sobota, 17 listopada 2012

Destructive Daisy - Destructive Daisy EP (2012)


Cztery dziewczyny z mojego miasta: Gdyni i punk rock. Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, zaciekawienie wzrosło gdy doczytałem się, że miksował Michał Miegoń - jeden z dwóch ludzi w Trójmieście, którzy najlepiej znają się na brudnym brzmieniu. To, co dziewczyny grają to nic nowego, a jednak jest jakiś magnes, który zdaje się przyciągać, mimo, że punk rock to kompletnie nie moja działka. 


Punk rocka w pierwszym numerze "Road to Ruin" stosunkowo mało, bowiem brzmienie jest raczej bliższe garażowej alternatywie w rodzaju Jacka White'a, a same riffy dość thrashowe. Niezwykle interesująco wypada wokal Audri, która nie tyle krzyczy do mikrofonu, ile dość ciekawie do niego jęczy. Numerem drugim "Death Car" zapewne nie pogardziłby sam Tarantino, gdyby zespół powstał powiedzmy w okresie powstawania filmu "Death Proof". Tu o dziwo też mało typowego punk rocka, a na brudnym, energetycznym tle ponownie ciekawie wychodzi Audri. Dziewczyna może jakiegoś genialnego głosu nie ma, ale zadziorności jej odmówić nie można.
Środkowy i najdłuższy "Panic" najpierw otwiera akustyczne intro, a potem rozwija się do pochodowego ostrzejszego tempa. W nim też najpełniej słychać ucho Miegonia - całość balansuje na granicy szumu, słuchalności, a jednak brzmi pysznie. W ogóle ja bardzo lubię miksy Miegonia, mają niezwykły urok, nawet jeśli dużo ludzi mówi, a spotkałem się z takimi opiniami, że jak Goran robi miksy to wychodzi chała. Dla mnie to mocno przesadzone stwierdzenie, bo niby jak inaczej nagłośnić i zrealizować takie granie?
Przedostatni "Barbed Wire" otwiera mroczny riff gitary i perkusyjne uderzenia, jęki Audri jakoś niebezpiecznie zbliżają się do horrorowej odmiany punka. Cały kawałek jest dość wolny niczym walczyk, aż się chce kogoś porwać do tańca. Jest jeszcze finałowy "Tea Buzz". Najszybszy i najbardziej energetyczny z całej płytki i paradoksalnie jego najsłabszym ogniwem jest wokal Audri.

Dziewczyny grają sążniście, ostro i ani na moment nie spuszczają z tonu z pozoru tylko prostej, punkowej łupaniny, bo jednak to coś więcej. Mają pomysł na siebie i naprawdę dobrze, przyjemnie łączą stylistykę, dość różną gatunkowo: trochę grunge'a, trochę punka, a i nawet nurtu riot. Gdyby jeszcze Audri popracowała bardziej nad swoimi umiejętnościami wokalnymi, a miks mimo wszystko był bardziej sterylny i czystszy niespełna dwudziestominutowa epka byłaby miazgą. Tak niestety nie jest, bo pozostawia ona wiele do życzenia. Przedstawia ciekawy damski zespół, który może świata nie zwojuje, ale z całą pewnością świetnie sprawdzi się na niejednym koncercie, bo energii i polotu odmówić im nie sposób. Na pewno też jest to jeden z ciekawszych trójmiejskich debiutów końcówki tego roku i pozostaje mi tylko życzyć, aby dziewczyny pracowały jeszcze mocniej nad sobą, a może uda się ugrać coś więcej - nie tylko z tego grania, ale także z interesującej nazwy, bo ta chyba najbardziej z całości zwraca uwagę.

Ocena: 3,5/5

Oficjalny profil facebook zespołu do przejrzenia tutaj, a płyta do posłuchania i ewentualnego zassania na bandcampie dziewczyn.

2 komentarze: