Napisał: Marcin Wójcik
28
listopada dwa tysiące trzeszczącego ukazał się debiutancki album projektu Black
Mynah – „Monster Stories”. W trzaskających mrozach początku dwa tysiące
szczerego kilka słów o tym krążku.
Black Mynah to solowy projekt Joanny Kucharskiej, basistki Kiev Office i 1926. Można rzec, że powstał na gruzach jej poprzedniego projektu - Marli Cinger. Black Mynah łączy w swoich kompozycjach brzmienia shoegaze, elektroniki i popowych melodii, a to wszystko okraszone jest niepokojącymi tekstami.
Zainteresowała mnie nazwa projektu, więc należało rozejrzeć się za jakimś tłumaczeniem. „Black Mynah” to po polsku „Kruk Azjatycki”. Ciekawe, tym bardziej, że w Azji występuje właściwie ten sam gatunek kruków, co w naszey Polszcze. No dobrze. Kruk, mówiąc ogólnie. Słyszałem o pewnej teorii, że nazwa zespołu, czy projektu powinna być przypadkowa i nic nie znaczyć. Z drugiej strony – tak się nie da, w głowie twórcy zawsze są jakieś skojarzenia. O czym zatem myślała Kucharska? Być może jest to nawiązanie do jej urody?
Kruk pełnił olbrzymią rolę w mitologiach różnych kręgów kulturowych. W dawnych mitach pełni role wyłącznie pozytywne. Czarny kruk uchodził za symbol inteligencji, był ptakiem wróżebnym i proroczym,
„Monster Stories” wydano nakładem gdyńskiej oficyny „Music Is The Weapon”. Okładka charakteryzuje się przepiękną grafiką utrzymaną w zimnych barwach. Dominują fiolety i czernie, a na pierwszym planie kontury dwóch zwierzaków (wyglądają na wilki) wypełnione… ornamentami. Na płycie znajduje się osiem kompozycji, o których szerzej – za chwilę.
Był ptakiem słońca i świtu, bo krakaniem obwieszczał nadchodzący dzień. W Turcji z tego powodu pełniły rolę w kulcie Mitry – ten kto osiągnął najniższy stopień wtajemniczenia w mitraizmie otrzymywał nazwę „kruk”. Spostrzegawczość, pojętność, oswajalność i bystrość uczyniły z niego posła bogów.
Longplay rozpoczyna się od pierwszych taktów „We started from the end”. Już w samym tytule czuć, że będzie filozoficznie, refleksyjnie. Owe „pierwsze takty” to elektroniczne nuty wywołane syntezatorem i uderzenia elektronicznej perkusji. Potem przełamuje je shoegaze’owa ściana gitar, choć elektroniczna perka pozostaje. Robi się klimatycznie, gitary lekko wyciszają się i wchodzi wokal. Akcentują uderzenia gitarowego akordu z lekkim wibrato. W refrenie ściana gitar powraca, ale jest nieco bardziej z tyłu.
Numerek drugi – „Secrets” to utwór, do którego nakręcono teledysk. Tutaj mamy do czynienia z bardziej piosenkową formą, rytm wystukany jest na naturalnej perkusji i jest dużo żywszy. „Secrets” ma pozytywny wydźwięk, a jego mocną stroną jest refren. Zaśpiewany wysokim, pięknym kobiecym wokalem. Gitary brzmią spokojnie, bez pazura, choć czuć w nich trochę noise’u i shoegaze.
Na czwartej pozycji plasuje się mój faworyt, czyli „Walking Towards The Gun p.1”. Podzielony na dwie części. Trudno podzielić to na dwa osobne utwory, ale ja szczególnie cenię sobie tę pierwszą i to do niej najchętniej wracam, nawet myślami, gdy przypomni mi się Black Mynah. Dlaczego? Z powodu instrumentu, którego użyto do nagrania tej kompozycji. Żeby było ciekawiej, na instrumencie tym zagrano wiodący temat utworu, został wysunięty na pierwszy plan. Czymże jest ten tajemniczy instrument? Już mówię: to klawiszowa zabawka o kształcie zielonego, trudnego do jednoznacznego określenia warzywa. Z tyłu zaś widnieje wszystkim nam dobrze znany napis „Made In China”. Klawisz ten jest dumnie prezentowany na zdjęciach, które można zobaczyć na facebookowym fanpejdżu Black Mynah. Brawa za kreatywność i dowcip. Takie smaczki uwielbiam. Sprawiają, że utwór jak i cała płyta, to twór nietuzinkowy i jednocześnie wskazuje, że twórca zachowuje zdrowy dystans do swoich dzieł. Nie ma co być do granic patetycznym, czy melancholijnym. Wirtuozeria warzywna! W dodatku na baterie!
Pomijając już ten niezwykły… syntezator (w sumie), „Walkin Towards The Gun” w obu częściach, jest po prostu świetną kompozycją. Świetnie rozpisana, ze swoim własnym klimatem, brzmieniem i wydźwiękiem. To zdecydowanie najmocniejsza strona tej płyty.
Ósmą, „potworną historyjką” jest „Snow Song”. Najkrótsza kompozycja, trwająca zaledwie minutę. Jest najspokojniejsza z całego albumu. Głos i gitara akustyczna delikatnie pieszczą uszy słuchacza zimową, herbaciano-kominkową kołysanką. W sam raz na porę roku, która właśnie trwa sobie w najlepsze, uprzykrzając życie ciepłolubkom, utrudniając komunikację i normalne funkcjonowanie.
W mitologii Skandynawów był często związany z Odynem. W ikonografii pojawiają dwa kruki, które uosabiają Pamięć (Muninn) i Myśl ( Huginn). Hugin i Munin siedzące na ramionach Odyna, władcy mądrości, bogów i świata. Symbolizuje umysł i pamięć (…)”
Reasumując „Monster Stories” to świetny album. Przemyślany, poukładany. Zawiera dobrze brzmiące i choć z filozoficzno-refleksyjnym chłodem, można odnaleźć w nim dużo ciepła. Dobrze robi nutka lo-fi, choć nie jest ono jakoś wyjątkowo „lo”. Jest ono dość czyste, w porównaniu do innych albumów lo-fi, które już słyszałem. Potężnym plusem jest warzywny syntezator, z którym już zawsze będzie mi się kojarzyć nie tylko „Monster Stories” ale sam Black Mynah. Longplay, dzięki użyciu tego instrumentu jest dla mnie dowodem na kreatywność i nutkę mądrego dowcipu, sprzężonego z dystansem, którego życzyłbym wielu innym artystom. Z resztą klawiszowe warzywo samo w sobie stało się takim symbolem, elementem, o którym trudno zapomnieć (nie mogę przestać o nim myśleć i pisać). Szkoda tylko, że wszystkie utwory są wyśpiewane po angielsku. Marla Cinger miała w swoim repertuarze piosenki w języku ojczystym i liczę na to, że takowe pojawią się także pod szyldem Black Mynah. Mimo to, gratuluję (kolejnego) debiutu i życzę dalszych tak mocnych i genialnych artystycznie pomysłów. Czekam z niecierpliwością na kolejne płyty. Ocena: 9/10
Albumu w całości można posłuchać, a także zakupić na bandcampie Black Mynah. Album można też zakupić na stronie wydawcy, Music Is the Weapon.
Dobre! Podoba mi się :)
OdpowiedzUsuń