piątek, 30 sierpnia 2013

Havok - Unnatural Selection (2013)


Nie wiem jak wygląda konstrukcja cepa, na pewno nie jestem specjalistą od takich sprzętów. Podobno jest bardzo prosta, tak przynajmniej mówią. Prosta jest też budowa współczesnego (zagranicznego) thrash metalu, który wykorzystując techniki współczesnej technologii nagrywania brzmi nie tylko świeżo, ale również jak wyjęty z lat 80. Z różnym jednak skutkiem. Havok jest jednym z tych przypadków, kiedy skutek jest wyśmienity i niesamowity. W gatunek, w którym zagrano już chyba wszystko wstępuje nowe życie, które niczym tornado porywa za sobą wszystko...


"Unnatural Selection" to trzecia płyta amerykańskiej grupy Havok, która debiutowała w 2009 roku dobrym "Burn", a następnie uderzyło kapitalnym "Time Is Up" z 2011 roku. Najnowszy album jest jeszcze lepszy. Dowodzi nim, że thrash metal nadal żyje i można w tym gatunku stworzyć płyty ciekawe i przede wszystkim brzmiące świeżo. W dodatku dużo lepsze od tego, co tworzy obecnie stara, klasyczna gwardia z Metalliką na czele. Dopracowano tutaj nie tylko brzmienie, które jest jak uderzenie pięścią w twarz, ale także wszystkie części składowe. Gitary brzmią potężnie i grają mocne wkręcające się w głowę riffy, z nimi fantastycznie współgra świetnie nagłośniony bas, a nad nimi unosi się motoryczna perkusja. Dochodzi do tego zróżnicowany, typowo thrashowy szczekany (ale nie tylko) i do tego porządny wokal. W dodatku jest prosto i to, co grają na pewno wyda się znajome, ale grają z taką energią, szczerością i charakterystyczną, niewymuskaną surowizną tamtych czasów, że łepetyna (nawet jak nie ma się długich włosów) buja się w rytm.

Na płycie znalazło się dziewięć autorskich kompozycji i jeden cover z repertuaru... Black Sabbath. Wszystkie utwory charakteryzują szybkie tempa, nie zwalniamy bowiem ani na moment, pojawiają się rozbudowane sekcje rytmiczne i solówki. Jedne utwory przypominają kompozycje Anthraxu czy Exodusa, inne zahaczają gdzieś o Metallikę czy o Megadeth. Nie jest to jednak granie odtwórcze, mimo wykorzystywania tych samych patentów. Czują te klimaty, bawią się nimi, nawiązują, ale nie bynajmniej nie kopiują bezmyślnie. Każdy utwór jest tutaj przemyślany i solidnie kopiący w dupę, wżynający się w łeb. 

Do moich absolutnych faworytów należą wysokooktanowy pachnący Overkillem "Give Me Liberty... or Give Me Death", następnie "Waste of life", czyli numer piąty, który dosłownie jakby wyszedł spod ręki Mustaine'a, wściekłe "Living Nightmare" i rewelacyjny "Chasing the Edge". Prześwietny jest także "Worse than War", bardzo melodyjny i przy tym nie gardzący walcowatymi tempami, szkoda tylko, że potraktowany wyciszeniem. Niezwykłym utworem jest wspomniany cover Sabbathów. "Children of the Grave" grany przez Havok jest cięższy i bynajmniej nie opiera się na odgrywaniu riffów Iommiego, a wokalnie odgrywania Osbourne'a. Nowa wersja tego utworu, jest bardziej thrashowa, bardziej nowoczesna i choć nie jest wielka, to zasługuje na uwagę. A wieńczący płytę utwór tytułowy to po prostu miazga. Tym bardziej zadziwia, jeśli ma się w pamięci świetną płytę Overkilla "Ironbound" z 2010 roku, gdyż ten kawałek pod względem konstrukcji i klimatu ma z nią, a zwłaszcza z utworem tytułowym z tamtej płyty, wiele wspólnego.

Okładka do najpiękniejszych nie należy, ale trzeba przyznać, że jest niezwykle ironiczna (ciekawostką jest fakt, że wykonał ją polski grafik Rafał Wechterowicz). Szlaony doktor powołał do życia nowy twór, zwany przez niektórych ziemią. Na nim zaistniało przedziwne zjawisko zwane ewolucją. W tym wypadku ewolucja przejawiła się w sprawnym połączeniu znanych i najlepszych patentów thrash metalu i stworzeniu może nie nowego gatunku, ale formy niemal doskonałej. Te dziewięć (dziesięć licząc z coverem Sabbathów) numerów to kawał naprawdę porządnego i sążnistego thrash metalu, mocno osadzonego w latach 80 i niezwykle świeżo i energetycznie podanego. Nie można też odmówić kapitalnej roboty, jeśli chodzi o kwestie instrumentalne, kompozycyjne czy techniczne, gdyż i tutaj nie próbuje się sprzedać chałtury. Jest solidnie, old schoolowo i jednocześnie nowocześnie. Muszę też przyznać, że jeśli kiedykolwiek zrobią tak zwaną listę "Wielkiej trójcy" współczesnego retro-thrash metalu, to Havok niewątpliwie na takiej liście znaleźć się powinien, a tymczasem z nieukrywaną przyjemnością słuchając ich trzeciego albumu, już teraz warto wypatrywać czwartego krążka, który mam nadzieję nie spuści z tonu. Ocena: 8,5/10


1 komentarz: