Niedawno ogłosiliśmy, że obejmiemy patronatem medialnym trasę koncertową "Slavny Tur" grupy Percival, będącej jednym z dwóch odprysków Percivala Schuttenbach. Udało mi się także porozmawiać z liderem grup, gitarzystą i wokalistą, Mikołajem Rybackim, który opowiedział o "Svantevicie", dwóch z planowanych trzech płytach "Slava", oraz o muzyce do gry "Wiedźmin 3: Dziki Gon"...
Lupus: Wydaliście cztery
płyty studyjne. Wasz najnowszy, „Svantevit” wydany w 2013 roku jest jednakże
najpełniejszy, najmocniejszy i najbardziej przemyślany. Czy można mówić o
drugim debiucie, czy może wreszcie znaleźliście swoją ścieżkę w folkowym
graniu?
Mikołaj Rybacki: Cały czas jej szukamy. Chcemy się rozwijać, z płyty na
płytę być coraz lepsi, nie tylko pod względem brzmienia, ale także pod względem
jakości kompozycji, tekstów, przekazu. Percival to ciągły rozwój, takie było
założenie od początku jego powstania. Nie wiemy, w którą stronę udamy się za
kilka lat, być może zmienimy całkowicie kierunek, w którym podążamy. Nie możemy
powiedzieć, że skoro nagraliśmy "Svantevita' i jest on naprawdę dobrą
płytą, to znaczy, że znaleźliśmy jakąś magiczną, cudowną recepturę na sposób
grania dla siebie. Zresztą tak naprawdę "Svantevita" traktujemy jako
dopiero swój drugi pełnowymiarowy album, wcześniejsze określając mianem dema.
Powodem są głównie duże zmiany personalne w okresie powstawania tamtych płyt i
ogromna ilości chaosu, jaka nam wtedy towarzyszyła, a także - a może przede
wszystkim - sama jakość nagrań, która nie jest rewelacyjna, ale była wszystkim,
co było wówczas dla nas dostępne. Dopiero "Reakcja pogańska"
wprowadziła jako taki ład w to, co tworzymy i wytyczyła nam jakiś kierunek
działań. "Svantevit" jest jakby kontynuacją tego, co w tamtym czasie
się wykształciło, ale jest na pewno o wiele bardziej spójny, przemyślany. To
również efekt tego, że dojrzeliśmy nie tylko jako muzycy, ale również jako
ludzie.
L: Najnowszy
„Svantevit” to także koncept album o zbezczeszczeniu pomnika Svantevita w Arkonie, o połabskim
narodzie i o zemście. Opowiedzcie proszę, jak narodziła się idea napisania
takiej płyty, jak ta koncepcja ewoluowała i jak powstawał ten album?
Opowiedzcie też o smaczkach zawartych w poszczególnych utworach, odniesieniach
i na wiązaniach.
MR: Płyta ta powstawała naprawdę długo, bo jakieś dwa, trzy lata
pracy z przerwami. Nagraliśmy jakieś pomysły, potem parę miesięcy przerwy,
potem znowu jakieś nagrania. Materiał dojrzewał, ewoluował, pojawiały się nowe
koncepcje, które pozostały, lub po drodze gdzieś zanikały. Jeśli chodzi o sam
pomysł na koncept-album i jego temat, to naprawdę ciężko nam powiedzieć w
którym momencie się to narodziło. Jesteśmy odtwórcami epoki wczesnego
średniowiecza, spotykamy masę ludzi, którzy tematami dawnej wiary i jej
tępienia przez chrześcijaństwo się interesują, więc temat Arkony i kultu
Svantevita w rozmowach się na pewno przewijał, a w którymś momencie nas
zainspirował. Właśnie piszemy książkę o tym, jak powstawała płyta i na pewno z
niej będzie można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o procesie tworzenia.
Nie sposób w krótkiej odpowiedzi na jedno pytanie tego wszystkiego zawrzeć. Na
pewno ważnym aspektem tej płyty jest to, że powstawała ona wieloetapowo - jak
obraz, w którym malarz przechodzi od szkicu, poprzez wszystkie potrzebne etapy
aż do gotowego dzieła. Zarówno, jeśli chodzi o muzykę, jak i o tekst i oprawę
graficzną. Wszystko to miało czas na to, aby dojrzeć i stać się tym właśnie,
czym jest nasz "Svantevit".
L: Powstał teledysk
do „Svantevita”, który zrealizowaliście z zaprzyjaźnioną grupą rekonstrukcyjną.
Opowiedzcie o tej współpracy i o samym teledysku.
MR: Teledysk do "Svantevita" powstał w jeden dzień w
wolińskim skansenie dzięki uprzejmości jego gospodarzy oraz dzięki znajomym
rekonstruktorom, przede wszystkim grupie Trygław ze Szczecina. Ich pomoc i
zaangażowanie są nieocenione i tutaj chcieliśmy im jeszcze raz podziękować za
to, że zdecydowali się nam pomóc. W teledysku do "Svantevita"
chcieliśmy przedstawić fragment historii zawartej na albumie - a dokładnie
moment najazdu na wioskę słowiańską przez Germanów i późniejszy krwawy na nich
odwet. Zanim zaczęliśmy kręcić, mieliśmy kilka pomysłów na to, jak to fajnie
przedstawić. Jedna z wersji zakładała wystąpienie grupy motocyklistów, którzy
napadają na rekonstruktorów odtwarzających Słowian. Chcieliśmy podejść do
tematu trochę w niekonwencjonalny sposób i pobawić się symbolami i mieszaniem
czasu akcji. Niestety ta wersja odpadła z powodu warunków pogodowych, ponieważ
kręciliśmy to wczesną wiosną, a śnieg i mróz nadal nie chciały odpuścić.
Dlatego wykorzystaliśmy to, co mieliśmy - czyli rekonstruktorów i chaty
wolińskiego skansenu, aby nakręcić opowieść tak, jakby działa się tysiąc lat
temu. Są tam jednak również ujęcia współczesne, które łączą się z tymi
historycznymi w momencie końcowym, gdy zarówno wojowie wczesnego średniowiecza,
jak i współczesna nasza publiczność krzyczą "Svantevit". To miało być
nawiązanie do tekstu, który mówi o tym, że wiara słowiańska nie zginie, że
będziemy wciąż o niej pamiętać. I oby tak było.
L: W książeczce do
płyty oraz na okładce, obok tekstów utworów i dokładnej rozpiski gości, pojawia
się też wytłumaczenie całej historii i Wasze zdjęcia stylizowane na trypy i
demony. Moją uwagę zwrócił jednak symbol, który widać na każdym ze zdjęć.
Charakterystyczny znak swastyki, innej od tej „zakazanej” – dodam, że nie
bardzo siedzę w temacie rekonstrukcji, dlatego tym bardziej ciekawi mnie, czym
jest ów znak i co oznacza?
MR: Jest to odmiana swastyki, która tradycyjnie była symbolem
pomyślności, symbolem ognia i Słońca, ogólnie symbolem bardzo pozytywnym. Ta
trójnożna wersja - zwana triskalem albo triskelionem występowała - tak jak
swastyka - w wielu kulturach całego świata i może symbolizować różne rzeczy:
trzy żywioły, trzy etapy życia (młodość, dorosłość, starość) i jego odwieczny
cykl. Ten znak wykorzystywany jest do dzisiaj, jest symbolem Sycylii i Wyspy
Man, na której zresztą mieliśmy okazję kiedyś grać. Użyliśmy tego akurat
symbolu, bo nie razi tak bardzo niektórych ludzi i środowiska jak swastyka, a
również - podobnie jak ona - nawiązuje do dawnych kultur i wierzeń, które
kiedyś się bardzo przenikały i miały wspólne elementy. Ponieważ my również -
swoją płytą i historią na niej zawartą - do tych dawnych wierzeń nawiązujemy,
symbol ten wydał nam się odpowiedni.
L: Na okładce
książeczki z kolei znajduje się oprócz czaszki i sympatycznego tła rysunkowa
postać dziewczyny z toporkiem, jak mniemam martwej nimfy, albo twardej
połabskiej sztuki. Kim jest ta postać? A może jest to jeden z tych żarcików,
jak słynne „Braniewo Song” znane także jako „Satanismus”?
MR: Być może sposób przedstawienia owej dziewczynki może nasuwać
podejrzenie, że jest to rodzaj zabawy czy żartu, ale tak naprawdę każdy element
tej okładki ma swoje znaczenie i jest tam nieprzypadkowo. Dziewczynka, którą
możemy zobaczyć na okładce to córka głównego bohatera, która zostaje porwana
przez Niemieckiego rycerza, który jest jednocześnie czcicielem Satanaela i
pedofilem. Chce złożyć dziewczynkę w ofierze, oczywiście wcześniej
wykorzystując w miły dla siebie sposób. Nie dochodzi jednak do tego,
dziewczynka przeżywa i ucieka dzięki pomocy przyjaznych słowiańskich duchów, o
czym zresztą śpiewamy w "Upiorach". Nie wiemy, co dzieje się z nią
dalej, ponieważ płyta kończy się w momencie śmierci zarówno rycerza
niemieckiego jak i śmierci ojca dziewczynki, który jej wcześniej bardzo
wytrwale poszukiwał. Z tą historią dobrze jest się zapoznać przed posłuchaniem
płyty, na pewno wszystkie utwory na niej zawarte nabiorą zupełnie innego
wymiaru. Wszystkich tych, których intryguje ta opowieść lub chcieliby wiedzieć
więcej, zapraszamy do przeczytania wspomnianej wcześniej książki o tym, jak
powstawał "Svantevit".
L: Niedawno
ogłosiliście, że podjęliście współpracę z CDProjekt, obecnie pracującą nad
trzecią odsłoną gry „Wiedźmin”, zatytułowaną „Dziki Gon”. Pierwsze rezultaty
mogliśmy usłyszeć w świetnym trailerze gry. Powiedzcie, o ile nie jest to żadna
tajemnica, na jakim etapie są Wasze prace nad muzyką do gry? Czy tworzycie
całość, czy tylko pojedyncze, utwory uzupełniające całość i nadające folkowego,
starosłowiańskiego szlifu?
MR: Nie do końca wiemy, ile możemy zdradzać, powiemy więc tylko
tyle, że tak naprawdę nasza praca w studio nad dźwiękami do
"Wiedźmina" już się zakończyła. Spędziliśmy pięć pracowitych dni
nagraniowych, gdzie pod nadzorem ludzi odpowiedzialnych za muzykę do gry
daliśmy z siebie wszystko. Wykorzystano wszystkie nasze umiejętności, nagrano
wszelkie możliwe posiadane przez nas instrumenty i głosy. Teraz nad
zarejestrowanym materiałem będą pracować odpowiedni ludzie, którzy to
uporządkują i zmiksują z samplami. Nie wiemy, jak dużo nagranych przez nas
dźwięków znajdzie się w ostatecznej wersji, ale już trailer do
"Wiedźmina" pokazuje, że nasze granie jest na tyle charakterystyczne,
że da się go rozpoznać nawet, jeśli jest tylko dodatkiem do całości. Sami
jesteśmy ciekawi, jak to wszystko wyjdzie. Nie mamy jednak wątpliwości, że
efekt będzie fantastyczny.
L: Czy muzyka do
„Wiedźmina” będzie się różnić od tego, co zwykle tworzycie, bardziej nawiązywać
do Percivala czy do Percivala Schuttenbach. Jak jest tworzyć muzykę do gry na
motywach powieści, z której zaczerpnęliście nazwę swojej grupy? Jak będzie ona dostępna
– tylko z grą, czy także jako osobne wydawnictwo?
MR: Szczegółów wydania jeszcze nie znamy. To wszystko jest
jeszcze w trakcie przygotowań, dlatego nic nie możemy powiedzieć. Jeśli chodzi
o samą muzykę, to będzie ona na pewno nawiązywać zdecydowanie bardziej do
Percivala, ponieważ nagrywaliśmy głównie instrumenty akustyczne. Jednak sposób
naszej pracy różnił się od tego, co zwykle robimy w studiu i właściwie
zainspirował nas do tego, aby trochę poeksperymentować przy nagrywaniu nowej
płyty Percivala. Na pewno udział w tworzeniu muzyki do "Wiedźmina" to
było niesamowite przeżycie. Panowała wspaniała, twórcza atmosfera i teraz,
kiedy skończyliśmy już prace, mamy ochotę na więcej. Jest to dla nas
wyróżnienie i trochę - spełnienie marzeń, bo opowieściami o
"Wiedźminie" fascynowaliśmy się już od dawna.
L: Jako Percival
nagraliście z kolei trzy płyty, z czego ostatnia pojawiła się w 2012 roku.
„Slava!” zawiera Wasze interpretacje folkowych utworów z różnych zakątków
świata, a dokładniej z krajów bałkańskich. Skąd taki pomysł i jak udało się
Wasz własny styl przekuć w kawałki muzyczne, które różnią się od siebie
miejscem, czasem powstania i zapewne tematyką? Jak bardzo różnią się ich pieśni
od naszych?
MR: Jakiś czas temu narodził się pomysł, aby nagrać trzy albumy
odpowiadające trzem grupom Słowian - południowych, wschodnich i zachodnich.
Ponieważ już wtedy mieliśmy w swoim repertuarze bardzo dużo utworów z terenów
południowych, pomyśleliśmy, że zaczniemy właśnie od nich. Naszym celem było
zawarcie na płycie przynajmniej po jednym utworze reprezentującym każdy naród
słowiański z południa. Te utwory, pomimo
różnej tematyki i czasu powstania, mają jedną wspólną cechę - bardzo ważny jest
w nich rytm. To nam bardzo odpowiada, gdyż zazwyczaj na koncertach jesteśmy bardzo
żywiołowi. Nie jest też dla nas żadną trudnością, aby zagrać te utwory w swój
własny sposób. Powiem więcej - byłoby je nam raczej trudno wykonać tak, jak
brzmią w oryginale.
Celem, który przyświeca nam przy tworzeniu kolejnych "Slav", jest pokazanie całego spektrum muzyki Słowiańskiej i ukazanie wspólnych korzeni wszystkich Słowian - przecież kiedyś stanowiliśmy jedną grupę. Nasze języki nawet dzisiaj są podobne, również pewne elementy kulturowe są nam wspólne. Dlatego łatwo nam śpiewać pieśni serbskie czy chorwackie, ponieważ są one nam tak naprawdę bardzo bliskie.
Celem, który przyświeca nam przy tworzeniu kolejnych "Slav", jest pokazanie całego spektrum muzyki Słowiańskiej i ukazanie wspólnych korzeni wszystkich Słowian - przecież kiedyś stanowiliśmy jedną grupę. Nasze języki nawet dzisiaj są podobne, również pewne elementy kulturowe są nam wspólne. Dlatego łatwo nam śpiewać pieśni serbskie czy chorwackie, ponieważ są one nam tak naprawdę bardzo bliskie.
L: Kiedy możemy
spodziewać się kolejnych części tryptyku? Czy nagrywacie może już jego drugą
część?
MR: Już nagraliśmy. Teraz przyszedł czas na pieśni Słowian
wschodnich. Mamy w zespole rodowitą Rosjankę, a że na wschodzie pieśni
obrzędowych i sięgających korzeniami naprawdę dawnych czasów jest ogromnie dużo
- wybór był prosty. Nagrania poszły sprawnie, teraz pozostaje nam wyedytować
materiał, a potem oddać do miksu i masteringu. Może to jednak potrwać, ponieważ
tworzyliśmy ten album w zupełnie nowy dla nas sposób, oparty w dużej mierze na
improwizacji. Zarejestrowaliśmy naprawdę sporo materiału, z którego teraz
będziemy wybierać najlepsze momenty i składać - jak z klocków - całe numery. I
pomimo tego, że wiele pracy jeszcze przed nami, to już wiemy, że płyta będzie
naprawdę rewelacyjna. Zresztą jest to duża zasługa samych utworów -
oryginalnych pieśni Rosjan, Ukraińców, Białorusinów i Łemków. Te pieśni mają w
sobie ogromną moc, a my staraliśmy się jak najlepiej, aby tę moc przekazać i
myślę, że nam się to udało.
L: Będąc przy
nagrywaniu, choć chyba jeszcze za wcześnie na to, czy myślicie już o piątym
albumie Schuttenbacha? Macie już jakieś pomysły, możecie coś zdradzić?
MR: Oczywiście. Nie spoczywamy na laurach i pomimo tego, że
jesteśmy właśnie w trakcie pracy nad drugą "Slavą", to już myślimy o
kolejnym albumie Schuttenbacha. Ba! Już nawet zarejestrowaliśmy pierwsze
pomysły na utwory, cały czas też rozmawiamy o koncepcji nowego albumu. Nie
możemy jeszcze za wiele zdradzić z tej prostej przyczyny, że to wszystko się
jeszcze kotłuje w naszych głowach i sami dokładnie nie wiemy, co z tego
wyjdzie. Mamy jednak chęć zaczerpnąć inspirację z tego, co jest nam najbliższe,
najlepiej znane - czyli z folkloru
polskiego. Ale na pierwsze efekty naszych poszukiwań i prac trzeba będzie
jeszcze poczekać.
L: Co chcecie dodać
od siebie, powiedzieć fanom i czego Wam życzyć?
MR: Chcielibyśmy podziękować serdecznie fanom za to, że nas tak
fantastycznie wspierają we wszystkich działaniach. Jesteście niesamowici!
Chcielibyśmy również zaprosić wszystkich naszych słuchaczy na koncerty, które
już wkrótce będziemy mieli okazję zagrać w całej Polsce - najpierw z
Percivalem, a potem z Schuttenbachem. Jako, że w tym roku obchodzimy swoje
15-lecie, życzenia są jak najbardziej na miejscu. A życzyć można nam przede
wszystkim szczęścia, bo całą resztę wypracujemy sobie sami i z pomocą
wspaniałych ludzi, którzy nas otaczają.
L: Dziękuję bardzo za obszerny wywiad i do zobaczenia!
MR: Również dziękujemy.
Zdjęcie zespołu pochodzi z materiałów prasowych związanych z trasą koncertową Slavny Tur, którą blog LupusUnleashed objął patronatem medialnym.
Zdjęcie zespołu pochodzi z materiałów prasowych związanych z trasą koncertową Slavny Tur, którą blog LupusUnleashed objął patronatem medialnym.
Bardzo ciekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuń