wtorek, 29 października 2013

Bremenn - Flowers Of Fall (2013)


Podobno członkowie tej grupy poznali się w poradni psychiatrycznej w 2005 roku. W ramach terapii postanowili założyć wspólny projekt muzyczny, łączący w sobie wpływy metalu i muzyki industrialnej. Nie jestem wielbicielem podobnej muzyki, ale coraz częściej trafiam w tym gatunku na pozycje, które są naprawdę intrygujące. Debiutancki album, wydany początkowo tylko w wersji cyfrowej, to album konceptualny. Zapomniałem też dodać, że Bremenn to zespół pochodzący z Polski. Shall we begin?

Bremenn może kojarzyć się z niemieckim miastem i to dobre skojarzenie, bo grupa porusza się wszak po rejonach, które w naszej świadomości zaszczepiły niemieckie formacje Laibach, Die Krupps czy Rammstein. Jednakże, częściej podkreśla się w ich przypadku, że nazwa pochodzi od połączenia słów: brewiarz i men (tłum. ang. – mężczyźni). Przewrotne połączenie bywa tłumaczone jako „człowiek modlący się”, co w połączeniu z image i gatunkiem muzyki zespołu można uznać za ironiczne. Niektóre źródła podają nazwę zespołu jako połączenie słoweńskiego wyrazu „brem” (brzemię) i duńskiego „men” (wynik choroby). Grzegorz Kabasa – autor nazwy – komentował także, iż nazwa zespołu wyśniła mu się w powtarzającym się koszmarze sennym.
Kabasa dodaje też, że  'Bremenn nie jest formacją malowanych lal goniących za zachodnimi modami. Szuflady, do których wkładają nasze dźwięki słuchacze są różne, ale jest to dla zespołu nieistotne. B- to muzyka mroczna i precyzyjna, oparta na ostrym gitarowym rytmie z dodatkiem barw elektronicznych (...) Nie jesteśmy także chorzy na wydumaną oryginalność. Interesuje nas mroczny, tajemniczy intelektualizm wyrażany za pomocą wizji i dźwięku.

Czasy kiedy industrial i techno były bezmyślną łupanką już dawno przeminęły, udowodnili to już dawno twórcy tej muzyki, ale także udowadniają powstające jak grzyby po deszczu coraz ciekawsze nowe formacje poruszające się nie tylko w ciężkim i mrocznym gitarowym graniu, ale także po szeroko pojętej elektronice, która nie jest już tylko dodatkiem, a pełnoprawnym elementem takiego grania, budującym nie tylko efekt, ale także cały klimat poszczególnych kompozycji.
Bremenn nie wyważa żadnych drzwi i wcale nie stara się ich wyważać. To dwanaście mocno wkręcających się w głowę kawałków opakowanych w brzmienie ciężkie, energetyczne, a zarazem dość mocno działające na psychikę. Opera, jak należało by nazwać muzyczny spektakl, jaki nam przedstawiają pełen jest migających świateł, matryc i przede wszystkim problemów każdego człowieka: instrumentalnego traktowania jednostki, dehumanizacji, komercjalizacji prywatności, upadku autorytetów, manipulacji medialnej, czy też zatracania umiejętności krytycznego myślenia.

Są tu mocne utwory wywołujące ciarki na plecach gitarowymi ostinatowymi riffami, okraszone pulsującymi rytmami elektroniki i sampli, ale także utwory liryczne (rewelacyjny "My Veil"). Anglojęzyczne teksty poruszają problemy ważne i często grząskie, ale nie są banałami, a nawet nawiązują do literatury ("Alice"). W większości tego typu muzyki elektronika jest zaledwie tłem, ale w Bremenn jest ona nawet ważniejsza od gitar czy perkusji, buduje klimat, pulsuje i zmienia się wraz z przekazywanymi emocjami. Przedstawiają świat nieprzyjazny, ale bardzo nam bliski, w formie, która wyróżnia się spośród większości polskiej muzyki. Bremenn jest grupą bardzo intrygującą i wartą uwagi (także dla tych, którzy w podobnej muzie nie gustują na co dzień). To kawał znakomitej roboty i naprawdę porządnej, nowoczesnej oraz wciągającej muzyki. Ocena: 8/10



1 komentarz: