespołami chcącymi grać jak Dream Theater czy Epica jest duży problem. Większości się to po prostu nie udaje. I nawet nie chodzi o granie coverów, ale o własne kompozycje. Jakże miło jest trafić na młode grupy, które czerpiąc z takich wzorców, nie tylko nie ukrywają swoich jawnych inspiracji, ale także robią to z niezwykłym polotem. Pragnę zaprezentować trzy takie tegoroczne debiuty: ciekawy brazylijski Bad Salad, niezły włoski Replosion oraz fantastyczny niemiecki Crystal Breed...

1. Replosion - The Resting Place Of Illusion (2012)


Ten włoski zespół powstał w 2000 roku z inicjatywy braci Gianmarco i Michella Galleto. Skład zespołu ustabilizował się dopiero w 2006 roku kiedy dołączył do nich wokalista Fil Palmer i klawiszowiec Gabriele Marangoni. Obecny skład zespołu to Gianmarco Galleto, grający na gitarze, perkusista Mike Tellurio, wspomniani już wokalista i klawiszowiec oraz basista Enrico Dolcetto.
Album został nagrany już w 2010 roku, ale swoją premierę miał dopiero 10 maja tego roku.
Rzut oka na bardzo intrygującą okładkę zachęca do posłuchania propozycji Włochów. Co na niej mamy? Rozbudowane kompozycje, ostrzejsze zagrania gitar ocierające się nawet o nurt djent, klawiszowe tła i liczne zmiany tempa. Wszystko jest okraszone nie tylko stylistyką Dream Theater, ale również takich grup jak Epica, czy Rhapsody (Of Fire). Z tym ostatnim wiązać można przede wszystkim bardzo ciekawy wokal, Palmer bowiem dysponuje dość oryginalną barwą, która z powodzeniem łączy power metalowe inklinacje z tym, do czego przyzwyczaił słuchaczy LaBrie.
Bardzo dobrze i zarazem przebojowo wypada utwór tytułowy (na pozycji drugiej), wybrany na singiel "Turn the Page" (oprócz tytułu nie mający nic wspólnego z klasykiem Boba Segera) czy finałowa prawie osiemnastominutowa suita "Ice Queen". Ta niemal godzinna płyta nie porusza niczym nowym, ale też nie pozostawia złych wrażeń, to po prostu mocna i bardzo przyjemna w słuchaniu pozycja, po którą powinni sięgnąć wielbiciele gatunku. Ocena: 7,5/10

2. Bad Salad - Uncivilized (2012)

Grupa powstała w 2007 roku w Brazyli z inicjatywy braci basisty Felipe i gitarzysty Thiago Campos oraz perkusisty Caco Goncalvesa. Swój debiutancki album zaczęli komponować w 2010 roku, kiedy dołączył do nich wokalista Dennis Oliveira. Album został zrealizowany z klawiszowcem Ceaserem Zolhofem, który od 2011 roku nie jest już członkiem zespołu, obecnie podczas koncertów zastępuje go koreańczyk Junghwam Kim. Inspirują się twórczością zarówno Dream Theater, Planet X, Liquid Tension Experiment czy Neala Morse'a i jego grupą Transatlantic, ale także Opethem, Pain Of Salvation. Marillionem, Pink Floydem czy Panterą.  Debiutancki album miał swoją premierę 24 lipca i do krótkich nie należy. Krążek zawiera prawie osiemdziesiąt minut muzyki, a składa się nań zaledwie siedem utworów. Łatwo się domyślić, że część z nich to kompozycje rozbudowane, z czego najdłuższa ma prawie szesnaście minut. W żadnym wypadku nie jest to wielka płyta, nie ma tu niczego nowego, ale co ciekawe, album też nie nudzi, wręcz przeciwnie: naprawdę wciąga. Udało się im nagrać płytę świeżą i bardzo przyjemną, nie tylko mocno zakorzenioną w graniu Bogów, ale także pokazującym, że metal progresywny ma się naprawdę dobrze. Na dużą uwagę zasługują nie tylko umiejętności muzyków i ich pomysły, ale także wokalista, który ma bardzo dobrą barwę, miejscami nawet przypominającą LaBriego (choć w żadnym wypadku nie jest jego kopią). Nie ma co ukrywać, że to obiecujący debiut, po który warto sięgnąć i posłuchać dobrze znanego grania, które zostało wyjątkowo dobrze zrealizowane i świeżo podane.  Ocena: 8,5/10


3. Crystal Breed - The Place Unknown (2012)

Z Brazylii i Włoch przenosimy się do nieco bliższych rejonów, a mianowicie do Niemiec. Crystal Breed jest też bodaj najciekawszym zespołem z tego zestawienia. Grupa powstała w 2008 roku w Hanowerze z inicjatywy śpiewającego gitarzysty Niklasa Turmanna i klawiszowca Covina Bahna. Dołączył do nich basista Michael Schugardt i perkusista Thorsten Harnitz. Ich debiutancki album został zrealizowany jesienią 2011 roku, ale swoją premierę miał na początku tego roku i prawdopodobnie by mi umknął, gdybym na niego nie wpadł przekopując... youtuba. Zespół łączy w swojej twórczości zarówno wpływy Dream Theater, Pink Floyd, Pourcipine Tree, Muse i The Beatles, jak również muzyki klasycznej. Jest mieszanka bardzo przyjemna i świeża. Jak nie ruszają mnie progmetalowe zespoły z Niemiec ten mnie bardzo zainteresował. Szczególnie silne są tu inspiracje The Beatles i Dream Theater, które razem łączą się w niezwykły dźwiękowy konglomerat.
Bardzo dobra jest też produkcja tego albumu, która sprawia, że za szybko się on nie nudzi, podziw wzbudzają też umiejętności poszczególnych muzyków. Niklas Turmann, który oprócz grania na gitarze śpiewa, ma bardzo ciekawą barwę głosu, trochę przypominającą Jamesa LaBriego, a trochę Damiana Wilsona, a nawet... Johna Lennona. Fantastyczna jest też okładka tej płyty, która ewdentnie nawiązuje do tradycji w stylu Rush, Fates Warning czy właśnie DT. Mam nadzieję, że ten album będzie dla Crystal Breed tym, czym dla Dream Theater była płyta "Images And Words" (uznawana nie tylko za jedną z najlepszych płyt Bogów, ale także jedna z moich najukochańszych), bowiem granie jakie prezentują Niemcy ma z tą płytą wiele wspólnego i nie powinna zostać przez nikogo pominięta. Świetna robota!  Ocena: 10/10 !


1 komentarz:

  1. Włosi odstraszyli mnie natychmiast głosem wokalisty i jego fatalnym akcentem. Brazylijczycy może byliby ok, ale długi utwór, jesli nie jest ŚWIETNY, to bardzo szybko nudzi, co zresztą czasem zarzucałam tez wielkim w rodzaju Metalliki. Faktycznie ten ostatni najlepszy, co nie znaczy, ze zachwycił. ale ok. i okładka całkiem całkiem. jakas mocno krytyczna dziś jestem. a może już nic mi sie nie wydaje dobre po Stoczni ;p;p;p

    OdpowiedzUsuń