Riverside... Takie było moje pierwsze skojarzenie, nie tylko gdy spojrzałem na dość ascetyczną utrzymaną w rudo-czerwonawych barwach okładkę, ale także kiedy puściłem płytę, bo materiał, który się na niej znalazł brzmi dokładnie tak, jakby to nagrał właśnie Riverside. Tymczasem ta epka, to zapowiedź drugiego albumu warszawskiego zespołu Thesis i w jej przypadku skojarzenie z Riverside bynajmniej nie jest i nie powinno być odbierane jako ślepa uliczka...
W wywiadzie, który przeprowadziłem z gitarzystą Jerzym Rajkow-Krzywickim i perkusistą Pawłem Stanikowskim dowiedziałem się, że najnowszy album prawdopodobnie pojawi się na wiosnę, w marcu albo kwietniu. Co ciekawe mniej więcej w tym samym czasie swoją piątą płytę podczas koncertów będzie promował właśnie Riverside, który planuje wydać "S.O.N.G.S (Shrine Of New Generation Slaves)" w styczniu przyszłego roku. Jeśli przyjrzeć się okładce tej epki ma ona trochę klimat okładek znanych z płyt Riverside, choć wykonał ją Piotr Fałkowski, a nie jak miało to miejsce przy każdym (oprócz debiutanckiej "Out Of Myself:) obrazie z wydawnictw Riverside, Travis Smith.
Jednak Thesis udało się tutaj zbliżyć jeszcze bardziej do Riverside nie tylko pod względem stylistyki i warstwy emocjonalnej, ale także dlatego, że na koncertach można oglądać wyśmienite wizualizacje zrealizowane przez Mariusza Stelągowskiego, który zajmował się też wizualizacjami dla Riverside właśnie.
Sama epka jest nie tylko zapowiedzią, ale także wydawnictwem specyficznym i jak najbardziej osobnym w stosunku do tego, co znajdzie na pełnej płycie w przyszłym roku. O tym również można przeczytać w obszernym wywiadzie, który przeprowadziłem z muzykami Thesis. Znajduje się na nim pięć utworów, z czego jeden, tytułowy, w czterech różnych wersjach. Jest też na niej jeden utwór, który został wydany tylko i wyłącznie na tej płycie i nie nigdzie indziej się nie pojawi, najprawdopodobniej nigdy nie będzie grany na żywo, a znalazł się tutaj, ponieważ stylistycznie nie odpowiadał koncepcie, który został przyjęty na potrzeby drugiej płyty grupy. Z kolei utwór tytułowy, jak już napisałem powyżej, jest w czterech wersjach: oryginalnej anglojęzycznej, dwóch remiksach i w wersji polskiej, który jest pierwszym polskojęzycznym kawałkiem warszawskiej formacji, o czym również obszernie opowiadają mi chłopacy w wywiadzie przeprowadzonego podczas ich koncertu w gdyńskim Bukszprycie. Nie jest też tak, że to te same utwory, bo w każdej z wersji udało się sprawić, że każdy z nich jest jakby zupełnie innym utworem.
Otwiera "Fates" po angielsku. Najpierw mroczny ton, jakby grały trąby anielskie, a następnie wejście gitar, kolejno perkusji, aż do wolnego i smutnego, klimatycznego rozwinięcia. Na nim spokojny, przejmujący wokal Łukasza Krajewskiego. Jednak utwór nie jest przez cały czas taki, w pewnym momencie pojawiają się ostrzejsze zagrywki, następnie zwolnienie i ciężkie uderzenie na finał. Sam utwór ma w sobie z klimatu i sposobu budowania napięcia z Riverside czy Tides From Nebula, bowiem i oni by takiego utworu by się z całą pewnością nie powstydziliby. I do tego fantastyczny, przejmujący tekst.
Drugi numer to również "Fates", ale z dopiskiem "Superluminal Remix". Kapitalne wietrzne wejście, ale oparte na elektronicznych dźwiękach i przesterach, tłumiona perkusja brzmiąca jak bit z jakiegoś utworu hip-hopowego i przerobiony na vocoderze wokal Łukasza. Nic nie tracący na klimacie, a w dodatku w fantastyczny sposób nawiązujący do modnego dubstepu. Pokazujący jednak, że dubstep nie musi oznaczać niesłuchalnych zgrzytów i zbyt mocno podrasowanego basu. A przy tym od oryginalnej wersji jest znacznie spokojniejszy, bardziej duszny.
Trzecim utworem jest "21 Again". To właśnie ten wyjątkowy i specjalny kawałek, który nigdzie później nie będzie publikowany. Od pierwszych dźwięków słychać, że nie jest to utwór łatwy w odbiorze. Spokojny akustyczny początek i znów przejmujący wokal Łukasza. Klimatem przypomina te smutniejsze i spokojniejsze utwory Riverside, jak również ponownie Tides From Nebula, a także w jakiś sposób kojarzy się z Archive, nie ma w nim tylko rapowanych wstawek. Podobnie jak w "Fates" poruszający jest także tekst. Bardzo dobrym posunięciem jest też jego finał, w którym pojawiają się odgłosy rozmów, śmiechu dzieci i zabaw na podwórku jako przykład upływu czasu i nieuchronności końca.
Następnie otrzymujemy trzecią wersję "Fates" z dopiskiem "Remixed by Antosh Courtesy Of Sharpclicks Records". Ten otwiera deszczowe, smutne pianino i podobnie jak w "Superluminal Remix" bitowana perkusja, jednak mocniej wysuniętą na przód. Ten utwór jest jak wyjęty, ze wspomnianego wyżej, Archive. Oni również nie powstydziliby się takiego utworu. Łukasz nadal śpiewa tutaj spokojnie i przejmująco do głębi. Fantastyczny kawałek.
Na finał "Fates" po polsku, czyli "Z dłoni Mojr". Muzyka ta sama co w wersji oryginalnej, czyli numerze pierwszym, ale tekst jest inny. Naturalnie traktuje on o tym samym, czyli o przeznaczeniu i upływie czasu, ale z racji tego, że jest w innym języku, a dokładniej, jako się rzekło, po polsku, zyskuje na tym jeszcze mocniej. Tekst polski wydaje się być zupełnie inny, ale jest tak samo niesamowicie i przejmująco piękny, a Łukasz jakby od niechcenia, płynnie nie zmieniając zupełnie linii wokalnej i smutnego tonu (co w w różnych wersjach językowych nie zawsze jest takie oczywiste, bo często się od siebie kompletnie różnią). Polska wersja "Fates" może skojarzyć się z bydgoskim zespołem Ananke, jednak pod względem wokalnym jest znacznie lepszy. Skojarzenia, które przychodzą z innych polskich grup, to także wczesna Coma, która od podobnych przejmujących kawałków przecież zaczynał, jeśli wspomnieć choćby "Leszka Żukowskiego" czy "Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków", choć też trzeba to podkreślić, że Coma i Thesis to zespoły diametralnie od siebie różne. Bardzo bym chciał, podobnie jak chłopacy z Thesis, żeby na tym jednym polskojęzycznym utworze się nieskończyło, bo wypada on fenomenalnie. Ten kawałek to po prostu, istny majstersztyk.
Jest to bardzo udany i spójny, godny polecenia materiał, pokazujący Thesis od zupełnie innej strony niż miało to miejsce na "Accoustic Music EP1" czy na debiutanckim "Channel 1". Thesis pokazuje, że jest grupą dojrzałą i świadomą obranej drogi muzycznej i filozoficznej sfery kwestii poruszanych w tekstach. Ciężko wyrokować jaka będzie ich najnowsza płyta, ale tej epki słucha się wyśmienicie i fantastycznie wpisuje się ona nie tylko w jesienny, depresyjny klimat, ale także nieoczekiwanie, słuchana właśnie teraz na początku listopada, w czas zadumy i refleksji nad naszymi zmarłymi bliskimi, nad tymi którzy odeszli i nad tym co zniknęło już bezpowrotnie i nigdy więcej nie będzie nam dane odebrać owych rzeczy, spraw, wydarzeń i napotkanych ludzi z dłoni Mojr, wydaje się być jeszcze lepsza i bliższa słuchaczowi.
Ocena: 5/5
Całej płyty można posłuchać na oficjalnej stronie Thesis, do czego gorąco zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz