Napisał: Grzegorz "Kahun" Ciężkowski
Korekta: Krzysztof "Lupus" Śmiglak
Uroki autostopu nie pozwoliły mi dojechać na początek
festiwalu, ale gdy dojechałem to akurat grał zespół SP Kava. Zespół oczywiście z Białorusi (bo jakże
inaczej by to nie było), który do tej pory zgodnie z tym, co podają na swej
stronie internetowej, wydał dopiero dwie płyty, chociaż istnieją już od 1988 roku. To
co gra hip-hop, czyli troszkę nie moje klimaty, aczkolwiek na Basowiszczach
było dużo nawiązań do muzyki rokowej i czuć w ich muzyce taki wyniosły klimat. Co ciekawe na Basowiszczach, póki jeszcze było
widno to było bardzo dużo dzieci. Innymi słowy można by rzecz, że był to bardzo
rodzinny festiwal...
Następny zespół powiedział o sobie, że „nie są to ciężki chór,
tylko taki bardziej miasatovy”. No i tak też grali. A to co sobą reprezentowali
było spokojną wersją rocka. Mi momentami przypominali zespół Hey. Czuć było od
nich powiew zimnej fali rocka. Nazywali się Ilo & Friends. W tym momencie jednak dała mi o sobie znać męcząca podróż
autostopem i musiałem uciąć sobie drzemkę. Szczerze mówiąc kładąc się spać
obawiałem się, że prześpię resztę piątkowych koncertów, ale na scenie pojawił
się Volski, a jego muzyka mogłaby obudzić niejednego śpiocha. Był to jeden z
bardziej znanych artystów białoruskich, którzy występowali na scenie. Z tego też powodu widać było więcej osób pod sceną oraz dużo białoruskich flag powiewających
na masztach. Chociaż wśród ludzi widziałem także jedną flagę ukraińską oraz, co
przykuło moją największą uwagę to pojawiła się też flaga polskiej Solidarności - w sumie miało to trochę sens, bo naprawdę przypominało to trochę festiwal w
Jarocinie, ale nie ten wznowiony tylko ten który zna się ze słyszenia co opowieści, o tym jaki był kiedyś. Wracając jednakże do muzyki zagrali oczywiście swe szlagiery
wśród, których moim zdaniem największą furorę zrobił kawałek A chto tam idzie. Ale nie zabrakło też
takich kawałków jak Milicjanty i
prostytutki oaz Moje kochanie.
Wam pewnie nic to nie mówi…. Mi też nie, dopóki nie usłyszałem tych kawałków na
Basowiszczach i przyznam, że cały koncert niósł ze sobą tę mocną punkrockową
energię podobną do tej, którą moim zdaniem miał w sobie zespół Dezerter na
początku swej kariery. Zagrali jeszcze kawałek pod tytułem Unieś mnie, który już jakiś czas temu zagrali razem z Lao Che.
Potem był zespół Folcore. Niestety, ale wiele osób już
poszła sobie spod sceny. Szkoda, bo stracili bardzo fajny zespół. A jak jego
sama nazwa wskazuje, no i dodajmy jeszcze miejsce jego występowania, to myślę,
że to co grają jest oczywiste i jest to Folk Rock. Potem było after party pod wiatą, ale ja wolałem w tym
momencie pójść już w kimę. No cóż zmęczenie jednak dało swe znaki. Następnego dnia też na początku zbyt dużej frekwencji nie
było. Trudno się dziwić, ale szczerze to oni trochę "mulili" jak grali. Nawet zaczął
padać deszcz, że większość osób oglądała koncert z tyłu pod wiatą, a pod sceną
zostali tylko najtwardsi wojownicy. Był tam też instrumentalny zespól metalowy o
nazwie Monroes Mysterious Death i laureat konkursu młodych kapel oraz trój-osobowa kapela znana jako Yegor Zabelov Trio i mieli nawet akordeonistę,
ale nawet oni trochę taką mulącą muzykę grali, że nie
chcę się o nich zbytnio rozwodzić. Po nich na szczęście wystąpił zespół Ostrov i był to duży kontrast w porównaniu do poprzednich kapel. Bo
dali naprawdę mocno czadu. Zaczęli od mocno folkowego wstępu, by potem zamienić
się w kapelę rockową z pełną mocą i energią. Gitarzysta starał się mocno
zagrzewać publiczność do zabawy co wyszło mu z pozytywnym skutkiem, aczkolwiek
mam wrażenie, że był jakiś mały konflikt pomiędzy gitarzystą, a frontmanem ich
zespołu. Aczkolwiek mogło mi się tylko tak wydawać. Nie da się też ukryć, że
podczas ich występu ludzi pod sceną zaczęło magicznie przybywać. Myślę, że przyciągną ich
ren rockowy magnetyzm wydobywający się ze sceny. Był to też pierwszy zespół,
który śpiewał po Poslku, jaki usłyszałem na Basowiszczach. Trudno się
dziwić, bo jest to jeden z nielicznych zespołów z Polski, a dokładniej z
Białystoku. Zagrali też swój szlagier Stara
Baba, a wydaje mi się, że był to jeden z nielicznych kawałków, które ktoś z
publiczności znał wcześniej.
Bezpośrednio po nich grał zespół Pomidor!Off, ale ja niestety udałem
się na drzemkę. Kiedy już wróciłem z drzemki, na scenie pojawiła się znana Białoruska kapela
Brutto. Oczywiście dali mocnego rockowego kopa, a energia była wyczuwalna już
w najdalszych rejonach sceny. No i oczywiście pod sceną tłumy. Białoruska gwiazda rocka! Zaprezentowali swoje największe
przeboje takie jak "Мяч". Jeśli dobrze rozumiem przekaz tej piosenki jest taki,
żeby zamiast tłuc się na wojnie to lepiej zagrać sobie mecz piłki nożnej. Jak
do tej pory moje uszy nie uchwyciły, żadnego coveru tak tutaj pojawił się utwór
Andrew W.K. "I Get Wet", który w ich
wykonaniu prezentował się całkiem dobrze. Po nich pojawiła się kapela Lao Che. Przyznam, że wcześniej,
gdy słuchałem ich płyty tak strasznie nie przypadła mi ich muzyka do gustu. Zaś
koncert, który zagrali był na prawdę z czadem, mocą i energią. Tutaj
trzeba przypomnieć, że była to również polska kapela i bardzo dobrze została odebrana
przez Białoruską publiczność. Szkoda, że po nich znów się trochę przerzedziło pod sceną,
aczkolwiek nie tak mocno jak po wystąpieniu „głównej gwiazdy” jeden dzień temu. Kolejną grupą wartą uwagi były Dzieciuki. Wokalista żartował że było Brutto i było Lao Che, a tu nagle jakieś Dzieciuki występują. Na sam koniec koncertów ze sceny wyrzucili mnóstwo energii, mocy i dawkę rockowego grania. Wspominali też o tym, jak mi się wydaje, że ich muzyka nawiązuje do białoruskiego folku. Była to to też ostatnia
gwiazda, która występowała pod sceną i po koncercie niestety nie
starczyło mi już sił na after party, albo starczyło tylko tego już nie pamiętam, a
trzeba było się wyspać, żeby następnego dnia złapać stopa z powrotem do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz