Napisał: Karol Pięknik
Pierwotne moce
kosmosu, ezoteryka, transformacje elementów budulcowych świata, tajemnice
umysłu i świętość – to jedne z wielu konceptów stojących za muzyką tworzoną
przez Francuzów z Aluk Todolo. Jak tutaj nie odczuć ciarek na plecach, gdy na
pytanie o źródło tytułu ich najnowszego albumu – "Voix" – odpowiadają
oni, że w swojej muzyce zawsze odczuwali coś, co skrycie czai się w jej
zakamarkach, że słyszeli w niej pewne głosy, a teraz po prostu skupili się na
ich przywołaniu, by te mogły swobodnie wybrzmieć?
Aluk Todolo to
powstała w 2004 roku grupa złożona z trzech weteranów francuskiej sceny black
metalowej – perkusisty Antoine'a Hadjioannou, basisty Matthieu Canaguiera i
gitarzysty Shantidasa Riedackera. Bardzo charakterystyczne brzmienie ich muzyki
sprawiło, że wielu krytyków, dziennikarzy i słuchaczy mówi o nich jako
"eksperymentatorach łączących black metal z krautrockiem", ale sam
zespół odnosi się do takich stwierdzeń chłodno i na pytania o tworzoną przez
siebie muzykę woli odpowiadać takimi terminami, jak "pierwotny puls"
i "fizyczna manifestacja idei poprzez dźwięki", niż podając etykietki
gatunkowe. Ich początkowe dokonania – EPka s/t, "Descension",
"Finsternis" i "Ordre" – były w dużej mierze eksperymentami
studyjnymi. Cechowały się one bardzo upiorną i niepokojącą, wręcz horrorową
atmosferą, przypominając w ten sposób muzykę spod szyldu dark ambient, ale
będąc zarazem bardziej surowymi i dzikimi dziełami. Formuła została zmieniona
przy okazji wydanego w 2012 roku "Occult Rock", kolosalnego dzieła
rozłożonego na 2 LP. Zespół, zachowując fundamenty swojej filozofii gry, ukazał
relatywnie przystępniejsze oblicze próbując uchwycić esencję swoich
koncertowych występów. "Voix" dąży w tym samym kierunku bardzo
przypominając swojego poprzednika, ale będąc jednocześnie dziełem o wiele
bardziej złowieszczym i psychodelicznym, prowadząc do fuzji dwóch
reprezentowanych do tej pory kierunków. W stosunku do swojego poprzednika jest
też o wiele bardziej skondensowany i trwa około 40 minut, czyli połowę tego, co
"Occult Rock".
"Voix"
(fr. głosy), album wydany 5 lutego 2016 roku przez wydawnictwo Ajna Offensive,
jest w zasadzie jedną długą, tytułową suitą, która podzielona została na sześć
części. Jako tytuły otrzymały one długość trwania wyrażoną w minutach i
sekundach (bądź, podobnie, jak na "Occult Rock", kolejne cyfry w
numeracji rzymskiej – taką wersję można ujrzeć na Spotify). Wewnętrzne podziały
są dość umowne, gdyż "Voix" nieustannie podlega przeobrażeniom,
których z reguły nie odzwierciedla tracklista i zdarza się, że początek nowej
części kontynuuje przez pewien czas główny temat z poprzedniej. Materiał
zarejestrowany został analogowo, czyli na taśmę, uchwytując wszystkich muzyków
grających jednocześnie. Miało to na celu uzyskanie dwóch efektów. Po pierwsze,
bardzo duży nacisk zespół położył na relacje przestrzenne między instrumentami,
z którymi dużo w trakcie prób i komponowania eksperymentował, a co technologia
analogowa bardzo ładnie jest w stanie uchwycić. Po drugie zaś, jak przyznali
członkowie Aluk Todolo - takie kolektywne nagranie znacznie zwiększa
intensywność przeżycia podczas rejestracji albumu – sesja przeistacza się wtedy
w uchwycony, unikalny koncert.
Podstawowe elementy
budujące muzykę Aluk Todolo nie zostały drastycznie zmienione na
"Voix" w stosunku do "Occult Rock" – zostały raczej nieco
inaczej zaaranżowane. Bazą kompozycji wciąż pozostają mantryczne linie basowe,
przy czym często przypominają one tutaj mamrotane inkantancje, których
zaciekłość w ciągłych repetycjach tworzy hipnotyczną atmosferę. Perkusista
Antoine gra ekstremalnie dynamicznie, bardzo pierwotnie i plemienne, ale
zarazem jest w jego rytmach coś bardzo jazz(core)ującego. Połączenie tych dwóch
elementów – bardzo statycznego, zatopionego w transie basu i ruchliwej,
pchającej wszystko do przodu perkusji – tworzy przestrzeń i arenę, po której
szaleją opętane całkowitą ekstazą dźwięki gitary.
Rozpoczynający się
bezpośrednim uderzeniem w twarz "8:18" wraz z następującym po nim
"7:54" oraz początkiem "5:01" stanowi zasadniczo jeden,
niezakłócony magiczny rytuał. Na tle hipnotyczno-ekstatycznej sekcji rytmicznej
Riedacker prezentuje spazmatyczny, amorficzny ciąg gitarowych dźwięków wykorzystując
w tym celu z dużą swobodą tak przesterowane akordy oraz niepokojące,
dysonansowe melodie, jak i ataki sprzężeń. Nie odnajdziemy tutaj tradycyjnie
pojmowanych riffów, czy progresji. Z jednej strony muzyka ta jest na tyle
dynamiczna, zmienna i niestała, że wymyka się wszelkim próbom złapania jej i
ogarnięcia, a z drugiej zapętlone linie basowe wprowadzają w transowy nastrój i
wybijają nas z jakiegokolwiek odczuwania czasu. Pierwszy moment, w którym
otrzymujemy chwilę na wytchnienie następuje około pierwszej minuty trwania
"5:01". Wraz z zanikaniem dźwięków zakończonej ekstazy zostajemy
witani relatywnie czystymi, wybrzmiewającymi akordami i szeleszczącymi
talerzami. Stan ten utrzymuje się jednak tylko nieco ponad minutę, po czym
nagła eksplozja ponownie rzuca nas w dionizyjską, szaleńczą orgię. Do tej pory
dość okrągły i mamroczący bas przeistacza się w rozwrzeszczaną bestię, gitara
zdaje się przeżywać jeszcze silniejsze spazmy, a wszystko to podkreślane jest
przez zabójczo nieustępliwy szał perkusji.
Ostatnie dźwięki
"5:03" brzmią po raz pierwszy jak definitywny koniec większej
całości. Czwarta część "Voix", "7:01", rozpoczyna się
eksplozją sugerującą następną szaleńczą gonitwę, ale w rzeczywistości
otrzymujemy utwór bardzo zbliżony do dawniejszych dokonań grupy, jak choćby
"Ordre". W tym wolno posuwającym się do przodu dziele z pajęczą
perkusją i prowadzącą melodią basu, nad którymi wysoko w powietrzu wyją
gitarowe dźwięki, główną rolę odgrywa bardzo niepokojąca, wręcz nawiedzona
atmosfera – przez co "7:01" brzmi jak idealny soundtrack do horroru
utrzymanego w temacie duchowych opętań i wiedźmich kultów. Nagłe przyspieszenie
następuje dopiero tuż pod koniec, płynnie przechodząc w część piątą –
"5:34". Ta szybko pokazuje bagaż black metalowych doświadczeń członków
Aluk Todolo dostarczając nam grane tremolo mroczne, atmosferyczne riffy. Około
drugiej minuty otrzymujemy zwolnienie uwieńczone powrotem znanego z drugiej
połowy "5:01" gryzącego basu. Temat ten ciągnie się z nami aż do
kolejnej, ostatniej już części – "9:29". Transowej sekcji rytmicznej
towarzyszy modulowana efektami gitara swobodnie eksplorująca różne zakątki
dźwiękowe i brzmieniowe, kreując bardzo odrealnioną i lovecraftowską
atmosferę. Szósta część jest zasadniczo narastającym budowaniem punktu kulminacyjnego,
który następuje około połowy czwartej minuty. Muzycy do granic swoich
możliwości eksplorują natężenie i ostateczne uniesienie, by wypuścić nas około
piątej minuty i od tej pory powoli, spokojnie oddalając się w muzyczną nicość
pozostawiają słuchacza samemu sobie, by ten stopniowo wrócił do rzeczywistości.
"Voix" nie
miał żadnego kierunku, w którym mógł nas prowadzić ani historii, którą mógł
opowiedzieć. Nie zależało mu też na współcześnie postrzeganych walorach
estetycznych. Przywołane przez Aluk Todolo dźwięki zapewniły raczej bardzo
pierwotne, sakralne doświadczenie, traktując muzykę jako medium obrzędowe, jak
to często miało i wciąż ma miejsce w kulturach tradycyjnych. Chodziło o
absolutny trans i zatopienie się w doświadczaniu i przeżywaniu dźwięków i
stojących za nimi konceptów. I moim zdaniem członkom Aluk Todolo doskonale
udało się to uchwycić. Muzycy ci udowadniają, że to pierwotne odczucie sacrum –
z czegokolwiek by nie wypływało – jest jednak na tyle uniwersalne, że można je
osiągnąć środkami, które dostępne są i naszym czasom. Nie trzeba sięgać po
wykorzystywanie dawnych instrumentów i kopiowanie wzorców z przeszłości lub
przekazów etnomuzykologów. "Voix" to nie tylko po prostu album
muzyczny, ale też rytuał zaklęty w dźwiękach. Co prawda moim zdaniem
"Occult Rock" osiągał ten sam cel znacznie lepiej i "Voix"
wypada przy nim trochę jak odgrzewany kotlet. Prezentuje on też znacznie mniej
pomysłów, ale dzięki ściśnięciu materiału do 43 minut nie jest to tak mocno
odczuwalne. Wciąż to naprawdę świetny, strasznie wciągający album. Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz