środa, 14 listopada 2012

Piotr Rogucki - 95-2003 (2012)




Tekst pierwotnie pojawił się na Uwolnij Muzykę.

Rogucki idzie za ciosem, szkoda tylko, że album złożony z jego starych kawałków to niewypał. Utwory, które wokalista Piotr Rogucki, znany przede wszystkim z Comy, postanowił nagrać na tę płytę nie są żadnymi nowościami. Są to kawałki zapewne doskonale znane wielbicielom głosu i tekstów Roguca i od dawna krążące po internecie jako bootlegi. Nagrane na nowo nie zachwycają. 


Nie dlatego, że to złe utwory, wręcz przeciwnie, ale wtedy było to szczere, spontaniczne i piękne. Zrealizowane na nowo i wydane na tej płycie nie brzmią już w ten sposób – ma się poczucie niespójności materiału, siłowego unowocześniania niektórych aranżacji i brakuje tej dawnej spontaniczności. Słuchając tej kompilacji, bo to tego rodzaju płyta, zapaliła mi się lampka: Republika – “Mamona”. Przywołajcie sobie w pamięci refren tego numeru i sparafrazujcie: te piosenki są wydane dla pieniędzy. Smutne, ale prawdziwe.

Z całej płyty znałem dotychczas tylko dwa utwory, które poznałem jeszcze będąc w liceum: “Piosenka pisana nocą” i “Wrony”. Oba przepełnione nostalgią i tęsknotą, świetne mroczne teksty uwypuklone przez niedoskonały dźwięk i akustyczny aranż musiały się wbić w pamięć nastoletniego umysłu. Jeśli jednak porównać z nowymi wersjami nie należy się po nich spodziewać tych samych uczuć. Złapałem się co prawda na tym, że razem z Roguckim nuciłem refren do “Piosenki pisanej nocą”, ale zmienienie prostego aranżu na pachnący popem i folkiem po prostu psuje radość słuchania. “Wrony” brzmią lepiej, tylko szkoda, że perkusja nie jest pełniejsza, elektroniczne sample nie pasują tutaj zupełnie.

Pozostałych utworów słucha się przyjemnie, ale zupełnie bez emocji. Drażni cytat z Zeppelinów w utworze “A my”, a “Legenda o próżności” brzmi jak odrzut z sesji nagraniowej Budki Suflera (bardziej się przeciągać niczym Cugowski już nie dało?). Podobnych kwiatków można dosłuchać się mnóstwo i to nie wina utworów, tylko nowych wersji i brzmienia zbyt mocno nagłośnionego i pozbawionego głębi, magiczności. Chyba lepiej byłoby wydać te kawałki w takich wersjach, w jakich istniały (z odczyszczonym z szumów dźwiękiem) niż brać się za te numery ponownie. W takiej postaci jest to płyta niepotrzebna i śmieszna, z ewidentnym parciem na kasę. Jest obrazem zgorzkniałego artysty, który chyba zapomniał, że diabeł tkwi w szczegółach, które były siłą tamtych kawałków, tu tych szczegółów zabrakło.

Ocena: 5/10


1 komentarz:

  1. hello hello, zgłaszam powrót do żywych. :) zdrowa to jeszcze nie jestem, ale na tyle mi lepiej, że mogłam dzis posiedzieć dłużej przy kompie i nadrobic zaległości na Twoim blogu. zwłaszcza bardzo podobał mi się wpis o "muzyce motywacyjnej". :) pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń