Jakiś czas temu napisałem
nieprzychylnie o pewnej trójmiejskiej grupie heavy metalowej, nie żebym mieszał
ją z błotem, bo nie lubię tego robić i nigdy tego nie zrobiłem, po prostu wyraziłem
swoją dość ostrą opinię, opartą również o zdanie pewnej silnej grupy
przeciwników tegoż. Jestem w stanie zrozumieć, że ów zespół się z krytyką
zgadzać nie musi, ale nie jestem w stanie milczeć, gdy oczernia się mnie i
przypisuje słowa, których nigdy nie napisałem. Nie jestem w stanie milczeć w
sytuacji, kiedy kłamie się w żywe oczy, mówi coś co jest nieprawdą. Nie
chciałem o tym pisać, ale zostałem zmuszony i zamierzam bronić swojego zdania.
Niektórzy sprawiają wrażenie
zakochania się w sobie i zadufania w swojej twórczości tak bardzo, że nie
dostrzegają tego, co dzieje się wokół nich, tego, co się o nim lub o nich mówi,
jak są postrzegani w środowisku, w którym powinni być wspierani i szanowani. W
sytuacji, kiedy ktoś śmie powiedzieć złe słowo, które wykracza poza percepcję opisywanej
osoby lub zespołu, okazuje się nagle, że to ten, który napisał krytykę jest tą
złą, najlepiej nieoczytaną i nieosłuchaną osobą. O niektórych zespołach odkąd pamiętam,
jeszcze zanim zacząłem dokładnie śledzić, to, co dzieje się w naszym trójmiejskim
środowisku muzycznym, zawsze mówiło się z krzywym uśmieszkiem, pół żartem pół
serio, z pewną dozą nieskrywanego zdziwienia nad fenomenem ich istnienia. Jeden
z takich zespołów podjął grę ze słuchaczami, swoimi fanami. Zbudowali swój
muzyczny manifest i wizerunek na sprzecznościach, śmieją się z pewnej
gatunkowej konwencji, również za sprawą nazwy. Na słowa krytyki zareagowali z
zainteresowaniem, powiem więcej w momencie kiedy jeden z portali, z którym
współpracowałem przez dwa miesiące, usunął napisaną przeze mnie krytykę kilka
godzin po publikacji, wyraził swoją niechęć do polityki danego portalu i stanął
po stronie autora. Inny zaś zespół krytyki przyjąć nie potrafi, choć
paradoksalnie też mają nazwę, która zdaje się puszczać oczko do potencjalnego
słuchacza. Zdaje, bo choć powinna, nagle okazuje się, że traktują swoją
twórczość straszliwie, śmiertelnie wręcz, poważnie. Nie ma tu gry, zabawy konwencją, a przecież też
poruszają się po utartych schematach gatunkowych i co gorsza, nie tworzą
absolutnie nic ciekawego. Może i mają swoją wizję, dążą do niej, mają grupę
ludzi (zwłaszcza najbliższych znajomych), którzy ich wspierają, słuchają i
przychodzą na koncerty, ale są tak bardzo zaślepieni, że nie dostrzegają i
nawet nie chcą czytać o sobie źle.
Napisałem, że wokalistka owego
zespołu śpiewać nie potrafi i wiele osób powtórzy to za mną, wiele osób zwróci
uwagę na swoistego rodzaju profanację znanych i lubianych klasycznych utworów,
które stały się nie tyle kultowe, ile wyznaczyły ramy gatunku. Nie oszukujmy
się, że w szeroko pojętym heavy metalu da się wymyśleć cokolwiek nowego, bo
wszystko już było. Można jedynie przedstawić to samo na nowo, inaczej, również
w postaci własnych interpretacji takich utworów, ale muszą mieć coś w sobie
innego, a nie być wydmuszką. Często, jeśli muzyka jest nijaka uwagę zwraca
wokal, również kobiecy. W sytuacji kiedy obie rzeczy nie współgrają zaczynają
się schody, bo za punkt honoru dany zespół weźmie sobie upierać się przy tym
jaki jest wielki i wspaniały, nie zauważając swoich wad, nie próbując ich
poprawić, przyznać racji, lub wyrazić zainteresowania i chęci poprawy swojego
niejako zszarganego wizerunku, czy to przeze mnie, czy to przez innych.
Naturalnie, taki zespół ma prawo, a nawet powinien obstawiać przy swoim, ale
nie powinien się obrażać i bluzgać na recenzenta, mnie czy kogokolwiek innego.
Subiektywne spojrzenie i opinia, nie jest wiążąca. Jestem otwarty na rozmowę,
na argumenty, które pokażą, że się mylę. Ów zespół nie potrafi rozmawiać o
krytyce, bo wielce się na nią obraża. A w dodatku ze swoim wielkim obrażeniem
obnosi się długo po fakcie.
Miałem okazję również rozmawiać z
byłym muzykiem danego zespołu, który potwierdził, że atmosfera nie jest w nim
dobra. To nie są relacje kumplowskie, wspierające się, każde bowiem słowo
krytyki czy sugestia zmian jest według niego tłamszona w tak zwanym zarodku. Na
pytanie, na czym polega fenomen utrzymywania się danego zespołu powiedział, że
polega to na dobrym i trafnym „węszeniu okazji”. Wiedzą z kim gadać, wiedzą
gdzie działać, żeby pojawić się na danym koncercie przed większą od siebie i w
dodatku lepszą i ciekawszą gwiazdą, czy wydać płytę za granicą. I to jest
super, wiedzą jak się sprzedać, pokazać, ale czemu sprzedają coś, co przez
większość jest nie do strawienia? Nie każda papka nadaje się bowiem do
konsumpcji, czasami warto powiedzieć sobie dość i coś zmienić, pójść w inną
stronę, przekonać do siebie strony, które są przeciwne. Niestety, to się nie uda jeśli wysokie
mniemanie o sobie przysłania racjonalne spojrzenie na siebie, na to co jest
wokół. I wszystko można by przełknąć, puścić mimo uszu, z mojej i z ich strony.
I tutaj wracamy do: długo po fakcie.
Siedzę na backstage’u klubu i
czekam na wywiad z bardzo przeze mnie lubianym zespołem, który robi kawał
świetnej muzyki i w dodatku jest złożony z samych fajnych, bardzo wesołych i
otwartych ludzi. Znajduje się tam również muzyk opisywanego wyżej zespołu, bo
wpadł na backstage w gości, posiedzieć, pogadać, wypić piwko. Człowiek
dowiaduje się kim jestem i zaczyna po mnie jechać, jaki to jestem niekompetentny
i jak jego zespół zjechałem przy muzykach owej grupy, na których koncercie
aktualnie się znajdowałem. W porządku, niech jedzie, bo na nich to i tak nie
zrobiło wrażenia, bo słuchali i próbowali obrócić to w żart, bo robiło się w
pewnym momencie zgoła nieprzyjemnie. Zwłaszcza w momencie, kiedy człowiek z
krytykowanego zespołu zaczął mnie oczerniać wyzywając mnie od wsiowych głupków
i sugerując, że napisałem: „życzę aby zespół jak najszybciej się rozpadł”.
Nigdy, absolutnie nigdy nie napisałem o tym zespole, ani o żadnym innym że
życzę mu śmierci, czy rozwiązania. Ta jawna nadinterpretacja moich słów nie
przejęła mnie, ale nie jestem w stanie o tym milczeć. Powtórzmy, rozumiem inne
zdanie, rozumiem, że zespół, muzyk, dany artysta się ze mną zgadzać nie musi, ale
jeśli mają inne zdanie, niech powiedzą to zdanie, podadzą argumenty, wdadzą
się w dyskusję, zmienią coś w sobie. Tymczasem podchodzą z nastawieniem
wściekłego psa, będą pluć śliną i ujadać, a nic nie ugrają, tylko paradoksalnie
pokażą siebie w jeszcze gorszym świetle. Pokażą swoje zbyt duże wyimaginowane
ego, będą próbowali udowodnić, że są najlepsi i najdoskonalsi, nie widząc
swoich wad.
Swoje wady dostrzegam i zawsze
staram się zmieniać, to co mi, lub innym we mnie się nie podoba. Pisząc o kimś
po raz kolejny zawsze staram się wyszukiwać pozytywy, jasne strony. Czasami
przeważają negatywne spostrzeżenia, taka kolej rzeczy. Ale są też pewne granice
– pewnych rzeczy się nie pisze, pewnych rzeczy się nie mówi. I tej zasady się
trzymam. Nigdy więc nie piszę czegoś czego sam nie dostrzegę, nie usłyszę i nie zweryfikuje, a przede
wszystkim czegoś, czego sam bym nie chciał przeczytać. Są też pewne granice
krytyki zwrotnej – nie atakujmy się wzajemnie, nie miejmy do siebie żalu, bo w
ten sposób nic nie zmienimy, nie ugramy. Mówmy, wyrażajmy swoje zdanie, ale nie
stawiajmy się ponad innymi. Każdy artysta ma bronić swojego zdania i swojej
wizji, ale niech robi to w sposób właściwy, a nie metodami godnymi
przedszkolaka. Dziennikarze i bloggerzy to również artyści – tworzą, wyrażają
opinie i starają się zwrócić uwagę na interesujące ich i nie tylko ich, kwestie
i zjawiska i też mają swoje ego, każdy je ma. Ale nie pozwólmy sobie na to by,
ego nami zawładnęło, by niszczyło innych ludzi i ukazywało ich w niekorzystnym
świetle. Czasami utemperowane ego i przemilczenie pewnych kwestii wypada lepiej
niż pieklenie się i bezcelowe użeranie się czy oczernianie. Domawianie i
dopisywanie słów, które nigdy nie padły to przegięcie, które nie przystoi
nikomu, ani mi, ani osobom zainteresowanym
danym tekstem, osobom opisywanym.
Duże ego to najgorsze co może spotkać artystę, bo wypali się szybciej
niż ten, który będzie umiał o swoich wadach rozmawiać i poprawić na lepsze.
Tylko w taki sposób, więcej osób przekona się do twórczości danego zespołu,
danego artysty, w inny tylko się wyniszcza, strzela sobie sam w stopę i mocniej
się pogrąża. Bądźmy Artystami, ale ego trzymajmy na wodzy. Naprawdę pomaga.
Myslę, ze tu dwie kwestie sie zebrały. pierwsza - że faktycznie cieżko niektórzy znoszą słowa krytyki. nawet (albo tym bardziej) jesli jest ona zasłuzona. a druga kwestia jest taka, ze w internecie obserwuje się (przynajmniej ja to widzę) całe oceany krytyki, mniej lub bardziej cywilizowanej. czasem mam wrażenie, ze jak ludzie nie moga skrytykować, to nie odzywaja się wcale. i na tej fali chyba urosło zjawisko : "krytykujący = zły". zostałes przejechany walcem stereotypu. :(
OdpowiedzUsuń