poniedziałek, 15 stycznia 2018

WNS w Czerni: Witchery, Cloak


W minionym roku po raz kolejny zaatakowała szwedzka ekipa z Witchery, którzy wydali nowy album w rok po bardzo udanym "In His Infernal Majesty's Service". Tego samego dnia 10 listopada premierę miała też płyta debiutantów ze StanówZjednoczonych, którzy postawili na ten sam gatunkowy miks czyli łączenie black metalu z thrashem i rockiem okultystycznym. W pierwszej w nowym roku odsłonie "WNS w Czerni" przysłuchamy się właśnie tym dwóm wydawnictwom.

1. Witchery - I Am Legion 

Ta szwedzka formacja istnieje już dwadzieścia lat, a zeszłoroczny najnowszy album "I Am Legion" to ich siódmy pełnometrażowy krążek. Pojawił się on w rok po powrocie w 2016 roku płytą "In His Infernal Majesty's Service" (o której pisaliśmy tutaj). Czy po roku można nagrać album równie udany jak poprzednik i utrzymać formę?


Okazuje się, że można. Zaczynamy od krótkiego instrumentalnego intro zatytułowanego "Legion" o Slayerowym zabarwieniu, ale zagranego z dużą większą soczystością, której ostatnio tej grupie zdecydowanie brakuje. Płynne przejście w klawiszowy wstęp bardzo dobrego "True North" a już po chwili następuje perkusyjno-gitarowa kanonada która przywodzi na myśl stary Satyricon. Te wrażenia idą również w parze z wokalami i harmoniami w tle. Świetnie wypada też "Welcome, Night", który porywa swoim mrokiem i dusznym klimatem, ciętymi riffami, basowym mocnym tłem i wtórującą im perkusją. W połowie utwór rozkręca się z kolei do znacznie szybszych temp, które fantastycznie wchodzą w głowę i nie chcą z niej wyjść. Tempo nie siada w mocnym i melodyjnym "Of Blackened Wing" ponownie zahaczającym o rejony znane z twórczości Slayera czy Celtic Frost. Klimaty niczym z Bathory pojawiają się w znakomitym "Dry Bones"w którym cięte riffy, dysonansowe zagrywki i mroczne tempo wgniatają w ziemię. Ten szybko przeskakuje w bardzo szybki "Amun-Ra", który również fantastycznie przetacza się przez czerep. Dzieje się tak zwłaszcza w death metalowym rozwinięciu w drugiej połowie bliskim patentom takie grania rodem z Niderlandów i oczywiście klasyków w rodzaju Death. Intensywny jest również świetny "Serpahic Terror" w którym gitarzyści pozwalają sobie na odrobinę niższy strój i ponownie uderzają w rejony death metalu.

Po nim wpada "A Faustian Deal" w którym nie ma mowy o zaniżeniu poziomu. Ponownie kłania się tutaj dawny Satyricon i to w takim stopniu, że za pierwszym razem miałem wrażenie że cofnąłem się do gimnazjum gdy po raz pierwszy usłyszałem wspomnianą grupę. W zbliżonym tonie utrzymany jest równie udany "An Unexpected Guest", choć więcej tutaj zagrań bardziej typowych dla thrash i death metalu. Druga miniaturka na płycie to niespełna dwuminutowy "Great Northern Plague" o filmowym wymiarze, marszowymi perkusjonaliami i odgłosami w tle mającymi miejsce gdzieś w średniowieczu stanowi właściwie zakończenie albumu. Po nim jednak pojawia się jeszcze kolejny bardzo dobry utwór "The Alchemist" gdzie czeka nas następna porcja ostrych, melodyjnych gitarowych riffów, szybkiej perkusji i świetnego blackowego klimatu. Wersja rozszerzona zawiera zaś jeszcze dwa bonusowe numery. "Ragnarok" o nieco bardziej garażowym charakterze i sięgający po thrashowe patenty nieco odstaje od całości, ale prezentuje równie interesujące granie. Nieco lepiej wypada Slayerowy w duchu melodyjny "Apex Ghoul".
Ocena: Pierwsza Kwadra

Witchery nagrało płytę przyjemną, szybką i melodyjną która spodoba się wielbicielom nie tylko szwedzkiej grupy, ale także tym lubiącym zespoły które wyraźnie ich inspirują. Nie jest to w żadnym stopniu granie odkrywcze, ale miejscami bardzo angażujące, które doskonale sprawdzi się zarówno na żywo, jak i puszczane głośno ku dezaprobacie sąsiadów gustujących w disco polo. Jest to również krążek równie udany jak poprzednik, choć mogący także nieco razić oczywistymi zagrywkami, rozwinięciami i pewną powtarzalnością w ogólnej konstrukcji i melodyce.


2. Cloak - To Venomous Depths

Ze Skandynawii przenosimy się do Stanów Zjednoczonych na spotkanie z debiutantami, którzy muzycznie myślą podobnie choć sięgają w swoim brzmieniu nieco głębiej, bo śmiało można się u nich doszukać także inspiracji latami 70tymi, czy takimi grupami jak nie istniejąca już okultystyczna hard rockowa formacja The Devil's Blood. Cloak powstało w 2013 roku w Atlancie i ma na swoim koncie demówkę z 2015 roku i epkę wydaną rok później zatytułowaną po prostu "Cloak". Od początku w zespole gra czterech muzyków: basista Matt Scott, perkusista Sean Bruneau, gitarzysta Max Brigham oraz śpiewający gitarzysta Scott Taysom. Na debiutanckim albumie znalazło się zaś dziewięć numerów o łącznym czasie około pięćdziesięciu ośmiu minut.

Otwiera ją "To Venomous Depths/Where No Lights Shine" zdradzający inspirację Tribulation. Instrumentalny rozbudowany wstęp osadzony jest w dość wolnym dusznym tempie, a wraz z wejściem wokalu całość przyspiesza i robi się też nieco podobnie do Witchery czy wczesnego Satyricona, więcej tutaj budowania atmosfery i zwolnień kojarzących się ze wspomnianym The Devil's Blood. Następny w kolejce znakomity "Within The Times Black" jest niewiele krótszy, bo trwa około siedem minut (poprzednik około osiem). Tu także jest dość wolno i mroczno, gitary wygrywają bardzo atrakcyjne melodyjne riffy, surowy bas nadaje złowieszczy charakter mogący wręcz kojarzyć się z Paradise Lost. Nieco ponad sześciominutowy "The Hunger" znalazł się na miejscu trzecim który wyłania się z ciszy, by po chwili uderzyć i zdecydowanie przyspieszyć. Ponowie niemal siedmiominutowy jest "Beyond The Veil" w którym znakomity klimat i tempo nie siada nawet na moment. Nieco wolniejszy, ale równie soczysty i klimatyczny robi naprawdę dobre wrażenie. Kolejnym wolniejszym numerem jest instrumentalny czterominutowy "Death Posture", w którym istotną rolę odgrywa mocno wysunięty na przód mruczący bas, a nawet sięga się po doomowe patenty gdzieś z lat 70tych właśnie.

Szybsze granie, o nieco blackowo-deathowym zabarwieniu wraca w bardzo udanym melodyjnym "In The Darkness, The Path" w którym ponownie blisko do Paradise Lost. Gdyby zaś zmienić harshowany wokal na czysty nie powstydziłaby się go nawet Metallica, oczywiście przy założeniu że nie zepsuliby brzmienia i potrafiliby tak grać. Siódmy kawałek "Forever Burned" wypada równie interesująco - gotyckie tło, melodyjne riffy i monumentalne perkusyjne wejście zbliża nieco do Mercyful Fate, które jeszcze bardziej postawiło na ciężar i mrok. Na próżno jednak szukać tutaj wysokich wokaliz. Najkrótszy na krążku, niespełna trzyminutowy "Passage" to usypiające nieco czujność lekkie interludium, które kapitalnie wprowadza w dziesięciominutowy finał pod postacią "Deep Red". Gitarowe, ponure i melodyjne zarazem wejście, rozwinięcie się w nieco progresywnym stylu ponownie zdradza nieco inspirację Tribulation, Mercyful Fate, Diamond Head czy wspomnianego już The Devil's Blood. Jest zatem mrocznie, melodyjnie i dość skocznie, a przynajmniej na tyle, na ile pozwala takie granie.

Ocena: Pierwsza Kwadra
Cloak to jeden z najciekawszych debiutów zeszłego roku, choć może nieco nużyć obrana konwencja grania pod Tribulation czy Witchery. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to album bardzo solidny, świetnie zrealizowany i niezwykle przyjemny w odsłuchu. Amerykanie mają szansę zwrócić na siebie uwagę, zwłaszcza jeśli jeszcze mocniej popracują nad własnym, bardziej charakterystycznym stylem, bo potencjał w ich muzyce jest naprawdę spory i muszę przyznać, że był to jeden z najczęściej słuchanych przeze mnie albumów końcówki zeszłego roku. Warto go sprawdzić jeśli jest się wielbicielem melodyjnego okultystycznego grania mieszającego różne style i z ogromnym szacunkiem dla początków takiej muzyki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz