Napisał: Marcin Wójcik
Kiev Office działają już osiem lat, całkiem niedawno
mieli swoje urodziny. Gdyński skład przeszedł przez ten czas wiele, ale swoją
ciężką pracę wyrobił sobie świetną renomę, która na koncerty wciąż przyciąga
tłumy ludzi. To już nie jest zwykła, trójmiejska kapela. To marka, której
fenomenu nie trzeba już nikomu tłumaczyć. Oni są jak Coca-Cola. 26 listopada w
gdańskim klubie Wydział Remontowy zagrał zespół Kiev Office. Był to ostatni
koncert grupy przed półroczną przerwą.
Występ w Wydziale Remontowym był planowany na 20:00,
jednak faktycznie rozpoczął się dobre pół godziny później. Jak to zwykle bywa.
Sąsiedztwo Stoczni Gdańskiej i jej historycznej bramy nr 2 nadaje klubowi
przyjemny klimat, który pozytywnie wpływa na jakość koncertowych wrażeń. Przez
duże szyby widać było stopniowo przybywające grupki słuchaczy, w dużej części
znajomych i przyjaciół zespołu. W momencie startu publiczność była już
uformowana, choć jej liczebność nie była nadzwyczajnie duża. Należy jednak odnotować
to jako plus, gdyż sala Wydziału Remontowego nie należy do obszernych.
Pierwsze wykonanie zaprowadziło słuchaczy w rejony
dość wczesnej twórczości grupy. Usłyszeliśmy „Satelitę”, ale w znacznie
szybszym, punkowym tempie. Następnie pojawiły się utwory z najnowszego krążka
„Statek Matka”:” „Szary Mistyk”, „Bulwar Molo”, „Biała sierść”, „Po południu
Mechowo”, „Opat” oraz pozostałe, czyli de facto cała jego zawartość. Goran i
jego ekipa nie zapomnieli też o numerach z drugiej płyty „Anton Globba”, przez
wielu uważane za ich opus magnum (osobiście nie podzielam tej opinii). Były to:
„Dwupłatowce”, „Mężczyźni w strojach kosmonautów”, „Karolina Kodeina”, „Anton
Globba”.
Najjaśniejsze punkty tego wieczoru stanowiły jednak
inne utwory. „Bałtyk Nocą” - jeden z
największych hitów grupy (na dotychczasowych koncertach „pojawiał się i
znikał”), tego wieczoru został w Gdańsku wykonany, ku wielkiej uciesze
publiczności. „Syndrom” został zagrany na żywo po raz pierwszy od czterech lat,
głównie za sprawą prośby fanów oraz faktu, że ostatnio został on użyty w
ścieżce dźwiękowej do polskiego filmu „Zapis N”. Kolejnym, bardzo jasnym
punktem była ostatnia pozycja set listy – bardzo oryginalny cover „Don’t stop
the Dance” Bryana Ferry’ego. Taneczna pop piosenka szybko zamieniła się w
porywający, kosmiczny lot z noise’owym rzężeniem gitary w tle. Instrument
ostatecznie wylądował na podłodze, a jego pojękiwania Michał przekształcał w
dalsze nuty tej niezwykłej interpretacji, którą sekcja kontynuowała bez
mrugnięcia okiem.
Listopadowy koncert obfitował w pozytywną energię,
porywającą sporą część publiczności do dzikich harców. Dzikości nie brakowało
również na scenie, tradycyjnie u Kievów - potok niesamowitych dźwięków,
podskoki i odskoki Gorana, przewracające się statywy perkusyjne i tak dalej. Z tego wszystkiego,
podczas bisów, lider przyznał, że z tego wszystkiego jedna gitara przestała
działać, natomiast w tej drugiej pękła struna. „Ale jakoś sobie poradzimy!” Wróciłem do domu z szerokim uśmiechem
satysfakcji. Kiev Office nie zawodzi.
Mam nadzieję, że za pół roku powrócą z zapowiadaną płytą i kolejną
partią wystrzałowych koncertów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz