Na początku istnienia tego bloga już pisałem o grupie Dice, i to nawet dwukrotnie, z tą różnicą, że było to o nieistniejącym już szwedzkim zespole z lat 70 ubiegłego wieku. Nie dawno zaś otrzymałem płytę ze Stargardu Szczecińskiego od zespołu, który nazywa się... Dice i nie ma ze Szwedami nic wspólnego, oprócz nazwy. Polski Dice to ostre, nieco staromodne granie z polskimi tekstami...
Zespół Dice powstał w 2007 roku, jego obecny skład to czterech muzyków: śpiewający gitarzysta Łukasz Przybylski, basista Karol Przybylski, gitarzysta Marcin Bagiński oraz perkusista Mateusz Szeremeta. Zdobyli liczne wyróżnienia i nagrody: I miejsce na Stargardzkim przeglądzie zespołów rockowych w 2010 roku, I miejsce w konkursie audycji Radia Koszalin oraz I miejsce na Nowgardzkim przeglądzie zespołów rockowych w 2011 roku, jak również I miejsce w internetowym konkursie Heavy Metal na www.soundrive.pl i II miejsce na III Stargardzkim przeglądzie zespołów rockowych w roku mijającym, czyli 2012. Mieli okazję grać z takimi artystami i zespołami jak: Ex-Deep Purple czyli Nick Semper & Nasty Habits, Proletaryat, After Blues, Tymon & The Transistors, Imish czy Pogodno. Płyta "Stara Historia" jest ich długogrającym debiutem fonograficznym (z dwoma singlami), którą nagrali własnym sumptem w Red Studio w Morzyczynie w sierpniu i wrześniu 2012 roku i wydał ją przy wsparciu Stargardzkiego Centrum Kultury oraz Urzędu Miasta Stargardu Szczecińskiego. Zespół planuje również trasę koncertową po Polsce - czytam w liście, jaki otrzymałem wraz z płytą.
Na płycie znalazło się ponad pięćdziesiąt minut sążnistego, gitarowego grania wyrwanego gdzieś z dawnej polskiej szkoły rockowego grania z lat 70. tylko nagrane w sposób nowoczesny, zachowując jednocześnie garażowy brud i surowiznę. Samo granie może kojarzyć się też z nieistniejącym już Black River, a nawet z Flapjackiem, Luxtorpedą czy bezkompromisową grupą "Titusa" Pukackiego Anti Tank Nun. Dźwięki nie są też jakieś rewolucyjne, chłopaki po prostu grają mocnego, wpadającego w ucho, przebojowego rocka z przyległościami okraszonego i chwała im za to: polskimi tekstami.
Już otwierający, wolny i nisko strojony "Oko za oko" może się spodobać, jednak po nim pojawiają się utwory zarówno lepsze i gorsze. Utwór drugi "Kręć, kręć, kręć" z podobną, nisko strojoną i wolną strukturą i tekstem z przymrużeniem oka o dziewczynie, która bohater liryczny chce mieć. Nic wielkiego, ale słucha się przyjemnie. Nieco inny, bardziej melodyjny i trochę stonerowy jest "Ludzki strzęp", który przywieść może też na myśl Black Sabbath (te riffy niczym z palców Iommi'ego). Po nim otrzymujemy singlowy "Na zabój". Ponownie wolniejsze, niższe tempo i brudniejszy, nieco pustynny szlif. Znacznie lepiej wypada jednak skoczna "Cała Ty", która pojawia się na płycie z numerem piątym. Na szóstej pozycji mamy kawałek "Znikaj" (również będący singlem z płyty) z ciekawym wejściem, mamy tu bowiem coś z psychodeli, coś z blues rocka i wszystko brzmiałoby naprawdę kapitalnie, gdyby... o tym później.
Jest też utwór tytułowy, jeden z krótszych na płycie, ale też jeden z najciekawszych. Przynajmniej pd względem instrumentalnym, znów bowiem jest przebojowo i trochę tak pustynnie.
Najdłuższy, ósmy utwór na płycie "Spektakl" z kolei zaskakuje post-rockowym intrem i ogólnie dość spokojnym, wolnym tempem. Gdyby przypadkiem pojawiły się tu klawisze, byłby to utwór, który mógłby znaleźć się na którejś z wczesnych płyt Budki Suflera, a przy złagodzeniu nieco riffów, nawet u Riverside. Przedostatni "Opętany" (nie mylić z jednym z pierwszych kawałków nieistniejącego już gdyńskiego Blue Jay Way) znów wraca do gęstszego, stonerowego riifingu i dusznego tempa. I ponownie byłby rewelacyjny utwór gdyby nie sprawa, która psuje efekt. Dobra, nie trzymam w szachu: wokal. Wysilony, na tę samą nutę i bez polotu, tam gdzie można by spokojniej nie ma liryzmu, tam gdzie prosi się o wyciągnięcie wyżej urywa się, jest sucho. Za bardzo chce przypominać Macieja Taffa czy Tomasza Lipnickiego. Brakuje w nim czegoś wyrazistego, czegoś co będzie współgrać z graną przez chłopaków muzyką, na dłuższą metę po prostu męczy i nudzi.
Jest jeszcze finałowy utwór. zatytułowany "Anchedonia" który przywodzi skojarzenia z Hendrixem, ale tylko z początku i we fragmentach, tak mamy kolejnymelodyjny hard rockowy z lekkimi stonerowymi inklinacjami kawałek. Gdy utwór się kończy, czeka na słuchacza bardzo miła niespodzianka. Jeszcze jeden utwór, tylko tym razem w pełni instrumentalny. Nie jestem pewien, czy to alternatywna wersja któregoś na płycie, ale chyba raczej wariacja na temat każdego z osobna. I paradoksalnie to ona wypada najciekawiej z całej płyty.
Podsumowując, na pewno jest to debiut udany i dobrze zrealizowany, przebojowy i nie przekombinowany. Łączący tradycję rockowego grania z nowoczesnym brzmieniem, wpadający w ucho. Teksty też, choć oryginalnością nie grzeszą, nie są przesadzone i nie trącą sztampą. Pod względem instrumentalnym i pomysłów na swoje utwory Dice wypada znakomicie, gorzej jest niestety z wokalem. Dobrze by było gdyby Łukasz zastanowił się nad zmianą maniery, czasem jest zbyt jednostajna i sucha, albo gdyby znaleźli piątego członka zespołu, który doda do całości pazura, lekkości i przede wszystkim uzupełni ewidentne braki emocjonalne w kawałkach. Inną drogą jest też pójść w pełny instrumental, ale wtedy byłoby za dużo podobnie grających kapel. Kciuk w górę, czekam na jeszcze lepszą płytę.
Ocena: 6,5/10
Zastanawiam się, jak to jest w takich wypadkach z prawami do nazwy. tamten zespół nie istnieje, ale mimo wszystko. i branża ta sama jest.
OdpowiedzUsuńZważywszy na fakt, że to polski zespół, a tamten był szwedzki to prawa raczej nie mają racji byt, chyba, że by chcieli wyjść za granicę ze swoim materiałem, a na to się raczej jeszcze nie zanosi. Poza tym musieli by się znaleźć osoby, które dysponują prawami do muzyki tamtego Dice, a nie wydaję mi się, żeby jakaś aktualnie istniejąca wytwórnia takowe posiadało, bo wznowień nie ma, a żaden z ówczesnych muzyków dziś, jeśli żyją nadal, muzyką się również raczej nie zajmuje, więc spokojnie mogą taką nazwą rozporządzać ;)
UsuńWydaje mi się, że miejscami ta recenzja podobna jest do recenzji z serwisu metalzine.pl. Ktoś od kogoś pożyczał?
OdpowiedzUsuńDobre... Nie czytałem wcześniej recenzji na serwisie metalzine.pl i w sumie nie widzę też zbytniego podobieństwa. Poza tym co jest złego w posiadaniu podobnych skojarzeń? Dostałem płytę, przesłuchałem i opisałem w taki sposób, szczerze mało obchodzą mnie recenzje na innych portalach, bo często się z nimi nie zgadzam. Poza tym "oskarżenia" tego typu są raczej bezpodstawne. Pozdro.
Usuń