wtorek, 27 listopada 2012

WNS XVIII: „Jestem Artystą, mam duże ego”


Jakiś czas temu napisałem nieprzychylnie o pewnej trójmiejskiej grupie heavy metalowej, nie żebym mieszał ją z błotem, bo nie lubię tego robić i nigdy tego nie zrobiłem, po prostu wyraziłem swoją dość ostrą opinię, opartą również o zdanie pewnej silnej grupy przeciwników tegoż. Jestem w stanie zrozumieć, że ów zespół się z krytyką zgadzać nie musi, ale nie jestem w stanie milczeć, gdy oczernia się mnie i przypisuje słowa, których nigdy nie napisałem. Nie jestem w stanie milczeć w sytuacji, kiedy kłamie się w żywe oczy, mówi coś co jest nieprawdą. Nie chciałem o tym pisać, ale zostałem zmuszony i zamierzam bronić swojego zdania.

Niektórzy sprawiają wrażenie zakochania się w sobie i zadufania w swojej twórczości tak bardzo, że nie dostrzegają tego, co dzieje się wokół nich, tego, co się o nim lub o nich mówi, jak są postrzegani w środowisku, w którym powinni być wspierani i szanowani. W sytuacji, kiedy ktoś śmie powiedzieć złe słowo, które wykracza poza percepcję opisywanej osoby lub zespołu, okazuje się nagle, że to ten, który napisał krytykę jest tą złą, najlepiej nieoczytaną i nieosłuchaną osobą.  O niektórych zespołach odkąd pamiętam, jeszcze zanim zacząłem dokładnie śledzić, to, co dzieje się w naszym trójmiejskim środowisku muzycznym, zawsze mówiło się z krzywym uśmieszkiem, pół żartem pół serio, z pewną dozą nieskrywanego zdziwienia nad fenomenem ich istnienia. Jeden z takich zespołów podjął grę ze słuchaczami, swoimi fanami. Zbudowali swój muzyczny manifest i wizerunek na sprzecznościach, śmieją się z pewnej gatunkowej konwencji, również za sprawą nazwy. Na słowa krytyki zareagowali z zainteresowaniem, powiem więcej w momencie kiedy jeden z portali, z którym współpracowałem przez dwa miesiące, usunął napisaną przeze mnie krytykę kilka godzin po publikacji, wyraził swoją niechęć do polityki danego portalu i stanął po stronie autora. Inny zaś zespół krytyki przyjąć nie potrafi, choć paradoksalnie też mają nazwę, która zdaje się puszczać oczko do potencjalnego słuchacza. Zdaje, bo choć powinna, nagle okazuje się, że traktują swoją twórczość straszliwie, śmiertelnie wręcz, poważnie. Nie ma tu gry, zabawy konwencją, a przecież też poruszają się po utartych schematach gatunkowych i co gorsza, nie tworzą absolutnie nic ciekawego. Może i mają swoją wizję, dążą do niej, mają grupę ludzi (zwłaszcza najbliższych znajomych), którzy ich wspierają, słuchają i przychodzą na koncerty, ale są tak bardzo zaślepieni, że nie dostrzegają i nawet nie chcą czytać o sobie źle.

Napisałem, że wokalistka owego zespołu śpiewać nie potrafi i wiele osób powtórzy to za mną, wiele osób zwróci uwagę na swoistego rodzaju profanację znanych i lubianych klasycznych utworów, które stały się nie tyle kultowe, ile wyznaczyły ramy gatunku. Nie oszukujmy się, że w szeroko pojętym heavy metalu da się wymyśleć cokolwiek nowego, bo wszystko już było. Można jedynie przedstawić to samo na nowo, inaczej, również w postaci własnych interpretacji takich utworów, ale muszą mieć coś w sobie innego, a nie być wydmuszką. Często, jeśli muzyka jest nijaka uwagę zwraca wokal, również kobiecy. W sytuacji kiedy obie rzeczy nie współgrają zaczynają się schody, bo za punkt honoru dany zespół weźmie sobie upierać się przy tym jaki jest wielki i wspaniały, nie zauważając swoich wad, nie próbując ich poprawić, przyznać racji, lub wyrazić zainteresowania i chęci poprawy swojego niejako zszarganego wizerunku, czy to przeze mnie, czy to przez innych. Naturalnie, taki zespół ma prawo, a nawet powinien obstawiać przy swoim, ale nie powinien się obrażać i bluzgać na recenzenta, mnie czy kogokolwiek innego. Subiektywne spojrzenie i opinia, nie jest wiążąca. Jestem otwarty na rozmowę, na argumenty, które pokażą, że się mylę. Ów zespół nie potrafi rozmawiać o krytyce, bo wielce się na nią obraża. A w dodatku ze swoim wielkim obrażeniem obnosi się długo po fakcie.

Miałem okazję również rozmawiać z byłym muzykiem danego zespołu, który potwierdził, że atmosfera nie jest w nim dobra. To nie są relacje kumplowskie, wspierające się, każde bowiem słowo krytyki czy sugestia zmian jest według niego tłamszona w tak zwanym zarodku. Na pytanie, na czym polega fenomen utrzymywania się danego zespołu powiedział, że polega to na dobrym i trafnym „węszeniu okazji”. Wiedzą z kim gadać, wiedzą gdzie działać, żeby pojawić się na danym koncercie przed większą od siebie i w dodatku lepszą i ciekawszą gwiazdą, czy wydać płytę za granicą. I to jest super, wiedzą jak się sprzedać, pokazać, ale czemu sprzedają coś, co przez większość jest nie do strawienia? Nie każda papka nadaje się bowiem do konsumpcji, czasami warto powiedzieć sobie dość i coś zmienić, pójść w inną stronę, przekonać do siebie strony, które są przeciwne. Niestety, to się nie uda jeśli wysokie mniemanie o sobie przysłania racjonalne spojrzenie na siebie, na to co jest wokół. I wszystko można by przełknąć, puścić mimo uszu, z mojej i z ich strony. I tutaj wracamy do: długo po fakcie.

Siedzę na backstage’u klubu i czekam na wywiad z bardzo przeze mnie lubianym zespołem, który robi kawał świetnej muzyki i w dodatku jest złożony z samych fajnych, bardzo wesołych i otwartych ludzi. Znajduje się tam również muzyk opisywanego wyżej zespołu, bo wpadł na backstage w gości, posiedzieć, pogadać, wypić piwko. Człowiek dowiaduje się kim jestem i zaczyna po mnie jechać, jaki to jestem niekompetentny i jak jego zespół zjechałem przy muzykach owej grupy, na których koncercie aktualnie się znajdowałem. W porządku, niech jedzie, bo na nich to i tak nie zrobiło wrażenia, bo słuchali i próbowali obrócić to w żart, bo robiło się w pewnym momencie zgoła nieprzyjemnie. Zwłaszcza w momencie, kiedy człowiek z krytykowanego zespołu zaczął mnie oczerniać wyzywając mnie od wsiowych głupków i sugerując, że napisałem: „życzę aby zespół jak najszybciej się rozpadł”. Nigdy, absolutnie nigdy nie napisałem o tym zespole, ani o żadnym innym że życzę mu śmierci, czy rozwiązania. Ta jawna nadinterpretacja moich słów nie przejęła mnie, ale nie jestem w stanie o tym milczeć. Powtórzmy, rozumiem inne zdanie, rozumiem, że zespół, muzyk, dany artysta się ze mną zgadzać nie musi, ale jeśli mają inne zdanie, niech powiedzą to zdanie, podadzą argumenty, wdadzą się w dyskusję, zmienią coś w sobie. Tymczasem podchodzą z nastawieniem wściekłego psa, będą pluć śliną i ujadać, a nic nie ugrają, tylko paradoksalnie pokażą siebie w jeszcze gorszym świetle. Pokażą swoje zbyt duże wyimaginowane ego, będą próbowali udowodnić, że są najlepsi i najdoskonalsi, nie widząc swoich wad. 

Swoje wady dostrzegam i zawsze staram się zmieniać, to co mi, lub innym we mnie się nie podoba. Pisząc o kimś po raz kolejny zawsze staram się wyszukiwać pozytywy, jasne strony. Czasami przeważają negatywne spostrzeżenia, taka kolej rzeczy. Ale są też pewne granice – pewnych rzeczy się nie pisze, pewnych rzeczy się nie mówi. I tej zasady się trzymam. Nigdy więc nie piszę czegoś czego sam nie dostrzegę,  nie usłyszę i nie zweryfikuje, a przede wszystkim czegoś, czego sam bym nie chciał przeczytać. Są też pewne granice krytyki zwrotnej – nie atakujmy się wzajemnie, nie miejmy do siebie żalu, bo w ten sposób nic nie zmienimy, nie ugramy. Mówmy, wyrażajmy swoje zdanie, ale nie stawiajmy się ponad innymi. Każdy artysta ma bronić swojego zdania i swojej wizji, ale niech robi to w sposób właściwy, a nie metodami godnymi przedszkolaka. Dziennikarze i bloggerzy to również artyści – tworzą, wyrażają opinie i starają się zwrócić uwagę na interesujące ich i nie tylko ich, kwestie i zjawiska i też mają swoje ego, każdy je ma. Ale nie pozwólmy sobie na to by, ego nami zawładnęło, by niszczyło innych ludzi i ukazywało ich w niekorzystnym świetle. Czasami utemperowane ego i przemilczenie pewnych kwestii wypada lepiej niż pieklenie się i bezcelowe użeranie się czy oczernianie. Domawianie i dopisywanie słów, które nigdy nie padły to przegięcie, które nie przystoi nikomu, ani mi, ani osobom zainteresowanym  danym tekstem, osobom opisywanym.  Duże ego to najgorsze co może spotkać artystę, bo wypali się szybciej niż ten, który będzie umiał o swoich wadach rozmawiać i poprawić na lepsze. Tylko w taki sposób, więcej osób przekona się do twórczości danego zespołu, danego artysty, w inny tylko się wyniszcza, strzela sobie sam w stopę i mocniej się pogrąża. Bądźmy Artystami, ale ego trzymajmy na wodzy. Naprawdę pomaga.

1 komentarz:

  1. Myslę, ze tu dwie kwestie sie zebrały. pierwsza - że faktycznie cieżko niektórzy znoszą słowa krytyki. nawet (albo tym bardziej) jesli jest ona zasłuzona. a druga kwestia jest taka, ze w internecie obserwuje się (przynajmniej ja to widzę) całe oceany krytyki, mniej lub bardziej cywilizowanej. czasem mam wrażenie, ze jak ludzie nie moga skrytykować, to nie odzywaja się wcale. i na tej fali chyba urosło zjawisko : "krytykujący = zły". zostałes przejechany walcem stereotypu. :(

    OdpowiedzUsuń