środa, 1 lipca 2015

R15/114: Dice, SidKid, Landi & TTOB (20.06.2015, Motor Rock Pub, Słupsk) + wywiad


Napisał: Marcin Wójcik

Dwudziestego września roku pięknistego w słupskim Motor Rock Pubie odbył się koncert zespołu Dice. Był to jeden z przystanków trasy, którą objęliśmy patronatem. Stargardzka grupa przyjechała do Słupska promować swój drugi studyjny album „Paradice”. Przed występem, w letnim ogródku Motor Rock Pubu, zespół udzielił mi krótkiego wywiadu związanego z trasą oraz koncertem, który lada moment miał dojść do skutku...

Marcin Wójcik, LupusUnleashed:  - Jak Wam się podoba w Słupsku?

Łukasz Przybylski, Dice: Za dużo Słupska nie widzieliśmy, bo po wjeździe do miasta kierowaliśmy się od razu do klubu, ale starówka i centrum jest całkiem spoko. Mam nadzieję, że znajdzie się trochę czasu żeby zobaczyć nieco więcej. 


MW: To pierwszy Wasz koncert w tym mieście?

Ł: Drugi. Pierwszy raz byliśmy tutaj w 2013 roku. Też w „Motorze”. Wtedy była zima, było ciemno. Dopiero teraz, tak naprawdę, widzimy Słupsk w świetle dnia…

MW: Czy oprócz utworów z „Paradice” na koncercie w Słupsku usłyszymy kawałki z poprzedniej płyty? 


Ł: Głównie z najnowszej płyty, ale zamierzamy zmieszać je z kilkoma kawałkami z naszego poprzedniego albumu „Stara Historia”. Dobraliśmy je tak, żeby to wszystko ze sobą współgrało.

MW: To nie jest ostatni przystanek na trasie…
 

Ł: Nie. Za tydzień gramy kolejny koncert. W sierpniu robimy sobie wakacje, trzeba trochę odpocząć, bo jeździmy już tak od lutego. Potem zaczynamy kolejne koncerty: we wrześniu, dalej jesienią, zimą, prawdopodobnie znów wiosną i kolejna wakacyjna przerwa. Może jeszcze następną zimę spędzimy koncertując. Takie mamy marzenie. 

MW: Jak rysuje się przebieg trasy? Wszystko przebiega zgodnie z założeniami? 

Ł: -Póki co tak, choć koncert w Bytowie musieliśmy odwołać i przesunąć na inny termin z przyczyn niezależnych od nas. Mimo to jesteśmy zadowoleni, wszystko odbywa się jak należy. 


MW: Dziękuję i życzę udanego koncertu! 

Ł: Dziękujemy bardzo, pozdrawiamy!


Tego wieczora, jako support zagrały dwa lokalne zespoły: Landi & The Truck Of Brandy oraz SidKid. Jako pierwszy wystąpił Landi ze swoją świtą. TTOB to grupa młodych, dobrze zapowiadających się muzyków. Mają potencjał, aby pokazać się szerszej publiczności wykraczającej poza granice swojego miasta. Mam nadzieję, że go nie zmarnują. Jak na słupskie warunki zespół jest dość egzotyczny – wykonuje utwory utrzymane w stylistyce country lub amerykańskich piosenkarzy a’la Dylan czy Johhny Cash.

Landi & TTOB przygotowali bogaty, bardzo spójny i przemyślany materiał. Łatwo można wywnioskować, że wkładają w to mnóstwo pracy i pasji, a rezultat jest naprawdę wyśmienity. Wszystkie kompozycje brzmiały dojrzale, natomiast pod względem technicznym nie było miejsca na jakąkolwiek pomyłkę. Dobra jakość występu wsparta mądrze i pewnie prowadzoną konferansjerką spowodowały, że zespół został nagrodzony gromkimi brawami i dużym entuzjazmem ze strony publiczności. To, co proponuje Landi ze swoją drużyną nie powinno być ignorowane przez lokalną scenę. Takie grupy należy wspierać, zwłaszcza, że członkowie mają zaledwie po 18-19 lat. Jeśli tak młodzi ludzie rokują tak dobrze, to jest szansa, że w niedalekiej przyszłości zrobią coś wielkiego. Nie samym metalem Słupsk żyje i weźcie to sobie do serca, drodzy lokalsi. 

Następnie na scenie zjawił się SidKid – zespół składający się z członków nawet nieco młodszych od ich poprzedników. O występie grupy nie można powiedzieć zbyt wiele – to typowo licealna kapela, która dopiero próbuje swoich sił na scenie, wykonując rockowe standardy i covery swoich ulubieńców. Jedne wychodzą lepiej, drugie nieco gorzej. Część zespołu powinna jeszcze doszlifować swój warsztat, pozostali natomiast, zapowiadają się całkiem nieźle. Przed SidKid jeszcze długa droga, ale mam nadzieję, że z koncertu na koncert będzie tylko lepiej. Tym bardziej, jeśli dojdą do etapu pisania autorskich kawałków, czego im serdecznie życzę. 

Po występie lokalnych zespołów przyszedł czas na zacnych gości. Dice rozpoczęli swój występ klika minut po dwudziestej drugiej, witając się z pustawą salą. Mimo to entuzjazm nie opuszczał muzyków. Energia, jaką z siebie wyzwalali z utworu na utwór, ściągnęła przed scenę jeszcze kilka osób z klubowego ogródka. Sam byłem pod wrażeniem – Dice to zdecydowanie zespół koncertowy. Ponadto pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że obaj gitarzyści grają na Stratocasterach. Nie przypuszczałem, że ta gitara ma aż takie możliwości i tak doskonale sprawdzi się w tej muzyce.


Po wykonaniu kilku pierwszych utworów, pod sceną zaczęła tańczyć nieliczna grupa ludzi. Taniec szybko przerodził się w pogo. Mimo niewielkiej liczby ludzi, pogujący robili to tak intensywne, że jedna osoba wpadła plecami na scenę, omal nie tratując muzyków. Przewrócił się za to mikrofon i zespół musiał przerwać koncert w trakcie wykonywania numeru, żeby naprawić szkody. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a sprzęt także nie ucierpiał. Żenujący jednak jest fakt, że w wirze zabawy niektórzy z nas nie potrafią zachować zdrowego rozsądku… Część publiczności, wyglądająca na sympatyków punk rocka, domagała się wciąż szybkich, energicznych kawałków. Wreszcie ich prośba spełniła się w wykonaniu „Starej Historii” – tytułowego utworu z pierwszego albumu Dice. Oczywiście spotkało się to z prawdziwym entuzjazmem, który szybko przerodził się w dziki, wręcz epileptyczny taniec pod sceną.

Mimo długiego występu, rozgrzana publiczność wciąż domagała się bisów. Zmęczeni muzycy, zmotywowani entuzjazmem, wykonywali jeszcze takie utwory, jak „Cała Ty”, „Lot Złudzeń”, czy tytułowy „Paradice”. Melodyjny, wysoki głos Łukasza Przybylskiego zdawał się nie męczyć mimo upływającego czasu i intensywnego występu. Z utworu na utwór energia nie słabła, wręcz przeciwnie – miałem nieodparte wrażenie, że występ nie chyli się ku końcowi, ale wciąż się rozkręca. 

Gig dobiegł końca już po północy, chłopaki pożegnali się ciepło ze Słupskiem i zeszli ze sceny. Prawdę powiedziawszy dawno nie byłem na koncercie, który dałby mi tyle pozytywnych wrażeń. Choć nie tańczyłem dziko pod sceną, to czułem się właśnie jak Ci ludzie. Uśmiech i szczera radość mnie nie opuszczały. Płyta „Paradice” emanuje pozytywną mocą, jednak w pełni odczuwa się ją właśnie na koncercie. Dice to machina, która doskonale sprawdza się na żywo. Mam nadzieję, że będę miał okazję zjawić się jeszcze na ich występie, niekoniecznie w Słupsku. 

Appendix:
Niestety, frekwencja nie była wprost proporcjonalna do jakości koncertu i zaangażowania zespołu. Na swoim profilu facebook zespół zresztą zwrócił na to uwagę. Lokal bowiem, zamiast pękać w szwach, raczej świecił pustkami. Na zewnątrz, w okolicy ogródka, bawiły się za to pokaźne tłumy. Nikt jednak nie próbował zejść po schodkach do klubu po to, żeby posłuchać koncertu. Bez problemu za to istniała możliwość kupna piwa i wyjścia z nim do ogródka, nie zapłaciwszy za wstęp. Szkoda, że pozwala się na taką niesprawiedliwość wobec zespołu, który inwestuje nie tylko pieniądze w swój przyjazd do miasta. 

Zdjęcia: Marcin Wójcik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz