poniedziałek, 16 września 2013

R16/68: Stonamite III: Weedpecker, Satellite Beaver, Dopelord, Belzebong – dzień pierwszy (14 .09.2013, Gdańsk, Wydział Remontowy)




Pierwszy sabat tej jesieni. Ta bowiem przyszła w tym roku wyjątkowo szybko, a przynajmniej ta pogodowa, bo kalendarzowa przyjdzie za tydzień. Zrobiło się już chłodno, zaczął częściej padać deszcz i wtedy pada pytanie: to, co robimy? Odpowiedź jest bardzo prosta: idziemy na koncert. Trzeci i w dodatku dwu dniowy Stonamite odbył się w gdańskim Wydziale Remontowym . Jak zwykle zagrały najciekawsze zespoły z kraju i ze świata obracające się w klimatach stonerowych, sludge’owych i doomowych. Na pierwszy dzień sabatu złożyły się zaś takie grupy jak Weedpecker, Satellite Beaver, Dopelord i Belzebong


Jako pierwszy zagrał warszawski Weedpecker, który niedawno wydał swoją debiutancką płytę, zatytułowaną po prostu „Weedpecker”. O ile płyta robi niesamowite wrażenie i poraża świetną okładką, o tyle, to, co zabrzmiało w Wydziale to istna miazga z solidnym, mięsistym brzmieniem i perfekcją w najmniejszym szczególe. Nie chciałem wciskać się w tłum ludzi w pokój ze sceną, dlatego usiadłem sobie w pomieszczeniu z telewizorem (kapitalny pomysł), gdzie wszystko doskonale słysząc mogłem sobie siedzieć i podglądać to, co się działo na scenie. Bas dosłownie chodził po ścianach i wibrował w dupie. Miażdżył klimat i melodie, które Weedpecker przygotował na ten występ, a był to najczystszy doom: jesienny, przytłaczający ciężarem, ale jednocześnie pełen pozytywnej energii. Gdyby zamknąć oczy i tylko słuchać tego grania, to nie mam wątpliwości, że zobaczyło się któryś z psychodelicznych obrazów Andy’ego Kehoe. 

Po Weedpeckerze, rozstawili się chłopaki z Satellite Beaver, którzy zagrali już na poprzedniej marcowej edycji odbywającej się jeszcze w gdyńskiej Desdemonie. Cóż mogę powiedzieć o Bobrach, żeby się nie powtórzyć? Choćby to, że w Wydziale brzmieli absolutnie fantastycznie, potężnie i całkowicie. W porównaniu z występem w Desdemonie, ten Wydziałowy był pełniejszy i gęstszy. Odniosłem nawet wrażenie, że brzmieli na tej edycji trochę tak jakby byli Kylesą z tych czasów za nim ktoś postanowił spłaszczyć ich i wyczyścić ich charakterystyczny dźwięk na tegorocznym  „Ultraviolet”. Prędkość obgryzania drewna sięgnęła oszałamiającego tempa, a zebrana publiczność została porwana od pierwszych akordów gitar i uderzeń perkusji. Z koncertu na koncert są po prostu coraz lepsi i wyraźnie było to w Wydziale słychać.

Spowity w zielonym trupim świetle około wpół do jedenastej zaczął grać Dopelord, który na Stonamite podobnie jak Weedpecker przyjechał po raz pierwszy. To, co najlepsze w Black Sabbathowym, ale także Orchidowym, Red Fangowym graniu składa się na to, co gra Dopelord. Było słychać, że nie ukrywają swojej miłości do brzmienia lat 70 czy do riffów jako żywo wyjętych spod palców Tony’ego Iommiego i to nawet bardziej jeszcze niż na płycie „Magick Rites” z zeszłego roku. Grać właściwie to samo trzeba nie tylko umieć, trzeba  mieć ogromny zapał i umieć znaleźć w nim świeżość. Chłopaki z Dopelord na pewno to potrafią i robią to znakomicie.

Jako ostatni tego dnia wystąpił Belzebong. Jedyna enigmatyczna dla mnie grupa wieczoru, naturalnie tu i ówdzie przemknęła mi nazwa czy pojedyncze utwory, ale nie zostałem zachęcony to całościowego zapoznania się z ich twórczością. I to z prostego powodu: w ich granie ciężko się wgryźć. Wraz z nimi ponownie zabrzmiały duszne, bardziej klasyczne doomowe dźwięki, ale z tej bardziej mrocznej, okultystycznej części i podobnie jak Dopelord niemal cały występ grali pośród trupiej zieleni. Pod względem technicznym i brzmieniowym ponownie było znakomicie, jednak dalej nie byłem w stanie się wgryźć w ich muzykę. Kompozycje Belzebonga są zbyt długie i zbyt monotonne, nie wiadomo w zasadzie gdzie ich początek, a gdzie ich koniec, wszystko zlewa się w jeden długi numer, który brzmi tak samo.  Mogę się mylić, ale mi tak właśnie to brzmiało. „Doom usypiający” jest zajebisty, ale zdecydowanie nie o tej porze, a zbliżała się północ, wkrótce nawet wybiła, a Belzebong dalej grał… ten sam numer. 

Spora frekwencja, kapitalny dobór zespołów i świetne brzmienie Wydziału rozpoczęło koncertową jesień w sposób niezwykły i przepiękny. Sądzę, że ten sabat był bardzo udany i razem z drugim dniem był to jak dotychczas najlepszy Stonamite i oby tak dalej! Bowiem to, co działo się na drugim dniu, nie tylko przebiło dzień pierwszy, ale także idealnie się z pierwszym połączyło w spójną i silną całość. Jednakże o drugim dniu pierwszego sabatu tej jesieni do poczytania tylko na Rock3miasto...

Zapraszam też do odsłuchu dwóch bootlegów z dnia drugiego, które będą dostępne przez jakiś czas na LupusUnderground, czyli blogowym profilu soundcloud. Wersja ze zdjęciami dostępna na Rock3miasto.

1 komentarz:

  1. "zbliżała się północ, wkrótce nawet wybiła, a Belzebong dalej grał… ten sam numer" ;p;p;p niektórzy ten sam numer graja całe zycie ;p;p;p

    OdpowiedzUsuń