wtorek, 7 czerwca 2016

Aluk Todolo - Voix (2016)


Napisał: Karol Pięknik


Pierwotne moce kosmosu, ezoteryka, transformacje elementów budulcowych świata, tajemnice umysłu i świętość – to jedne z wielu konceptów stojących za muzyką tworzoną przez Francuzów z Aluk Todolo. Jak tutaj nie odczuć ciarek na plecach, gdy na pytanie o źródło tytułu ich najnowszego albumu – "Voix" – odpowiadają oni, że w swojej muzyce zawsze odczuwali coś, co skrycie czai się w jej zakamarkach, że słyszeli w niej pewne głosy, a teraz po prostu skupili się na ich przywołaniu, by te mogły swobodnie wybrzmieć?

Aluk Todolo to powstała w 2004 roku grupa złożona z trzech weteranów francuskiej sceny black metalowej – perkusisty Antoine'a Hadjioannou, basisty Matthieu Canaguiera i gitarzysty Shantidasa Riedackera. Bardzo charakterystyczne brzmienie ich muzyki sprawiło, że wielu krytyków, dziennikarzy i słuchaczy mówi o nich jako "eksperymentatorach łączących black metal z krautrockiem", ale sam zespół odnosi się do takich stwierdzeń chłodno i na pytania o tworzoną przez siebie muzykę woli odpowiadać takimi terminami, jak "pierwotny puls" i "fizyczna manifestacja idei poprzez dźwięki", niż podając etykietki gatunkowe. Ich początkowe dokonania – EPka s/t, "Descension", "Finsternis" i "Ordre" – były w dużej mierze eksperymentami studyjnymi. Cechowały się one bardzo upiorną i niepokojącą, wręcz horrorową atmosferą, przypominając w ten sposób muzykę spod szyldu dark ambient, ale będąc zarazem bardziej surowymi i dzikimi dziełami. Formuła została zmieniona przy okazji wydanego w 2012 roku "Occult Rock", kolosalnego dzieła rozłożonego na 2 LP. Zespół, zachowując fundamenty swojej filozofii gry, ukazał relatywnie przystępniejsze oblicze próbując uchwycić esencję swoich koncertowych występów. "Voix" dąży w tym samym kierunku bardzo przypominając swojego poprzednika, ale będąc jednocześnie dziełem o wiele bardziej złowieszczym i psychodelicznym, prowadząc do fuzji dwóch reprezentowanych do tej pory kierunków. W stosunku do swojego poprzednika jest też o wiele bardziej skondensowany i trwa około 40 minut, czyli połowę tego, co "Occult Rock".

"Voix" (fr. głosy), album wydany 5 lutego 2016 roku przez wydawnictwo Ajna Offensive, jest w zasadzie jedną długą, tytułową suitą, która podzielona została na sześć części. Jako tytuły otrzymały one długość trwania wyrażoną w minutach i sekundach (bądź, podobnie, jak na "Occult Rock", kolejne cyfry w numeracji rzymskiej – taką wersję można ujrzeć na Spotify). Wewnętrzne podziały są dość umowne, gdyż "Voix" nieustannie podlega przeobrażeniom, których z reguły nie odzwierciedla tracklista i zdarza się, że początek nowej części kontynuuje przez pewien czas główny temat z poprzedniej. Materiał zarejestrowany został analogowo, czyli na taśmę, uchwytując wszystkich muzyków grających jednocześnie. Miało to na celu uzyskanie dwóch efektów. Po pierwsze, bardzo duży nacisk zespół położył na relacje przestrzenne między instrumentami, z którymi dużo w trakcie prób i komponowania eksperymentował, a co technologia analogowa bardzo ładnie jest w stanie uchwycić. Po drugie zaś, jak przyznali członkowie Aluk Todolo - takie kolektywne nagranie znacznie zwiększa intensywność przeżycia podczas rejestracji albumu – sesja przeistacza się wtedy w uchwycony, unikalny koncert.

Podstawowe elementy budujące muzykę Aluk Todolo nie zostały drastycznie zmienione na "Voix" w stosunku do "Occult Rock" – zostały raczej nieco inaczej zaaranżowane. Bazą kompozycji wciąż pozostają mantryczne linie basowe, przy czym często przypominają one tutaj mamrotane inkantancje, których zaciekłość w ciągłych repetycjach tworzy hipnotyczną atmosferę. Perkusista Antoine gra ekstremalnie dynamicznie, bardzo pierwotnie i plemienne, ale zarazem jest w jego rytmach coś bardzo jazz(core)ującego. Połączenie tych dwóch elementów – bardzo statycznego, zatopionego w transie basu i ruchliwej, pchającej wszystko do przodu perkusji – tworzy przestrzeń i arenę, po której szaleją opętane całkowitą ekstazą dźwięki gitary.


Rozpoczynający się bezpośrednim uderzeniem w twarz "8:18" wraz z następującym po nim "7:54" oraz początkiem "5:01" stanowi zasadniczo jeden, niezakłócony magiczny rytuał. Na tle hipnotyczno-ekstatycznej sekcji rytmicznej Riedacker prezentuje spazmatyczny, amorficzny ciąg gitarowych dźwięków wykorzystując w tym celu z dużą swobodą tak przesterowane akordy oraz niepokojące, dysonansowe melodie, jak i ataki sprzężeń. Nie odnajdziemy tutaj tradycyjnie pojmowanych riffów, czy progresji. Z jednej strony muzyka ta jest na tyle dynamiczna, zmienna i niestała, że wymyka się wszelkim próbom złapania jej i ogarnięcia, a z drugiej zapętlone linie basowe wprowadzają w transowy nastrój i wybijają nas z jakiegokolwiek odczuwania czasu. Pierwszy moment, w którym otrzymujemy chwilę na wytchnienie następuje około pierwszej minuty trwania "5:01". Wraz z zanikaniem dźwięków zakończonej ekstazy zostajemy witani relatywnie czystymi, wybrzmiewającymi akordami i szeleszczącymi talerzami. Stan ten utrzymuje się jednak tylko nieco ponad minutę, po czym nagła eksplozja ponownie rzuca nas w dionizyjską, szaleńczą orgię. Do tej pory dość okrągły i mamroczący bas przeistacza się w rozwrzeszczaną bestię, gitara zdaje się przeżywać jeszcze silniejsze spazmy, a wszystko to podkreślane jest przez zabójczo nieustępliwy szał perkusji.

Ostatnie dźwięki "5:03" brzmią po raz pierwszy jak definitywny koniec większej całości. Czwarta część "Voix", "7:01", rozpoczyna się eksplozją sugerującą następną szaleńczą gonitwę, ale w rzeczywistości otrzymujemy utwór bardzo zbliżony do dawniejszych dokonań grupy, jak choćby "Ordre". W tym wolno posuwającym się do przodu dziele z pajęczą perkusją i prowadzącą melodią basu, nad którymi wysoko w powietrzu wyją gitarowe dźwięki, główną rolę odgrywa bardzo niepokojąca, wręcz nawiedzona atmosfera – przez co "7:01" brzmi jak idealny soundtrack do horroru utrzymanego w temacie duchowych opętań i wiedźmich kultów. Nagłe przyspieszenie następuje dopiero tuż pod koniec, płynnie przechodząc w część piątą – "5:34". Ta szybko pokazuje bagaż black metalowych doświadczeń członków Aluk Todolo dostarczając nam grane tremolo mroczne, atmosferyczne riffy. Około drugiej minuty otrzymujemy zwolnienie uwieńczone powrotem znanego z drugiej połowy "5:01" gryzącego basu. Temat ten ciągnie się z nami aż do kolejnej, ostatniej już części – "9:29". Transowej sekcji rytmicznej towarzyszy modulowana efektami gitara swobodnie eksplorująca różne zakątki dźwiękowe i brzmieniowe, kreując bardzo odrealnioną i lovecraftowską atmosferę. Szósta część jest zasadniczo narastającym budowaniem punktu kulminacyjnego, który następuje około połowy czwartej minuty. Muzycy do granic swoich możliwości eksplorują natężenie i ostateczne uniesienie, by wypuścić nas około piątej minuty i od tej pory powoli, spokojnie oddalając się w muzyczną nicość pozostawiają słuchacza samemu sobie, by ten stopniowo wrócił do rzeczywistości.

"Voix" nie miał żadnego kierunku, w którym mógł nas prowadzić ani historii, którą mógł opowiedzieć. Nie zależało mu też na współcześnie postrzeganych walorach estetycznych. Przywołane przez Aluk Todolo dźwięki zapewniły raczej bardzo pierwotne, sakralne doświadczenie, traktując muzykę jako medium obrzędowe, jak to często miało i wciąż ma miejsce w kulturach tradycyjnych. Chodziło o absolutny trans i zatopienie się w doświadczaniu i przeżywaniu dźwięków i stojących za nimi konceptów. I moim zdaniem członkom Aluk Todolo doskonale udało się to uchwycić. Muzycy ci udowadniają, że to pierwotne odczucie sacrum – z czegokolwiek by nie wypływało – jest jednak na tyle uniwersalne, że można je osiągnąć środkami, które dostępne są i naszym czasom. Nie trzeba sięgać po wykorzystywanie dawnych instrumentów i kopiowanie wzorców z przeszłości lub przekazów etnomuzykologów. "Voix" to nie tylko po prostu album muzyczny, ale też rytuał zaklęty w dźwiękach. Co prawda moim zdaniem "Occult Rock" osiągał ten sam cel znacznie lepiej i "Voix" wypada przy nim trochę jak odgrzewany kotlet. Prezentuje on też znacznie mniej pomysłów, ale dzięki ściśnięciu materiału do 43 minut nie jest to tak mocno odczuwalne. Wciąż to naprawdę świetny, strasznie wciągający album. Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz