Napisał: Łukasz "Babirs" Babski
Po “The Downward Spiral”, którą Trent popełnił w 1994
wszyscy obawiali się, że muzyka Nine Inch Nails spocznie na laurach i nie
przydarzy się temu zespołowi kolejny świeży i genialny album. Pięć lat po
premierze kultowej już Spirali Trent
dał swoim fanom ponad półtoragodzinną i niezwykle intensywną przejażdżkę
rollercoasterem spod znaku NIN zatytułowaną „The Fragile”. Utytłaną w smole i
przesiąkniętą narkotycznymi wizjami płytę, od której można się uzależnić.
Album otwiera banalnie proste i przez to świetne „Somewhat
dameged”, które miarowymi uderzeniami perkusji wgniata w ziemię. Trent znowu
pokazuje, że ma znakomite warunki wokalne (chyba najlepsze w swojej karierze)
oraz, że potrafi pisać świetne teksty. „The day that world went away” uspokaja
tępo, pozwala się ponieść i tworzy klimat, który choć trochę zmienny, pozostaje
ze słuchaczem do ostatnich sekund trwania albumu. Klawisze zawsze były znakiem
rozpoznawczym NIN, niezależnie czy brzmiały czysto czy ich brzmienie było
przesiąknięte elektronicznymi modulacjami.
„The Frail” pomimo swej prostoty brzmi niesamowicie przejmująco i
głęboko, jest to idealny wstęp do „The Wretched”. Elektronika w tym utworze na
stałe scala się z brzmieniem żywych instrumentów, zaś wplecione w tło pianino
buduje duszną atmosferę, która eksploduje pod wpływem słów: „ Now You know,
this is what it feels like…”. Zaczynam podejrzewać, co Trent chce opowiedzieć
tym albumem.
W „We’re in this together” mamy szybkie gitary I mocne
uderzenie na początku, które po połowie zaczyna balansować na granicy sennych
majak I mentalnego haju. Ten stan przechodzi również do tytułowego utworu, który
sennie rozkołysuje w sobie pomimo swojego dość ciężkiego charakteru.
„Just like You imagined” jest czystą zabawą koncepcją i
dźwiękiem, w którym instrumenty elektroniczne i gitary tworzą jedną spójną
całość. „Even Deeper” przywołuje na myśl płytę „Mezzenine” grupy Massive
Attack. Ciężki, miarowy bas tworzy gęstą jak smoła atmosferę, z której ciężko
się otrząsnąć. „Pilgrimage” chyba, jako jedyny nie przekonuje mnie do siebie.
Jest to utwór wypełniacz, na szczęście następna pozycja wynagrodzi nam to, „No,
You don’t” chyba najbardziej przypominający to, do czego Trent nas przyzwyczaił
na pierwszych albumach brzmi genialnie. Jest to stare, ale bardzo dokładnie i
dobrze odkurzone NIN. „La mer”, wyciszony, ale balansujący na granicy
narkotycznego snu utwór powstał w głowie Reznora w momencie, w którym ten miał
myśli samobójcze. „The Great Below”
oficjalnie zamyka pierwszy akt kruchej historii o upadku i poddawaniu się.
Narkotyczny utwór, niesamowity, głęboki i przejmujący.
„The Way Out Is Through” leniwie otwiera drugą część płyty,
czuć zmianę charakteru albumu. Odlatujemy razem z zespołem w próżnię. „Into The
Void” zaczyna się spokojnie, aby przejść w lekko skoczny i przyjemnie wpadający
w ucho utwór. Razem z głównym bohaterem wchodzimy w stan narkotycznego uniesienia,
które zaczyna się łamać w „Where Is everybody”. Świetny utwór o załamaniu i
nieustającej próbie poderwania się po kolejnej porażce. Raperskie zapędy
wypadają tutaj o wiele lepiej niż na debiutanckiej płycie (Pretty Hate
Machine). Im dłużej słucham płyty tym bardziej odczuwam, że celem było
odwzorowanie stanu narkotycznego umysłu. „The mark has been made”
instrumentalnie sprowadza nas, w co raz mroczniejsze klimaty, a w „Please”
wokal został specjalnie delikatnie stłumiony, co daje świetny efekt. „Starfuckers
Inc.” Jest kolejnym hitem komercyjnym płyty, który klimatycznie trochę odbiega
od całości, ale i tak bardzo przyjemnie uzupełnia całość. „Complication” jest
instrumentalnym geniuszem. Nafaszerowany elektroniką i przesycony upijającą
atmosferą przedziera się niepostrzeżenie do podświadomości i pozwala się
ponieść.
„I’m looking forward to joining You, finally” formą przygotowuje nas
do wielkiego zjazdu z haju, który następuje w „The Big Come Down”, który
kradnie cały album i bezdyskusyjnie jest moim zdaniem najlepszym utworem
nagranym pod znakiem Dziewięciocalowych Gwoździ. Połamany, wołający o pomoc, w
sumie jedno wielkie nie wiadomo, co które mnie porwało. Genialny tekst o
odrzuceniu, osamotnieniu i braku nadziei, trzeba sprawdzić koniecznie, niewiele
jest takich utworów! „Underneath It All”, bolesny utwór, nie analizując tekstu
niestety stwierdzam, że główny bohater nie poradził sobie i znowu sięga po…
„Ripe (With decay)” zamyka album, nie pozostawia nadziei.
Właśnie ujrzeliśmy upadek kolejnego człowieka. Tylko muchy nad nim wciąż
czuwają…
Pomimo, że pierwsza połowa nie zapowiada koncept albumu jest
oczywistym, że klimat zmierza w jednym kierunku i za muzyką kryje się coś
więcej. Kiedy Reznor nagrywał „The
Fragile” miał poważne problemy z narkotykami, co czuć na albumie. Słuchając
tego albumu miałem wrażenie, że frontman Nine Inch Nails tą płytą chce się
przed swoimi fanami wyspowiadać. Jest to spowiedź długa i mroczna, a do tego
wręcz boleśnie namacalna. Niewiele albumów wywołuje we mnie takie emocje jak
ten. Polecam jako początek przygody z NIN, dla mnie arcydzieło… Ocena: 10/10
Autor powinien wspomnieć, że kawałek "Just Like You Imagined" był wykorzystany w bardzo znanym (głównie z hasła "This is Sparta" i mnóstwa przeróbek) zwiastunie filmu "300"
OdpowiedzUsuńWidzę, że cd Nine Inch Nails nastapił :)
OdpowiedzUsuń"Nastąpił" - tak, zaiste. Być może nastąpi jeszcze nie raz ;)
Usuń