sobota, 5 października 2013

Percival Schuttenbach - Svantevit (2013)


Svantevit, czyli Światowid był uważany za boga najwyższego – pana niebios, wojny, płodności i urodzaju. Zespół Percival Schuttenbach zaś, niewątpliwie należący do najciekawszych (i nielicznych) grup parających się pagan/folk metalem w naszym kraju, postanowił zrealizować album oddający niejako hołd temu zapomnianemu już pogańskiemu bóstwu. O nim i o naszych słowiańskich korzeniach opowiada trzeci studyjny album, którego premiera odbyła się 21 września roku trzeszczącego...

Nie znać i nie lubić tej niesamowitej grupy w pewnych kręgach uchodzi za przestępstwo karane całkowitym wykluczeniem z takowej wspólnoty. Ich "Satanismus" jest wręcz kultowy, a stylistyka w jakiej się obracają wręcz unikatowa: z jednej strony jest to typowa folk metalowa kapela, ale ich muzyka łączy ze sobą także elementy pagan, a nawet thrash metalu. Z tej przyczyny, można też ich określić jako grupę wykonującą rock patriotyczny czy też narodowy, o którym u nas ciężko się mówi. Pomijając jednak wszelkie stylistyczne i gatunkowe szufladki, Percival Schuttenbach jest zespołem, który gwarantuje nie sztampowe podejście do nie tylko samej muzyki, ale także do słowiańskich podań i legend, historycznych realiów czy nawet do zwykłych jaj z wierzeń chrześcijańskich jak we wspomnianym wyżej legendarnym już kawałku. Trzecia płyta tegoż dowodzi też, że jest to zespół, który choć znany tylko nielicznym i nie da się ukryć, że wybranym, zasługuje na miano jednego z najciekawszych polskich zespołów.

Świętowit (połabskie: Svątevit; prawdop. ze "święty" – dawniej tyle co "potężny" i "wit" – "pan") – główne bóstwo czczone przez plemię Słowian połabskich – Ranów, zamieszkujące na wyspie Rugii w grodzie Arkona. Relacja duńskiego kronikarza Saxo Gramatyka zawarta w dziele Gesta Danorum podaje, że w tamtejszej świątyni przedstawiać boga miał posąg olbrzymiej, antropomorficznej istoty o czterech twarzach. Lewą ręką wsparty był na boku, a w prawej trzymać miał róg, który kapłan podczas świąt napełniał miodem w celu odprawienia wróżb. Atrybutem Świętowita był miecz, a świętym zwierzęciem biały koń, którym posługiwano się przy wróżbach przed wyprawami wojennymi; ruch konia lewą nogą miał oznaczać klęskę, prawą zaś zwycięstwo.

Płytę otwiera kapitalny, ciężki kawałek zatytułowany "Okrutna Pomsta", w którym zostało zawarte wszystko to, za co kocha się Percivala Schuttenbach: ostry riff, świetny tekst i niesamowity klimat. Po nim nie zwalnia się tempa w "Satanaelu", który zaskakująco zaczyna się niemieckojęzyczną wstawką z jakiegoś horroru, a następnie wchodzi kolejny znakomity ostry riff z mocną perkusją i niepokojącym smyczkowym tłem. Ponownie także mamy bardzo udany tekst, a jak dochodzimy do fragmentu z dziecięcym głosikiem... czujemy jak po plecach przechodzą ciary. Na trzeciej pozycji znalazł się utwór tytułowy opowiadający o Świętowicie. To jeden z tych numerów, którego nie zabraknie mam nadzieję na żadnym koncercie grupy: porywający riff, świetny tekst i fantastyczne tempo, a po plecach znów przelatują ciarki. Po nim równie mocny "Wodnik", w którym ciężki riff i potężna perkusja na przemian przeplata się ze smykami i fletami. Piątym numerem jest "Bitwa", w niej także nie ma zmiłuj. Pokładami energii jakie kryją się w numerach Percivala Schuttenbach na tej płycie można by obdarować setki nie tylko podobnych kapel, ale także z innych metalowych gatunków.

Świątynia Świętowita w Arkonie była pokryta płaskorzeźbami i malowidłami, posiadała też własny oddział 300 konnych. Wewnątrz znajdował się bogaty skarbiec. Dostęp do wnętrza świątyni i boskiego rumaka miał jedynie długowłosy kapłan, któremu nie wolno było skalać boskiej siedziby oddechem. Świątynia ta została spalona 12 czerwca 1168 roku z rozkazu duńskiego króla Waldemara I, który zagarnął jako łup wojenny skarbiec Świętowita składający się z ofiar wielu pokoleń wiernych. To sanktuarium było ostatnią pogańską świątynią Słowian. Pewne elementy posągu w Arkonie mają swoje ścisłe odpowiedniki w słynnym idolu zbruczańskim wydobytym z rzeki Zbrucz w 1848 r. we wsi Liczkowce na Podolu (obecnie Ukraina). „Światowid ze Zbrucza” aktualnie znajduje się w Muzeum Archeologicznym w Krakowie.

Szósty utwór to spotkanie z upiorami, które trwa dziesięć minut. W "Upiorach" odrobinę zwalniamy, numer jest bardziej rozbudowany,  ale nie traci przez to ze swojego mocnego tempa i przede wszystkim niesamowitego klimatu. Obok utworu tytułowego, to jedna z najlepszych kompozycji na płycie, w której nie brakuje nawet soczystej solówki gitarowej, po której następuje fletowy fragment z fantastycznymi perkusyjno-gitarowymi kontrastami i finalnym instrumentalnym rozpędzeniem. Po nim na pozycji siódmej pojawia się "Wiking", kolejny absolutny killer. A na finał, w utworze ósmym uczestniczymy w słowiańskim obrzędzie pogrzebowym przypominającym naszą stypę z tą różnicą, że poza wystawną ucztą i wspominaniem zmarłego urządzano również igrzyska na jego cześć, w skład których wchodziły gonitwy, zapasy i wesołe zabawy w maskach. Obrzęd miał zasięg ogólnosłowiański (wspomina o nim m.in. "Powieść minionych lat') miał na celu wprowadzenie duszy w zaświaty i uniemożliwienie jej powrotu pomiędzy żywych, jak również uwolnienie uczestników od zgubnych wpływów duchów zmarłych. "Tryzna" jest najwolniejszym utworem na płycie, utrzymanym w doomowym, pochodowym tempie, ale i w nim zostajemy wciągnięci w świetny klimat i potężne brzmienie. Szkoda tylko, że kończy się tak szybko, mało atrakcyjnym zejściem.

"Svantevit" to według mnie najlepsza i najbardziej spójna płyta Percivala Schuttenbach, ale także zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich płyt roku trzeszczącego. Te (zaledwie) osiem numerów to materiał mocny i wciągający, w którym na próżno szukać nudnych, zbędnych czy niepotrzebnych dźwięków. Ci co, Percivala Schuttenbach już znają na pewno tę płytę będą męczyć bez końca, a Ci, którzy jakimś cudem jeszcze nie poznali tego zespołu i ich muzyki, po tym albumie na pewno sięgną po poprzednie. Trochę szkoda, że płyta jest dość krótka, te niecałe czterdzieści dziewięć minut przleatuje bowiem zbyt szybko, nie wiadomo kiedy. I choć cały album jest bardzo porządny i nie daje o sobie zapomnieć, to według mnie zabrakło też choćby jednego żartobliwego utworu, na miarę "Satanismusa", który to oprócz lekcji historii, zadumy i ciarek na plecach, przyniósł odrobinę uśmiechu.

Ponadto, z lubińskiej grupy Percival Schuttenbach można być dumnym, że w tak przekonujący sposób potrafią opowiedzieć o naszej pogańskiej duszy, dawno minionych czasach, kiedy mieszkając w lasach żyliśmy w harmonii z naturą i bogami. Kiedy naszą dumą było to, że jesteśmy Słowianami, bo choć nimi jesteśmy nadal, to chyba zdążyliśmy o tym już trochę zapomnieć. Każdy z nas bowiem nadal ma w sobie coś z poganina oddającego cześć Światowidowi. Ocena: 8,5/10


Opis dotyczący Świętowida, świątyni w Arkonie oraz wyjaśnienie pojęcia tryzny zostały zaczerpnięte z wikipedii.

1 komentarz:

  1. Percival Schuttenbach dodał ważną adnotację pod postem z linkiem na swoim facebooku, którą tu dodaję w całości: "Śpieszymy z wyjaśnieniem - intro Satanaela to nie "...niemieckojęzyczna wstawka z jakiegoś horroru..." tylko cześć opowieści. Konkretnie, jest to wstęp do makabrycznego obrzędu odprawianego przez - Gizberta, pedofila, satanistę i pupila biskupa ( utożsamianego z Thietmarem i działającego za jego wiedza i pod jego opieką). Czarnej mszy, która ma na celu przywołanie Satanaela, zwanego w późniejszych wiekach Lucyferem. Gizbert był członkiem sekty bogomiłów, wierzył ze Jezus i Satan czyli Satanael, to bracia. Sekta była bardzo popularna w ówczesnej Europie. Dla słowiańskich Ranów, chrześcijaństwo musiało jawić się, makabryczną, krwiożerczą religią, w której opętani zboczeńcy realizują swoje krwawe fantazje. Nierzadko krzywdząc i wykorzystując maleńkie dzieci. O tym jest właśnie utwór "Satanael" a intro do niego zaczyna się właśnie taką czarną mszą.

    Co ciekawe, rozpoczęliśmy pisanie tej historii około dwa lata temu. Dziś życie dopisuje do tego scenariusza własne poprawki.
    Być może tak wiele od wczesnego średniowiecza się nie zmieniło ;)"

    OdpowiedzUsuń