Istniejący już dwadzieścia lat hiszpański Dark Moor właśnie zrealizował swój dziewiąty studyjny album. Nie wiem niestety jak się ma do poprzednich płyt zespołu, bo dla mnie to pierwsza przygoda z tą grupą. Spieszę zatem donieść, że jak na "pierwszy raz" mam pozytywne wrażenia, choć nie da się wcale ukryć, że w żadnym wypadku nie jest to wielka płyta...
Warto odnotować intrygującą, mroczną okładkę płyty, jakby nawiązująca do gotyckich opowieści grozy czy do naszego romantyzmu. Jednakże w sposób wyraźny nawiązuje także, choć zapewne nie było to w pełni zamierzone, do okładki debiutu grupy Marillion "Script for a Jester's Tears" z 1983 roku. Muzycznie zaś wyraźnie nawiązano do "Imaginaerium" Nightwisha, gdzie postawiono na bogate orkiestrowe aranże, mroczną opowieść i epicki klimat. Wszystko to, bowiem znajduje się na tym albumie.
Krótki, instrumentalny numer tytułowy wprowadza do szybkiego "First Lance Of Spain". Nie ma w nim niczego nowego, a wręcz można odnieść wrażenie słuchania tego, co zna się już z innych tego płyt, zwłaszcza klasyków gatunku. Broni się jednak: intensywnym brzmieniem, ładnym aranżem orkiestry i przede wszystkim tempem, które nie siada ani na chwilę. Podobnie jest w numerze drugim "This Is My Way", który jest odrobinę lżejszy i ponownie ma się dziwne wrażenie deja vu. Dużo lepiej wypada, energetyczny i wybrany na singiel "The Road Again". Nie rozumiem jednak czemu zdecydowano się na teledysk opowiadający o rajdowcu, kłóci się to bowiem trochę z konceptem okładki i ogólnego klimatu płyty. W tym samym żywym tempie utrzymany jest numer kolejny, czyli "Together As Ever". Trochę można nawet odnieść wrażenie, że całość jest trochę jakby za ckliwa, ale słucha się przyjemnie, bez jakiegoś szczególnego znudzenia.
Na szóstej pozycji znalazło się "Miasto pokoju" i w nim także tempo nie siada ani na moment, a nawet można odnieść wrażenie lekkich nawiązań do ostatniego Kamelot. Po nim mamy balladę "Gara and Jonay", operujacą motywami oklepanymi i znanymi, ale obywa się bez większych zgrzytów, czy rwania z głowy włosów.
Bardzo dobrze wypada następujący po nim, szybki i mroczny "Living in the Nightmare" przywołujący najlepsze momenty Avantasii, ale także, i to nie tylko w tym numerze, sięgający po patenty wypracowane przez zapomniane już trochę Savatage. Ciekawa sprawa w tym numerze dzieje się z wokalem Alfreda Romero, który przypominał mi tutaj intensywnie Serja Tarkiana, a przecież obaj panowie tworzą nieco odmienną muzykę. Kapitalnie wypada utwór zaśpiewany po hiszpańsku, czyli "El Ultimo Rey". Słychać w nim jak fantastyczny głos ma Romero. Ciekawie wypada też "Saint James Way", który może przywodzić trochę na myśl Rhapsody Of Fire i ponownie Kamelot. Znacznie lepsze wrażenie wywołuje jednak instrumentalny "Spanish Suite (Asturias)" będący metalową interpretacją utworu Isaaca Albéniza, hiszpańskiego kompozytora żyjącego i tworzącego na przełomie XIX i XX wieku. Wyśmienity to utwór i chętnie posłuchałbym więcej takich interpretacji. Może kiedyś powstanie cała płyta w hołdzie Albénizowi? Ten utwór fantastycznie wieńczy płytę, mimo, że na podstawowej wersji mamy jeszcze dwa bonusy: akustyczną wersję singla i orkiestrową "Living in the Nightmare". W wersji japońskiej zaś znalazł się też dodatkowy dysk z czterema innymi, w pełni orkiestrowymi, utworami oraz "Bohemian Caprice" Rachmaninowa.
W żadnym wypadku nie jest to album odkrywczy, klisza bowiem goni kliszę, ale niewątpliwie trzeba zauważyć, że najnowsze wydawnictwo Dark Moor charakteryzuje się mocnym, dopracowanym brzmieniem i nie popadającym w sztampę klimatem całości. Utwory są dobrze napisane, nie brakuje w nich solówek, ciekawych klawiszowych dodatków i przede wszystkim bogatych orkiestracji. To album zasługujący na uwagę i jeśli się należy do tych, którzy słyszą te grupę po raz pierwszy, zdecydowanie przyciągający i zachęcający do zapoznania się z wcześniejszymi pozycjami w ich dyskografii. Ocena: 8/10
Recenzja napisana do magazynu HMP (Heavy Metal Pages)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz