niedziela, 5 lipca 2015

Tau Cross - Tau Cross (2015)


Gdyby chcieć opisać tę płytę przy pomocy słownictwa kulinarnego, byłyby nam potrzebne następujące składniki *: ekstrakt z punk rocka z dodatkiem chrupkiego crustu, łyżka zimnej fali, łyżka bluesa, kilka kropel industrialu, syrop Motorheadowy, posypka z dodatkiem heavy metalu, gęsty sos złożony z eksperymentu i dobrego humoru oraz garaż z nowoczesnym sprzętem. Nie jestem zwolennikiem takich mieszanek, ale dam sobie głowę uciąć, jeśli nie jest to jeden z najciekawszych albumów i w dodatku debiutów roku pięknistego...


Tau Cross to międzynarodowa (kanadyjko-amerykańsko-brytyjska) supergrupa, którego głównym punktem wyjścia jest punk rock wymieszany z crustem i różnymi odmianami heavy metalu, jak również odrobiną bluesa, surowizną dwóch pierwszych gatunków oraz współczesnym brzmieniem. Powstała w 2013 roku, a płyta zatytułowana po prostu "Tau Cross" to ich pierwsze, debiutanckie wydawnictwo. Obecnie w skład zespołu wchodzą basista i wokalista Rob Miller (znany z grupy Amebix), perkusista grupy Voivod Michael Langevin oraz gitarzyści Jon Misery i Andy Lefton (znany z War//Plague). Materiał zaś został wydany przez Relapse Records, wytwórnię specjalizującą się w zróżnicowanych, ciężkich i nie zawsze oczywistych brzmieniach. Płyta swoją premierę miała w maju tego roku, ale ja trafiłem na nią za sprawą Noise Magazine - opis był tak intrygujący, że postanowiłem ją sprawdzić i nie zawiodłem się, a wręcz przeciwnie, jest to jedna z płyt, które od grubo ponad dwóch miesięcy nie schodzi z mojego odtwarzacza i moich słuchawek.

Jak na punk rockową płytę jest to długi album, bo trwający prawie pięćdziesiąt pięć minut, jednakże podczas słuchania nie odczuwa się tego czasu. Nigdy też nie byłem zwolennikiem punk rocka (poza zimną falą, punkiem gotyckim w rodzaju Bauhaus czy XIII Stoleti oraz paroma klasycznymi grupami), a patrząc na opis kulinarny można wręcz odnieść wrażenie, że powstała jakaś niestrawna mieszanka. Nic bardziej mylnego. Gdyby chcieć opisać tę płytę w skrócie, należałoby przywołać opisywaną już na naszych łamach płytę "subHuman" grupy Recoil. Tam punktem wyjścia był blues wymieszany z elektroniką. Na "Tau Cross" jest podobnie, tylko tych składników jest więcej, a to co powstało jest rzeczą doprawdy niezwykłą.

To, że będziemy mieli do czynienia z czymś niezwykłym, słychać już w pierwszym numerze, zatytułowanym "Lazarus". Dzwony, elektronika i rwany punkowy, a jednocześnie pędzący i bardzo metalowy riff, który go otwiera a następnie rozpędza się wraz z mocną, cudownie wytłumioną perkusją. Do tego wokal podobny do charakterystycznej maniery Lemmy'ego, a jednocześnie zupełnie inny od niego. Kolejny "Fire in the sky" jest równie wciągający: najpierw iście doomowy klawisz, a następnie wszystko się rozpędza gęstym, melodyjnym riffem i perkusją idealnie wpisaną w warstwy gitar i wokalu. Nie zwalniamy tempa w kapitalnym, wkręcającym się w głowę "Stonecrakcerze" przepełnionym punkowym klimatem, ale podanym w bardzo świeży i nowoczesny sposób. Skojarzenia z bluesowym albumem Recoil przychodzą na początku w plemiennym, dusznym i odrobinę doomowym "Midsummer", a potem całość się rozkręca wspaniale łącząc punkową zadziorność z ciężarem metalu. Jednym z najciekawszych i najmocniejszych fragmentów płyty (choć to samo można powiedzieć o każdym numerze z osobna) jest najdłuższa kompozycja, czyli "Hangmans Hyll", która zamyka się w czasie około sześciu i pół minuty. To także jeden z moich faworytów. Do tego genialny, bardzo mocny tekst, a te na tym albumie sa takim samym majstersztykiem jak warstwa muzyczna. Weźmy choćby fragment końcowy **:

I nawet ich bogowie odwrócili się tyłem
Otworzyli drzwi, które nie powinny być otwarte
Gdzie nie powinniśmy nigdy wrócić
I zobaczyłem kruka, czarne jego skrzydła na krwawym niebie
Płonące drzewo i wszystko wokół
Tak, niech płonie drewno i wszystko dookoła
Czuję jak zbliża się zima...


Robi wrażenie, podobnie zresztą jak dość lekki, duszny i melodyjny zarazem kawałek, który zostanie z Wami na długo. Edgar Allan Poe byłby z nich dumny, a przecież to nie jest jego tekst, ale mógłby nim być. Po prostu świetne. Jeszcze mocniejszy jest tekst w kolejnym numerze "We Control the Fear", który mógłby odnosić się zarówno do religii jak i polityki. Tu także na początku sięga się po bluesa, w wydaniu podobnym do Ghoultowna czy właśnie eksperymentów znanych z Recoil. Zwróćcie też uwagę na przestrzeń w tym kawałku - coś pięknego. Po oddechu następuje uderzenie w "You People". Kolejny znakomity riff, idealnie wyważona perkusja i dodatkowe efekty elektroniczne w tle. A po nim następny faworyt, niezwykle prawdziwy utwór zatytułowany "Prison", w którym już sam tekst mówi za siebie:

Ta małpa nauczyła się marzyć, napisała nawet książkę
o wszystkich groźbach i obietnicach mniejszego bóstwa
które stwierdziło, że Ziemia, na jego podobieństwo, winna być pogrążona w wiecznej wojnie

Nie ma murów, żadnych strażników, ogrodzenia, ani wybiegu
Jesteśmy idealnymi więźniami

Wszystko co musimy robić, to pozostać w niewiedzy, nie patrzeć za kurtynę
Koła się wciąż toczą
Czasami w moich najmroczniejszych snach, złapię odrobinę czegoś, 
cząstkę czegoś wielkiego jakby ktoś się do mnie uśmiechał szeroko

Nie ma murów, żadnych strażników, ogrodzenia, ani wybiegu
A jednak w odosobnieniu żyjącym - więźniem każdy z nas

Seks, Wojna, Nauka, Religia

Całość przypomina trochę dzieła Soulfly'a z ostatnich płyt, ale jest znacznie lepiej i ciekawiej podana. Bluesowe klimaty, chwila ukojenia po mocnych numerach, przychodzi w fantastycznym "Sons of the Soils" i nawet gdy wiemy, że utwór to krytyka wojny, nie sposób oprzeć się wrażeniu jak łagodny to utwór. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że gdzieś coś podobnego się już słyszało i wcale nie trzeba szukać daleko: Pink Floyd. Nie zrozumcie jednak mnie źle, to nie jest żadna kopia, ani zmyła, ale jak mi się wydaje świadome nawiązanie. Do mroku, industrialnych dodatków i ciężkich riffów wracamy w bardzo dobrym (nawet jeśli troszkę powielający dźwięki z poprzednich kawałków) "The Lie". Bluesowe, a może nawet trochę przywodzące na myśl deklamacje Lou Reeda, zapędy w wokalu pojawiają się przedostatnim "Our Day", który kapitalnie się rozkręca i poraża klimatem, gęstym riffem i melodią. A na zakończenie, prawie trzyminutowa miniaturka (w stosunku do średniej długości czterech/pięciu minut) "The Devil Knows His Own", w której znów podjęto filtr z bluesem. Od razu ma się przed oczami Roberta "Devil" Johnsina stojącego z gitarą na rozdrożu.

Lato się skończyło, zaczął padać deszcz
Pamiętam dobrze, wycinanie imienia na pniu
Gdzieś na zaoranym, mokrym polu znów zakrzyknął kruk

Słońce znów znika na zachodzie, wiem że ta krew jest silna
Zdam ten test, poznam co zrobiłem źle
I wezmę Twoją dłoń i odprowadzę Cię do domu
Bo Diabeł pozna swojego, a przynajmniej tak mówią, że Diabeł pozna swojego

Ktoś będzie żył, a ktoś umrze
Wszak wszyscy wiemy, że pod tym niebem
Pory roku wciąż przemijają, a płatki róż opadają na ziemię
I zawsze wszystko będzie wszystkim

I zejdę w głębiny mórz, zmyję w nim swoje grzechy
Odwrócę się do Ciebie i będę Cię słyszał wyraźnie
W tym ostatnim dniu, wszyscy będziemy samotni 
Bo Diabeł pozna swojego, a przynajmniej tak mówią, że Diabeł pozna swojego

Pełne zaangażowania teksty, pozbawione jednak punkowej demagogi (na co również zwracają uwagę w Noise Magazine), zaserwowane z poetycką wrażliwością i wymieszane z energetyczną i liryczną zarazem warstwą muzyczną, której nie da się jednoznacznie zaszufladkować, z zachowaniem surowizny przysługującej punkowi i z wykorzystaniem nowoczesnej technologii, tak by brzmiało to świeżo i porywająco. To powinno się nie udać, a jednak udało się znakomicie. To płyta, którą trzeba znać, której się będzie słuchać po wielokroć i do której się będzie wracało. W warstwie tekstowej nie jest to też płyta łatwa, ale z całą pewnością warta uwagi, a przede wszystkim niezwykle przyjemna. Po prostu wstyd nie znać. Czy i dla Was będzie numerem jeden w tegorocznym zestawieniu na koniec pięknistego? Bo dla nas - zdecydowanie! Ocena: 10/10 !



* Proporcje dowolne/składniki zresztą też, ale mniej więcej pokrywające się z powyższym.
** Fragmenty tekstów utworów w tłumaczeniu własnym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz