Napisał: Łukasz Chamera
Trivum powraca. Na swoim siódmym już z kolei wydawnictwie,
amerykanie postawili na czyste wokale i brak growl'u, który w charakterystyczny
sposób uzupełniał utwory kapeli na poprzednich płytach. Czy ten eksperyment
okazał się udany?
Całość zaczyna „Snowfall” - klimatyczny wstęp do tytułowego
utworu, a zarazem pierwszego singla z płyty, czyli „Silence in the Snow”.
Zespół wspominał w wywiadach, że utwór ten powstał podczas pracy nad płytą
„Shogun” jednak wydawał się on tak odmienny od reszty materiału, że odłożono go
na półkę. Jest to utwór, który najlepiej reprezentuje kierunek obrany przez
Trivium na nowej płycie. Stonowane, oparte w połowie na partii basu, a w
połowie na przytłumionych gitarach zwrotki i monumentalny refren. Całość
okraszona melodyjnym głosem Matt'a Heafy'ego. Na pochwałę zasługuje w tym
utworze Corey Beaulieu za swoje solo gitarowe. Niedługie, bez przesadnych
komplikacji, jednak doskonale wzbogacające całość. Dalej atakuje nas kolejny singiel. „Blind Leading the Blind”,
bo o nim tu mowa, to jak dla mnie najlepszy utwór na tym wydawnictwie.
Motoryczna, lecz spokojna zwrotka i porywający refren, to cechy tego kawałka. „Dead and Gone” wita nas przyjemnym groovem. Szybko jednak
riff ustępuje stonowanej zwrotce (znowu układ, najpierw sam bas, potem gitary,
na plus wypada tutaj bardzo wokal) po czym płynnie przechodzi w przyjemny dla
ucha refren. Mostek niestety jest dość przeciętny, chociaż solo gitarowe lekko
nam to rekompensuje.
„The Ghost that's Haunting You” niestety wypada dużo gorzej.
Utwór jest strasznie miałki, ratuje go co prawda lekko refren, ale nawet on
wydaje się trochę bez polotu. Podobnie ma się sprawa z „Pull Me From the Void”. Tutaj co
prawda przejście na refren i sam refren wypada nieco lepiej, jednak brakuje tu
jakiegoś zaskoczenia dla słuchacza. Lepiej sprawuje się za to singlowy „Until the World Goes
Cold”. Bardzo przypadły mi tu do gustu zwrotki okraszone melodią gitarową.
Całość nabiera świetnego rozwinięcia w refrenie i dopełniona jest przyjemną dla
ucha solówka zarówno w środku utworu jak i na końcu. W tym momencie płyta mogłaby się właściwie zakończyć. Począwszy od „Rise Above the Tides” do samego końca miałem
poczucie straszliwej wtórności materiału. Miałem wrażenie jakbym słuchał innych
wariantów poprzednich utworów. Zdażały się co prawda wyjątki jak np. bardzo
przyjemny dla ucha refren w „Beneath the Sun” (kawałek ma jednak dość nudnawe
zwrotki), czy też główny riff z „Breathe in the flames” w którym słychać echa
dawnego Trivium (jednak co z tego skoro zwrotki są oklepane do bólu, a refren
jest kompletnie nieciekawy i męczący). Jaśniejszym punktami pod koniec płyty są „Cease All Your
Fire” i „The Darkness of my Mind” (w tym drugim główna melodia z jakiś przyczyn
kojarzy mi się z... Kombi, ale to może mój mózg mi płata taki figiel). Oba są
jednak dostępne tylko w rozszerzonej edycji płyty (choć w standardowej edycji
mogły z powodzeniem zastąpić parę niewypałów).
Najnowszy Trivium jest dla mnie niestety rozczarowaniem. Od
połowy płyty miałem wrażenie słuchania ciągle tego samego i chciałem tylko
dotrwać do końca. Godne pochwały jest to, że zespół eksperymentuje ze swoim
brzmieniem i chce zaoferować słuchaczom coś nowego, jednak w tym przypadku jest
to straszliwy niewypał. Brakuje w paru momentach mocniejszego uderzenia i nie
chodzi mi tu tylko o brak growl'u na płycie (jedne z moich ulubionych utworów
Trivium nie mają go dużo, a czuć w nich o wiele większą siłę niż przez całą
najnowszą płytę). Miałem wrażenie, że część utworów została napisana niejako od
niechcenia. Patrząc na ich poprzednie płyty widać, że potrafią wymyślić ciekawe
i interesujące kompozycje. Na „Silence in the Snow” ich niestety nie uświadczyłem zbyt wielu. Ocena 4.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz