poniedziałek, 2 września 2013

Irena - Neonowe Obietnice (2012)



Napisał: Marcin Wójcik

Od zarania dziejów składamy sobie obietnice. W roku dwa tysiące dźwięcznym zespół Irena złożył „Neonowe obietnice”. Co takiego obiecują? Posłuchajmy:

Irena to czterech młodych, warszawskich muzyków wykonujących gitarowy pop. Zespół zadebiutował w roku 2009, EPką „Wczesna jesień”.  Od tego czasu skład odnosił wiele sukcesów, a jednym z nich było uhonorowanie Ireny nagrodą, dzięki której mogli zrealizować swój pierwszy, długogrający album. „Neonowe obietnice” zostały wydane w czerwcu dwa tysiące dźwięcznego, nakładem wytwórni Thin Man Records, a produkcją zajął się Kamil Łazikowski z Cool Kids Of Death. Krążek zawiera 12 utworów, których długość nie przekracza znacznie trzech i pół minuty. Obłożono go przepiękną okładką z dość oszczędną, ale cieszącą oko grafiką. Prostotą, jak widać, można dużo zdziałać i w pełni to popieram. Albowiem nie trzeba niczego komplikować, by stworzyć coś naprawdę pięknego. 

Pierwsze dźwięki nasuwają już skojarzenia z Myslovitz, do którego porównywana jest Irena. To fakt, aczkolwiek gitary brzmią śmielej i ostrzej. Mają bardziej rockowe brzmienie, są bardziej wysunięte do przodu. Takie brzmienie to zapewne efekt produkcji Łazikowskiego. Głos wokalisty, Tomka Pamrówa, jest zbliżony barwą do Artura Rojka, ale (co jest oczywiste) ma swój własny charakter, który dodaje smaczku i oryginalności Irenie, oddalając ją nieco od porównywania do mysłowickiej grupy. Takie wrażenia wynoszę po usłyszeniu pierwszych trzech utworów – „Nie mówię głośno”, „Jeszcze nie teraz” i „Widzę więcej”.

Czwarta pozycja, „Tak jak zwykle” to nagłe uspokojenie energii uwolnionej podczas pierwszych trzech kompozycji. Jest bardziej pop niż rock. „Zgasło światło”, mój faworyt. Ciekawa kompozycja, rozpoczyna się mocnym uderzeniem, po którym nagle następuje… spadek energii. Ciekawy pomysł, zaskakuje przy pierwszym słuchaniu. Utwór ma bardzo ciekawy tekst, podobają mi się porównania. W jego treści pada kluczowe dla albumu wyrażenie „neonowe obietnice”. Wśród kompozycji pojawia się też utwór akustyczny – „Matt”.  Ten akurat, jest bardzo w stylu Myslovitz. Dominuje tutaj gitara akustyczna, choć w refrenach towarzyszą jej perkusja, czy jakieś pojedyncze frazy gitary elektrycznej, będącej jednak bardziej z tyłu. Klimatyczny, przyjemne dzieło. 

Na koniec warszawiacy prezentują ciekawostkę – „Aleja gwiazd” Zdzisławy Sośnickiej w ich interpretacji. To prawdziwe wyzwanie. „Aleja gwiazd” to bardzo ważny i bardzo dobrze znany kawałek polskiej muzyki. Doczekał się mnóstwa różnych interpretacji, udanych i tych bardzo… nieudanych. Stworzenie naprawdę dobrego coveru, który nie będzie profanował czy w inny sposób kaleczył oryginału, jest prawdziwym wyczynem. Znamy przykład chociażby Edyty Górniak, która swoimi interpretacjami budzi spore kontrowersje i notabene, wykonywała również „Aleję Gwiazd”…  Irena, na szczęście, podejmując rękawicę, wyszła z tego bardzo obronną ręką. Interpretacja jest bardzo udana, nie kaleczy oryginalnej kompozycji, do której przyzwyczajona jest polska publiczność, szczególnie jej starsze pokolenie. W swoim odczuciu uważam, że to najlepsza interpretacja „Alei Gwiazd” jaką słyszałem. Brzmi bardziej organicznie od oryginału, za sprawą gitar i tego pulsującego basu. Myślę, że to ciekawostka, która jest bardzo mocną stroną tego albumu. To świetny dowód na to, że Irena to grupa utalentowanych, młodych ludzi, którzy dysponują wyobraźnią i świadomością muzyczną, wiedzą czego chcą i potrafią mądrze korzystać ze swoich umiejętności.

„Neonowe obietnice” to bardzo interesująca, udana i przemyślana płyta. Nie ma żadnej „zapchaj dziury”, wszystko brzmi świeżo i jest dopięte na ostatni guzik. Mimo licznych podobieństw do Myslovitz, zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej, to zespół posiadający swój własny charakter. Liczę na to, że z każdym kolejnym wydawnictwem będzie tylko lepiej i życzę chłopakom dalszych sukcesów. Czytelnikom natomiast polecam zapoznać się z treścią płyty, nie pewno się nie zawiodą. Polecam także sympatykom twórczości Myslovitz, ostatnio podzielonych na tych, którzy wciąż ich słuchają i śledzą poczynania zespołu, oraz „tych drugich”, dla których zespół po odejściu Artura Rojka przestał istnieć… Ocena: 8,5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz