Napisał: Łukasz Chamera
Sevendust rozpieszcza ostatnio swoich fanów. W dwa tysiące trzeszczącym
dostaliśmy album „Black Out Sun”, a już rok później dostarczono nam akustyczny
„Time Travelers & Bonfires”. W tym roku dostajemy kolejny album, tym razem
zatytułowany „Kill the Flaw”. Czy ilość przekłada się na jakość?
Płytę otwiera singlowy „Thank You”. Elektroniczna wstawka
wprowadza nas w klimat, a następnie uderza w nas mocny gitarowy riff. Klasyczny
dla Sevendust utwór. Jest to bardzo dobre otwarcie albumu. Szczególną uwagę
zwraca melodia na refrenie, dzięki czemu od razu zostaje nam on w głowie, a
przejście z wykorzystaniem chóru dziecięcego nadaje całości dodatkowego
kolorytu. Po kolejnej delikatnej elektronicznej wstawce atakuje nas
groovowy riff „Death Dance”. Mocne zwrotki i kolejna interesująca melodia na
refrenie. Nieco gorzej wypada tutaj mostek, ale całość i tak sprawia przyzwoite
wrażenie. Trzeci w kolejności jest rozpędzony „Forget”. Zwrotka z
urywanym riffem, mocniejsze uderzenie przed refrenem i wolny refren to elementy
składowe tego utworu. Bardzo do gustu przypadło mi też solo gitarowe Clint'a
Lowery. „Letters” z kolei urzekł mnie tak tekstem jak i partiami
wokalnymi Lajon'a Whiterspoon'a. Stonowana zwrotka przygotowuje powoli grunt
pod eksplozje dźwięku w genialnym refrenie.
Chwilę oddechu zapewnia nam zwolnienie w postaci „Cease and
Desist”, a przynajmniej minimalistyczny początek utworu, bo już po chwili
następuje wzmocnienie i kolejny genialny melodyjnie refren. Równie godny
pochwały jest mostek z kolejnym ciekawym solo gitarowym. Połowę płyty wyznacza singlowy „Not Today”. Jest to kolejny
mocny kawałek w którym melodyjny wokal Lajon'a Whiterspoon'a uzupełniony jest o
krzykliwy głos Morgan'a Roose'a. Mocne zwrotki i melodyjny refren, a to
wszystko uzupełnione o zwolnienie na mostku przeplatane z mocnymi uderzeniami
gitary. Lekkim zaskoczeniem jest „Chop”, który otwiera riff w
klimacie muzyki country. Akustyczne zwrotki ustępują powoli rytmicznemu,
opatrzonego groovowym riffem refrenowi. Dodatkowym smaczkiem jest tutaj
charakterystyczny dla Sevendust motoryczny mostek. Tytułowy „Kill the Flaw” ma niestety nieco cieciekawe
zwrotki, jednak rekompensuje to przyjemnym dla ucha refrenem. Nieco gorzej jest w „Silly Beast”. Główny riff i refren są co
prawda ciekawe, ale zostają daleko w tyle za swoimi poprzednikami na płycie. Podobnie jest niestety z „Peace and Destruction”, który poza
refrenem nie ma nic ciekawego do zaoferowania, a i on wypada słabo w porównaniu
z tymi z poprzedzających go utworów. Zamykający standardową edycję płyty „Torched” to niestety
najgorszy utwór na płycie. Jest dość monotonny i mało ciekawy. Lepiej wypada bonusowy „Slave the Prey”, ale także on
nie zaskakuje nas bardzo.
Podsumowując, nowy Sevendust pomimo gorszej drugiej połowy
płyty to wciąż solidna dawka muzyki. Fanom grupy powinno się spodobać, a tym,
którzy nie mieli nigdy styczności z twórczością amerykanów wcześniej styczności
spokojnie mogą ją zacząć od najnowszego wydawnictwa. Są tutaj wszystkie
charakterystyczne dla Sevendust zagrywki więc Ci, którzy odbili się w
przeszłości od twórczości grupy raczej nie znajdą tutaj wiele dla siebie. Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz