wtorek, 19 czerwca 2012

WNS VIII: Gorący Thrash Metal


Kapela z lat 80? Nie, to zespół Injury - reprezentanci revivalu thrash metalu z Włoch.
Włochy i Brazylia. Kraje gorące, również pod względem muzycznym. Przy okazji (zbliżającego się) koncertu włoskiej grupy Amethyst zrobiłem sobie mały rekonesans na poletku revivalu thrash metalu i trafiłem na trzy równie interesujące i równie świeże zespoły reprezentujące różne podejście do tradycyjnego thrash metalu – jeden z Brazylii i dwa z Włoch.  Tym razem w niewielu słowach o: Deathraiser, Game Over i Injury.
  
1.       Deathraiser – Violent Agression  (2011)

Slayer kurwa!!! I to dosłownie, choć nie wcale nie nazywają się Slayer i nie pochodzą ze słonecznej Kalifornii, a z Brazylii. Powstał w miejscowości Leopoldina, Minas Gerais w 2006 roku jako Mercilles. Wydał dwie płytki demo i dwa splity, po czym w 2009 roku zmienili nazwę na Deathraiser. Skład nie uległ zmianom: na gitarze Ramon, na basie Junior, na perkusji William i na gitarze i wokalu Thiago. Żadnych pełnych nazwisk i imion, tylko takie skrótowe „ksywki”.  Już pod nowym szyldem wydali debiutancką, pełnometrażową płytę, tak naprawdę będącą epką (niecałe półgodziny) pod dużo mówiącym tytułem „Violent Agression”. Materiał nie jest długi, ale wcale też nie ma się poczucia, że jest krótki, wcale nie czuje się tego czasu, bo jest to album zwarty, agresywny, energetyczny, ciężki i świetnie zrealizowany. Utrzymane w klimacie Slayera, bardzo wczesnej Sepultury z początków działalności, Musica Diablo (projektu pobocznego Derricka Greena z aktualnej Sepultury), niemieckiego Kreatora czy Destruction łojenie przypadnie do gustu nie tylko wielbicielom klasycznego thrash metalu, ale także tym bardziej old schoolowego grania, łączącego wczesny death metal z brutalnością z niemal garażowym sposobem nagrania.  Ocena: 8/10 



2.       Injury – Unleash the Violence (2011)

Grupa powstała w sierpniu 2008 roku w Reggio Emilia we Włoszech. Podobnie jak w przypadku Deathraisera znane są tylko „ksywki” muzyków, i tak: na basie Mibbe, Jankil na perkusji, Paul na gitarze prowadzącej, Artiö na gitarze rytmicznej oraz Sauro na wokalu udzielający się również we włosko-brazylijskim Amassado grającym mieszankę groove metalu z thrash metalem. Injury wydało wiosną 2010 roku swoją debiutancką epkę zatytułowaną po prostu „Injury”, jesienią tego samego roku podpisali kontrakt z wytwórnią Punishment 18 Records i w kwietniu 2011 roku zrealizowali dla nich swój pełnometrażowy debiutancki album „Unleash the Violence”. Injury dzieliło scenę podczas koncertów z takimi grupami jak: Death Angel, Lazarus AD czy Bonded By Blood. W swojej twórczości inspirują się dokonaniami Pantery, wczesnej Sepultury, Anthraxu, Megadeth, Heathen, Testamentu, Exodosa i oczywiście Metallici. Debiutancka płyta zawiera dziewięć kawałków, trwa dokładnie czterdzieści minut (z sekundami) i jest nagrana surowo i jednocześnie bardzo soczyście. Granie na najwyższym poziomie i zdecydowanie mocno polecana pozycja! Ocena: 9/10 



3.       Game Over – For Humanity (2012)

Powstali w 2008 roku w Ferrarze, w tej samej części Włoch, co opisany wyżej Injury. W 2009 roku wydali demówkę pod wielce znamiennym, nie odkrywczym, ale i trafnym tytule: „Thrash Is Back!”, następnie epkę zatytułowaną „Heavy Damage”,a w 2011 roku dwa splity – kolejno „Wave of terror” oraz „Blasphemic Game”. Z kolei 16 stycznia 2012 roku premierę miał debiutancki pełnometrażowy album „For Humanity” trwający zaledwie trzydzieści pięć minut (z sekundami) i zamykający się w dziesięciu kawałkach. W skład zespołu wchodzą: basista i wokalista Renato „Reno” Chiccoli, gitarzysta Sanso, gitarzysta i wokalista wspierający Ziro oraz perkusista Anthony „Vender” Dantone. Podobnie jak Deathraiser i Injury nie kryją się ze swoimi inspiracjami, wymieniają więc takie zespoły (i to faktycznie słychać) jak: Nuclear Assault, Atrophy, jak również legendy w rodzaju Megadeth, Overkill, Testament, Anthrax, Hirax czy Kreator. Jest agresywnie, szybko i ciężko. Pod względem stylistycznym przebrzmiewają echa konstrukcyjne z „Kill’em All” Metallici, ale to nie wrzuta, wręcz przeciwnie, bo na płycie mamy do czynienia z rasowym, old schoolowym thrashem najwyższej próby (soczyste solówki, mocne pasaże i wgniatające w fotel tempo). Nic odkrywczego, ale zrealizowane z takim polotem i świeżością jakiej u Metallici szukać dziś niestety na próżno. Ocena: 9/10


Podsumowanie:
 
Obecnie tylko dwa gatunki przeżywają tak intensywny renesans – rock w stylistyce Jimiego Hendrixa, The Doors, Led Zeppelin i Deep Purple (współczesne grupy takie jak Radio Moscow, The Brew czy Tame Impala) i thrash metal właśnie. W tym drugim świetne zespoły wyrastają jak grzyby po deszczu, zupełnie niemal tak samo jak trzydzieści lat temu (!) kiedy również powstawało zespołów sporo, a tylko nielicznym udało się przebić. Niektóre z powodzeniem wracają po latach milczenia (Heathen, Death Angel, Onslaught), a niektóre które przetrwały a w szerszej świadomości nie zaistniały, też realizują mocne płyty (choćby ostatnie płyty Overkill, Accept czy Megadeth). Pozostaje mieć nadzieje, że na jednym wydawnictwie, w dodatku bardzo dobrym, dla tych zespołów (jak również dla Elm Street czy Amethystu) się nie skończy. Takie granie to też najlepszy dowód i gwóźdź do trumny (nie po raz pierwszy zresztą) , że Metallica ze sceny dawno powinna zejść, bo to, co tworzą teraz nie ma posiada już tej świeżości i spontaniczności jak trzydzieści lat temu, jak te, nowe thrashowe grupy, a pieprzenie Ulricha boli jeszcze bardziej chyba niż schematyzm, który trzeba umieć podać na nowo, a tym zespołom udaje się to wyśmienicie. Pozostaje słuchać i ryknąć na całe gardło: Thrash’em till death!

1 komentarz:

  1. Ci Brazylijczycy mi przerżnęli mózg na pół, ledwo trafiłam myszą w pauzę. ;p;p;p Włosi za to byli ok i sobie posłuchałam z przyjemnoscią. Wspominając jednocześnie czasy świetności Metalliki. Kurcze, szkoda... Ale z drugiej strony - poczułam się lepiej, ze nie tylko ja uważam, że Metallica się skończyła. Przynajmniej ja ich już nie rozumiem. :(

    OdpowiedzUsuń