Napisał:
Marcin Wójcik
„Wszyscy
muzycy to wojownicy” – jak głosi tytuł utworu Wojciecha Waglewskiego. Muzycy
Budgie również – o czym dowodzi album „Bandolier” z 1975 roku.
Zastanawiałem
się nad tym, który album walijskiego trio opisać tym razem. Faktem jest, że powinienem wreszcie opisać album
debiutancki z roku 1971. Jednak ten, zostawię na koniec. Był już mój ulubiony
„Never Turn Back On A Friend”, a także „In For The Kill”. Pominąłem jednak
„Squawk” (1972), by sięgnąć właśnie po „Bandoliera”. Myślę, że jest to album
ciekawszy od „Squawk” czy nawet debiutanckiego. Moim zdaniem stanowi pewnego
rodzaju kamień milowy w twórczości grupy.
Na tej
płycie znalazło się 6 utworów, tradycyjnie, długich i rozbudowanych. Został
wydany nakładem wytwórni MCA i był to ostatni album nagrany dla tej wytwórni. Okładkę jak
zwykle zdobi malowidło prezentujące spersonifikowaną papużkę, stylizowaną na
żołnierza Napoleona. Już przed rozpoczęciem słuchania, po samym tytule i
okładce można spodziewać się, że płyta będzie rebeliancka, pałająca atmosferą
wojny i buntu.
Cóż
znaczy słowo „Bandolier”? Wikipedia
odpowiedziała najszybciej: „Bandolier, także bandolet (z fr. bandoulière
pas przez ramię) – szeroki pas skórzany lub parciany przewieszony przez lewe
ramię żołnierza, podtrzymujący broń palną i ładownice.” Jaką zatem broń ma trzymać ten pas? Na pewno
muzyczną, tylko wymierzoną przeciw komu? A może przeciw czemu?
Budgie
wyciąga ze swojego bandoliera pierwszy pocisk: „Breaking All The House Rules”.
Utwór stanowi typową dla zespołu kompozycję. Osoba zapoznana z twórczością
Walijczyków nie będzie zaskoczona – chwytliwy, klasyczny z dzisiejszej
perspektywy, riff i rozbudowana, bogata forma. Najciekawszy jednak jest
tekst. Podmiot liryczny zachęca
dziewczynę do złamania domowych zasad, zachowania wbrew dobremu wychowaniu.
Zapewne chodzi o zaloty, miłostki, rozluźniene obyczajów. Odnoszę wrażenie, że
jest to bunt młodego człowieka przeciwko sztywnemu, konserwatywnemu wychowaniu,
powszechnie wówczas panującym w niemal każdym brytyjskim domu. Młodość, mówią,
musi się wyszumieć. Tak więc pierwszy strzał z broni zawieszonej na
bandolierze, jest skierowany w domowe zasady.
Najspokojniejszy
utwór na płycie „Slip away” to numer dwa. Słowniki podają, że słówko „slipaway”
ma dwa znaczenia. Pierwsze: „wyśliznąć się”, „wymknąć” (idealnie odnosi się do
powiedzonka „wyjść po angielsku”) lub „odejść”, „umrzeć”. Słowo klucz, które ma
niebagatelny wpływ na interpretację tekstu. Świetna gra pomiędzy słuchaczem a
autorem! Jeśli owe słowo klucz będziemy rozumieli jako „wymknąć się” usłyszymy
muzyczną namowę do opuszczenia jakiegoś miejsca, o świcie, bez pożegnania. Może
to oznaczać wyjście z całonocnej imprezy bez pożegnania gospodarza i gości, z
którymi bawiliśmy się całą noc. Słowem niegrzeczne zachowanie, niezależne w
sumie od okoliczności.
Natomiast jeśli będziemy interpretowali tekst w kontekście śmierci – mamy do czynienia z czymś zupełnie odwrotnym. Z piękną śmiercią we śnie, odejściem o świcie, przed obudzeniem reszty domowników. Do tego jest mowa o spadających liściach – czyli mamy jesień, jesień życia i przy okazji dobry moment na odejście.
Ostatecznie
trudno stwierdzić, która interpretacja jest prawidłowa. Utwór muzycznie jest
bardzo spokojny, mamy gitarę akustyczną, okazjonalnie pojawiającą się perkusję,
pojękiwania gitary elektrycznej. Brzmi jak pożegnalna ballada. Jednak w moim
odczuciu, owy klimat pasuje do obu rodzajów odejść, pożegnań. Znając
zamiłowanie Burke Shelley’a do czarnego humoru w tekstach, zabawy słowami,
dowcipnych porównań – można stwierdzić, że mowa raczej o pierwszej, wyżej
podanej sytuacji. Ale właściwie kto wie?
„Who Do
You Want For Love?” to utwór będący jaskółką zmian w stylistyce Budgie. To
początek skłonu w kierunku funky, którego coraz więcej będzie można usłyszeć na
kolejnych płytach, czyli „If I were Britannia I’d waive the rules” (1976) oraz
„Impeckable” (1978).
Numerek
czwarty, czyli „I can’t see my feelings” – mój ulubiony utwór z płyty i całej
twórczości zespołu w ogóle. To strach przed bezdusznością, nieodczuwaniem (na
które cierpiał Kanada, bohater powieści „Ulica” Daniela Odii, znanego
słupskiego pisarza). Genialny riff zbudowany na trzech akordach. Świetnie
współgra tu gitara akustyczna z elektryczną – grają te same partie, brzmi to
bardzo ciekawie i za razem przyjemnie.
Album
zamyka piękna ballada „Napoleon Bona Parts 1 & 2”, uznawana za jeden z
najsłynniejszych utworów grupy. Rzeczywiście, na upartego, można podzielić
kompozycję na dwie części, zarówno w warstwie testowej jak i muzycznej. To
jednak u Budgie żadna nowość, gdyż można tak zrobić z niejednym ich dziełem,
szczególnie z „You’re the biggest thing since powdered milk” z trzeciej,
wspomnianej na początku płyty „Never Turn…”. Niemniej piękny to utwór z
ciekawym literacko tekstem. Ciekawostką jest też gitara, w kilku momentach
imitująca tętent końskich kopyt. Dziś nie brzmi szczególnie odkrywczo, ale
wciąż ciekawie. Wtedy musiało piorunować…
Reasumując:
„Bandolier” to ciekawa płyta, szczególna w dyskografii zespołu. Po pierwsze –
ostatnia stworzona pod skrzydłami MCA. Po drugie – słychać w niej nadchodzące
zmiany, których pełny odzew można usłyszeć w następnych nagraniach grupy. Przykładem
jest utwór „Who do you want for your love?”. Zdecydowaną ciekawostką jest też tekst utworu
„Slipaway”. Polecam, jest nad czym pogłówkować.
Budgie - Never Turn Back On Your Friend (1973) do poczytania tutaj
Budgie - In For the Kill (1974) do poczytania tutaj
Cały tekst "Slipaway" jest pełen takich łamigłowek, mój ulubiony fragment to :
OdpowiedzUsuń"And the reason
That I told
Is the feeling of never getting old
Growing old with you"
tez mozna sobie róznie interpretowac :)