Tekst został napisany dla portalu Uwolnij Muzykę, z którym zakończyłem współpracę.
Titus to chyba straszny zazdrośnik, podczas gdy część jego
kolegów z Acid Drinkers po piętnastu latach wróciło z nowym, bardzo dobrym
materiałem jako Flapjack, a Litza dopiero co wydał drugi krążek swojej
wystrzałowej Luxtorpedy, najwyraźniej postanowił nie stać z boku i również
założyć nowy projekt, który w założeniu miał być petardą. Mówią, że powstaniem
tego zespołu zarządził przypadek, ale ja tam nie wierzę w przypadki. Spotkanie
doświadczonego muzyka, jakim jest Tomasz “Titus” Pukacki, z młodym, niezwykle
utalentowanym gitarzystą, zaledwie czternastoletnim (!) Igorem Gwaderą musiało
poskutkować wydaniem pełnego materiału płytowego, choć z początku miał to być
tylko jeden kawałek i teledysk. Na szczęście Titus to też świetny biznesmen i
na jednym numerze się nie skończyło, powstała cała płyta – w dodatku
fenomenalna!
Ów fenomen to nie tylko porządnie zrealizowany, osadzony w
klimatach ciężkiego hard rocka i heavy metalu materiał, ale chyba przede
wszystkim niezwykła gra gitarzysty – Igora Gwadery, któremu talentu odmówić nie
można i słuchając całej płyty należy przyznać rację Titusowi, że temu
chłopakowi nie można pozwolić zgasnąć. Takich ludzi jak on faktycznie trzeba
lansować i pomóc się wybić. Trudno osądzać, co z nim będzie za kilka lub
kilkanaście lat, ale start razem z Pukackim to chyba najlepsza z możliwych
ścieżek dla talentu. A sama płyta zawiera dwanaście numerów, które zwalają z
nóg – i to dosłownie.
Już otwierający “Next to Last Supper” to istny walec –
masywny riff, uderzenie perkusji i jazda bez trzymanki spięta mocnym głosem
Pukackiego. Drugi numer “It’s Good To Be Somebody (Even In Hell)” jest jeszcze
ostrzejszy i pędzi jak oszalały, szczerze mówiąc tak dobrego polskiego grania
to nie słyszałem od bardzo, bardzo dawna. Nawet najnowsza Luxtorpeda nie
wywiera takiego wrażenia jak to, co wyprawia się na debiucie Przeciwpancernej
Zakonnicy. Kolejny mocny wystrzał to utwór tytułowy, który znalazł się na
pozycji trzeciej, w którym ani na chwilę nie zmieniamy tempa. Jeszcze cięższe
wejście wita nas w numerze czwartym o znamiennym tytule “Devil Walks”, który
utrzymany jest w nieco wolniejszym, kroczącym tonie, wciąż jednak potężnie i
wżerając się w głowę. Po nim zaś następują kolejne petardy utrzymane w tym
samym klimatacie, w którym nie ma miejsca na nudę, od początku do końca trzyma
ten materiał w napięciu i opisywanie każdego numeru mija się tak naprawdę z
celem, chyba nawet bardziej niż w przypadku ostatniej Luxtorpedy. Ją trzeba
usłyszeć samemu, a naprawdę jest czego posłuchać!
Nie każdy potrafi w tak bardzo oklepaną stylistykę jak hard
rock czy heavy metal tchnąć nowe życie, nagrać płytę tak świeżą i energetyczną,
niemalże doskonałą. To jedno z najciekawszych polskich wydawnictw tego roku,
ale także jedno z najciekawszych od dobrych kilku lat. To album, który słucha
się z wypiekami na twarzy i co najważniejsze, długo nie chce wyjść z
odtwarzacza, taka, do której się po prostu wraca z przyjemnością. Poprzeczka
została zawieszona bardzo wysoka, ale mam nadzieję, że na jednym studyjnym
ataku Przeciwpancernej zakonnicy się nie skończy, a o Igorze Gwaderze jeszcze
usłyszymy.
Nie przepadam za takimi krzyczanymi wokalami, ale starałam się wsłuchać dobrze w gitarę. No niczego jej nie brakuje. a raczej jemu - temu, który na niej gra. :)
OdpowiedzUsuń