Jeśli Pathfinder jest polskim Rhapsody (Of Fire), to spieszę donieść, że mamy też polski odpowiednik grupy Epica, nieistniejącej już (również niderlandzkiej) After Forever, Within Temptation, a nawet, i tu zdecydowanie najbliżej, Nightwisha, zwłaszcza jeśli przywoła się w pamięci ich ostatni album "Imaginaerum". Victorians Aristocrat's Symphony, bo tak brzmi ich pełna nazwa, pochodzą z Bielska Białej i podobnie jak Pathfinder nie przypominają niczego, co zwykle wydaje się w Polsce...
Zaczęli w 2008 roku jako Noxiferis. Pod tym szyldem wydali bardzo ciekawą demówkę "Signum Noctis" w 2010 roku. W niedługo potem postanowili nieco urozmaicić swoją dość surową, ale już wtedy klimatyczną muzykę o bardziej epickie brzmienie i większą ilość melodii. W 2012 roku narodził się nowy zespół: Victorians Aristocrat's Symphony, który swój debiutancki materiał zrealizował w październiku tego samego roku. Debiutancki materiał tym razem był albumem długogrającym, a w tym roku, jako jedyna polska ekipa wystąpią na balu u samego hrabiego Draculi, we współczesnym, a nie wiktoriańskim, Londynie. Mowa oczywiście, o Vampire Ball w miejscowości Whitby, gdzie od 24 do 27 października odbywać się będzie Międzynarodowy Festiwal Filmowy imienia Brama Stokera. Victorians nie kryje się ze swoimi wiktoriańskimi inspiracjami: ubierają się w stroje z epoki, a dwóch członków (wokalistka i basista, zajmujący się także orkiestracjami projektu) grało wcześniej we wspomnianym Noxiferis.
Pierwszy utwór, zatytułowany "Descent of Your Destiny" otwiera mocne filmowe wejście, zbudowane na smyczkach, kotłach i operowym chórze, a potem wszystko się rozpędza. Potężne, epickie brzmienie w niczym nie ustępuje temu, które znamy z niderlandzkiej grupy Epica, czy fińskiego Nightwish. W kolejnym również nie zwalniamy tempa: na orkiestrowym, rozbudowanym tle gna perkusja, pobrzmiewa pianino, mroczne i ciężkie riffy gitar i szybka perkusja. I tak przez kolejne numery, a jest ich dziesięć. W sumie trzy kwadranse epickiej podróży. W każdym utworze mamy atmosferę rodem z wiktoriańskich powieści grozy, cięższe przejazdy, ale przede wszystkim mamy bogato eksploatowane orkiestrowe elementy, które dodają całości filmowego rozmachu. I choćby z tego powodu nie ma co się rozpisywać o każdym z osobna, bo byłoby ciężko.
Grupa Victorians w całej okazałości... |
Jest to materiał bardzo jednolity, miejscami nawet monotonny (czy też raczej, przytłaczający swoim ogromem), ale bynajmniej nie nużący. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, wyśmienite brzmienie, za którym stoi Mariusz Piętka z częstochowskiego MP Studio. Po drugie, rewelacyjny, potężny operowy wokal Eydis (naturalnie jest to pseudonim artystyczny). Od razu nasunęła mi na myśl Tarję Turunen czy Anette Olzon z Nightwisha czy Simone Simmons z holenderskiej grupy Epica (którą bardzo lubię). Przede wszystkim z tych właśnie powodów albumu słucha się jednym tchem, mimo, że tak naprawdę nie ma na nim nic nowego, ani odkrywczego, od początku do końca jest potężnie, dynamicznie i pompatycznie, ale jednocześnie z dużym wyczuciem proporcji, nie jest przesadzony długościowo, ani się nie dłuży. Owszem, miejscami ogrom i wspomniana już jednolitość sprawia, że miało by się ochotę na odrobinę wytchnienia, zwolnienia czy lżejszych dźwięków. Na razie jednak: postawili na materiał potężny i ekspansywny, pędzący od początku do końca. Właściwie, do niemal końca, bo mi osobiście w wybrzmieniu ostatniego numeru brakowało mocniejszego akcentu na koniec.
Gdyby był to kolejny album z zagranicy najpewniej byłbym bardziej krytyczny. Within Temptation, czy Epica kieruje swoją muzykę na trochę inne tory. Nieco inaczej też brzmi obecny Nigthwish, choć ostatniej wyśmienitej i filmowej (posiadającą zresztą takowy) płycie rozmachu (i ogromu) odmówić nie można było. Ale to Polska płyta (!). I może dlatego zachwyca, precyzją wykonania, światowym brzmieniem i pomysłem, który może wykiełkować w coś naprawdę dobrego, żeby nie powiedzieć (i przypadkiem nie zapeszyć) wielkiego. Całość, podobnie jak miało to miejsce z Pathfinder, musi się dotrzeć ze sobą, skrystalizować. Jeśli drugi album będzie równie udany, a jednocześnie nieco inny, "lżejszy" od debiutu, to razem ze wspomnianym Pathfinderem będziemy mieli dwa, niezwykle interesujące symfoniczne zespoły mogące swobodnie konkurować z największymi tuzami gatunku. Ja w każdym razie trzymam kciuki. Moim zdaniem, naprawdę jest za co.
Ocena: 9/10
Nie, nie i jeszcze raz nie. ;) do tego ta okładka jakos tez mi nie przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńjednego nie można pominąc - wokal jest niezły. :)
Gitarzysta Utis również tworzył Noxiferis ;) Perkusista dołączył do składu już podczas tworzenia materiału na Revival, ale zdążył jeszcze zagrać jeden koncert pod szyldem Noxiferis. To tak dla uściślenia :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to jedna z większych bomb w polskim swiatku muzycznym w 2012 roku. Płyta prawie idealna.
Pozdrawiam
Cenna uwaga. Dzięki :) Również pozdrawiam.
Usuń